Rozdział
II
Pierwsze
ostrzeżenie
Do domów odprowadził nas Ikar. Przez
cały czas był bardzo spięty. Bał się o nas. A to oznaczało tylko jedno. Dzieje
się coś złego. Nie wiedziałem co, ale miałem złe przeczucia. Wróciłem po
siódmej. Mama czekała na mnie z kolacją. Nie była zła. Zero pytań z kim byłem,
gdzie byłem, jak byłem i tak dalej. Zwykle kazała mi wracać przed zmrokiem. Nie
wiedziałem, jaki to ma sens, aż do tego dnia. No przynajmniej domyślałem
się, jaki mogło mieć to sens. Byłem
prawie pewny, że robiła to z tego samego powodu, co Ikar. Tylko jeszcze wtedy
nie wiedziałem, co to był za powód.
Ale tak już z innej beczki - moja mama to najlepsza i najcudowniejsza
osoba na świecie. Była piękna, miała długie, czarne włosy, i niebieskie oczy
(choć zawsze zmieniały barwę, przeważnie były niebieskie). Była równa ze mną
wzrostem. Nie przekroczyła jeszcze trzydziestu pięciu lat, ale często miała
worki pod oczami i wciąż była zmęczona. Zwykle chodziła w prostej, szafirowej
sukience firmowej. Pracowała jako kelnerka w hotelu.
Zjedliśmy jajecznicę z chlebem. Jak
każde jedzenie, które robiła mama, było idealne. Moja mama była mistrzynią
kuchni. Wypiliśmy po kubku gorącej czekolady. Po kolacji wykąpałem się, umyłem
zęby i przebrałem się w piżamę. Nie mogłem jednak zasnąć. Wciąż myślałem o
dzisiejszym dniu. O tym, jak Ikar zabronił nam samotnie chodzić, o cyklopie
z jednym okiem, niziutkim mężczyźnie, człowieku, który pozdrowił nas niezrozumianymi słowami i o zakazach mamy. Miałem wrażenie, że wszyscy wokół wiedzą coś, o czym ja nie mam pojęcia. Ale nie tylko to mnie dręczyło. Cały czas przemawiał do mnie głos z mojej głowy. Im bardziej starałem się go ignorować, tym bardziej uporczywy się stawał. W końcu, wbrew moim przekonaniom, zasnąłem i to nie zbyt spokojnym snem.
z jednym okiem, niziutkim mężczyźnie, człowieku, który pozdrowił nas niezrozumianymi słowami i o zakazach mamy. Miałem wrażenie, że wszyscy wokół wiedzą coś, o czym ja nie mam pojęcia. Ale nie tylko to mnie dręczyło. Cały czas przemawiał do mnie głos z mojej głowy. Im bardziej starałem się go ignorować, tym bardziej uporczywy się stawał. W końcu, wbrew moim przekonaniom, zasnąłem i to nie zbyt spokojnym snem.
Śniło mi się to samo pomieszczenie,
które widziałem ostatnio. Lecz przebywał tam ktoś jeszcze. Stary człowiek, o
siwych włosach stał odwrócony do mnie tyłem. Mógł mieć
z osiemdziesiąt lat. Nie był za wysoki. Ubrany w złotą szatę, przepasaną czarnym sznurem, powiedział coś, co według mnie znaczyło: ,,Zaklinam was drzwi światła! Brońcie insygni Ra do czasu, gdy przyjdzie godzien posługiwać się nimi!”. Kawałek ściany rozświetlił oślepiający blask, a na niej ujrzałem wyryte słowa maga, które po chwili znikły.
z osiemdziesiąt lat. Nie był za wysoki. Ubrany w złotą szatę, przepasaną czarnym sznurem, powiedział coś, co według mnie znaczyło: ,,Zaklinam was drzwi światła! Brońcie insygni Ra do czasu, gdy przyjdzie godzien posługiwać się nimi!”. Kawałek ściany rozświetlił oślepiający blask, a na niej ujrzałem wyryte słowa maga, które po chwili znikły.
Scena zmieniła się. Zobaczyłem ogromną
pustynię. Na niebie nie można było ujrzeć ani jednej chmurki. Słońce prażyło
niemiłosiernie. Wokoło mnie nie rosła żadna roślina, lecz gdy się obróciłem,
zobaczyłem morze. Morze na pustyni?
Ale właśnie tak to wyglądało. Plaża nad morzem z prawdziwego zdarzenia wygląda
inaczej. W tym miejscu znajdowała się ogromna ilość piasku, a tuż obok tego
wielki zbiornik wody. Nie rozumiałem wszystkiego do końca, ale wiedziałem, że
to jest morska woda. Zawsze wiedziałem, czy woda jest słodka, czy słona. To po
prostu takie przeczucie, które zawsze jest trafne. Ale wracając do rzeczy,
nigdy nie widziałem takiego miejsca, nawet na fotografiach. Jeszcze ta budowla. Wcale nie wyglądała jak
zewnętrzna strona poprzedniego pomieszczenia. Z zewnątrz to miejsce nie
wydawało się aż tak imponujące. Wyglądało to po prostu jak wielki, kamienny
pagórek. Nie zanadto stromy, bez żadnych uszkodzeń, choć ze środka sprawiał wrażenie
bardzo starego pomieszczenia. Jednego byłem pewien. Coś chroniło to kopulaste,
stare … coś.
Obudziło mnie pukanie do drzwi
mojego pokoju. Kto to mógł być?
Pukanie powtórzyło się. Wstałem, otarłem oczy ze śpiochów i uchyliłem lekko
drzwi. To była moja mama.
- Wstawaj – jej ton był stanowczy. –
Szybko, przebieraj się. Nie masz za wiele czasu, już prawie się spóźniłeś.
- Na co? – zapytałem trochę zaspanym
głosem.
- Zakończenie roku szkolnego. I to w
pierwszej klasie.
Pacnąłem się w czoło. Szybko jak
błyskawica ubrałem się i zjadłem śniadanie. Potem wręcz leciałem na Mszę z
okazji zakończenia roku. Na szczęście nikogo po drodze nie spotkałem.
Ostatecznie wbiegłem do kościoła tuż przed rozpoczęciem. Wzrokiem odnalazłem
moich kolegów i usiadłem przy nich. Nie było tam miejsca na ponure rozmyślania.
W drodze do szkoły śmialiśmy się i lekko przekomarzaliśmy. Weszliśmy do klasy,
gdzie wychowawca usadził nas i rozpoczął niezbyt długą przemowę. On też chce już iść do domu. Nasza
szkoła była najfajniejsza z tego względu, że akademie odbywały się jedynie na
rozpoczęcie pierwszej klasy i zakończenie trzeciej. Wychowawca rozdał nam
świadectwa. Moje jak zwykle (nie przechwalając się) wieńczył czerwono – biały
pasek. Nigdy nie miałem świadectwa bez wyróżnienia. Jakoś tak zawsze mi
wychodziło. Do wyjścia gotowi byliśmy po jakichś dwudziestu minutach. Wyszedłem
przed budynek szkoły i lekko się zdziwiłem. Moja mama podjechała pod szkołę,
czego nie miała w zwyczaju robić.
- Wsiadajcie – powiedziała szybko do
mnie i Adriana. – Nie ma czasu do stracenia, oni już wiedzą.
- Jacy oni? – zapytałem, zapinając
pasy.
- Głowy w dół – odpowiedziała mi
tylko.
Jechaliśmy w całkowitym milczeniu,
co też było dziwne. Zwykle jeśli jechaliśmy gdzieś razem w samochodzie grała
muzyka, a od środka rozpierały go rozmowy i śmiechy. Tym razem w powietrzu czuć
było napięcie. Nikt nie włączył nawet muzyki. Coś tu jest nie tak.
- Zaczynam się denerwować –
szepnąłem do Adriana, siedząc z głową między kolanami.
- Ja też – odszepnął. – Co się w
ogóle dzieje? Wiesz coś?
- Gdybym wiedział, to bym ci
powiedział.
- Dlaczego wykonałeś znak? Wtedy u
Ikara?
- Nie ufam mu – odparłem. – Jestem
pewien, że wie o tym miejscu więcej, niż przyznał, a ponad to wie o tym
człowieku.
- Skąd możesz to wiedzieć?
- Mam pewne przeczucie. Ono nigdy
się nie myli.
- Ja też mam pewne przeczucie.
Przyznaj, że tego miejsca nie widziałeś na zdjęciu. Byłeś tam, albo jakoś
inaczej je widziałeś. Sam przyznałeś, że nie było tam żadnych wejść. Łukasz, ja
zaczynam się bać. Powiedz mi prawdę.
I tak opowiedziałem Adrianowi
wszystko od początku. Począwszy od snu, omijając głos, który krążył mi w
głowie, relacjonując spotkania z cyklopem i niskim człowiekiem
i kończąc na dziwnym zachowaniu Ikara. Mój kolega słuchał bez zastrzeżeń.
i kończąc na dziwnym zachowaniu Ikara. Mój kolega słuchał bez zastrzeżeń.
- Więc co teraz zrobimy? – zapytał
po dłuższej chwili ciszy.
- Na razie nie mamy wyboru. Musimy
znieść to, co z nami zrobią, potem zobaczymy w jakim będziemy stanie.
- Brzmi trochę groźnie.
- Przestań. Nie brzmi ci to trochę
jak najlepsza przygoda lata?
- Jeśli tylko od tej twojej przygody
nie zginiemy, to może być. Razem? – wyciągnął do mnie prawą rękę ustawioną tak,
jakby chciał się siłować.
- Razem – przyłożyłem swoją rękę.
Od tej pory wiedziałem, że cokolwiek
nie wydarzy się tego lata, Adrian będzie ze mną, a ja z nim. Może nie do końca
tak wyszło, ale to już dalsza część historii.
Po jakichś dziesięciu minutach
ostrożnej jazdy (moja mama wciąż gdzieś się rozglądała), dotarliśmy do bloku
Ikara. Wjechaliśmy na podziemny parking i wyskoczyliśmy z auta. Jest to naprawdę
trudna czynność, zwłaszcza, jeśli robi się to w garniturze
z zakończenia roku szkolnego. Potem wbiegliśmy po schodach. Nasz znajomy czekał już na nas w drzwiach.
z zakończenia roku szkolnego. Potem wbiegliśmy po schodach. Nasz znajomy czekał już na nas w drzwiach.
- Wiedzą – powiedziała moja mama i
weszliśmy do środka.
Szybko przebraliśmy się z Adrianem w
ciuchy które moja mama zabrała z domu.
- To wy się znacie? – zapytałem w
końcu.
Wiem, że większość normalnych ludzi
zapytałaby na przykład: ,,Kto wie?” albo ,,Co się dzieje?”, czy coś takiego.
Ale jak już pewnie zauważyliście, nie jestem do końca normalny. Może ubiorę to
w jakieś piękniejsze słówka. Nie mieszczę się w granice normalności wyznaczone
przez zwykłych ludzi. O, tak będzie dobrze.
Usiedliśmy w salonie, a Ikar zamknął
balkon i zasunął firanki. Podszedł pod szafę z pucharami i odsunął jeden z
nich. Za nim znajdował się panel z wieloma klawiszami. Nie mogłem dojrzeć
szczegółów, ale zdawało mi się, że nie były to do końca polskie litery. Nasz
kolega szybko wystukał parę znaków. Zaraz po wpisaniu kodu, Ikar odsunął się, a
szafa przesunęła się, otwierając ciemny tunel.
- Spokojnie – zapewnił nas
gospodarz. – Ten tunel prowadzi na parking – a potem dodał, zwracając się tylko
do mojej mamy. – Chyba zdążyliśmy przed atakiem.
Atakiem?
Przełknąłem ślinę.
- Nie chwal dnia przed zachodem
słońca – odparła moja mama.
A za chwilę wybuchły szklane drzwi
prowadzące na balkon. Siła uderzenia była ogromna. Upadłem na czworaka. W
głowie lekko mi się zakręciło. Przez chwilę nic nie słyszałem, a przed oczami
tańczyły mi czarne plamki. Zauważyłem jednak parę szkieł wbitych w moje ciało.
Wyjąłem je i niespecjalnie przejmowałem się ranami. Kiedyś się zagoją. Wiedziałem, że nie wykrwawię się od nich.
Zacząłem szukać reszty. Moja mama
i Adrian siedzieli już w tunelu. Adrian był nieprzytomny. Pobiegłem za nimi. Obejrzałem się jednak za Ikarem. Trzymał ręce wyciągnięte przed siebie, tak jakby podpierał ścianę. Na jego czole pojawiały się już krople potu. Za niewidoczną osłoną (nie wiem jak to inaczej nazwać) leciały w naszą stronę dwa stwory. Miały pomarszczoną, szarą skórę, nietoperze skrzydła, wielkie, ostre zęby, a w rękach ogniste bicze. Nie miały jednak oczu. Z pustych oczodołów ziała żądza mordu. W przestrzeń przed Ikarem leciały dwie ogniste kule, ale na moich oczach rozpadły się na niewidocznej tarczy.
i Adrian siedzieli już w tunelu. Adrian był nieprzytomny. Pobiegłem za nimi. Obejrzałem się jednak za Ikarem. Trzymał ręce wyciągnięte przed siebie, tak jakby podpierał ścianę. Na jego czole pojawiały się już krople potu. Za niewidoczną osłoną (nie wiem jak to inaczej nazwać) leciały w naszą stronę dwa stwory. Miały pomarszczoną, szarą skórę, nietoperze skrzydła, wielkie, ostre zęby, a w rękach ogniste bicze. Nie miały jednak oczu. Z pustych oczodołów ziała żądza mordu. W przestrzeń przed Ikarem leciały dwie ogniste kule, ale na moich oczach rozpadły się na niewidocznej tarczy.
~ Pomóż mu~ odezwał się głos w mojej głowie. ~On dłużej nie wytrzyma.~
~Jak?~
zapytałem.
~Zaufaj
mi~ odpowiedział.
~Czemu
miałbym?
~Bo nie masz wyboru. Jeśli Ikar nie
wytrzyma, to harpie zabiorą ciebie i resztę.~
~Taki
powód jest dobry. Co mam robić?~
~Po
pierwsze, każ mu iść do tunelu. Resztą
zajmiemy się razem.~
- Ikar! – zawołałem.
- Łukasz! – odpowiedział – Do
tunelu! Natychmiast!
- Ty idź do tunelu!
- Nie pokonasz dwóch harpii.
Nie chciałem używać siły, ale zmusił
mnie do tego. Odtrąciłem go na bok, a on przeturlał się pod ścianę. Z nosa
puściła mu się krew. Poczułem, jak z mojego ciała ulatuje trochę energii.
Ciemne mroczki znów zaczęły tańczyć mi przed oczami.
~Spokojnie,
nic ci nie będzie, to twoje pierwsze świadome użycie magii. Ono musi trochę
zaboleć~ przez chwilę nie docierała do mnie istota tej informacji.
~A co teraz?~
W chwili, gdy skończyłem mówić (mówić?)
to zdanie, w tarczę wleciały, jak to je wcześniej nazwał Ikar, harpie.
~Czekam.~
~Pomoc
w drodze.~
Za jakiś czas, który mi wydawał się
nieznośnie długi, do pokoju wleciał czerwony ptak. Niósł on w szponach
półtoraręczny miecz na oko wykonany ze szkła. Przeleciał nad tarczą i zrzucił
mi go wprost do ręki. Chwyciłem go. Był niezwykle lekki. Mogłem zamachnąć się
nim bez trudu.
~Więc na co czekasz? Celuj w serce.~
Wstałem i podbiegłem do pierwszej z
przeciwniczek. Uderzyła we mnie biczem, lecz tarcza zablokowała go, a ja
ciąłem. Z rany wypłynęła czarna krew. Harpia złapała się za serce i padła
martwa. Wyraz twarzy drugiej zmienił się diametralnie. Wcześniej można było
zobaczyć na niej radość, żądzę krwi i zdecydowanie. Teraz harpia była raczej
przerażona. Ale myśl, że może nie wykonać postawionego zadania przerażała ją
jeszcze bardziej. Machnęła żywym ogniem, który oplótł mi się na mieczu. Wygiął
się on od nadmiaru przyjętego ciepła. Jednak nawet wygiętym mieczem wycelowałem
w serce stwora i pchnąłem. Rozpłynęła się
w kakofonii krzyków zgrozy. Pomogłem Ikarowi wstać i zarzuciłem sobie jego rękę na moje ramię. Ptak przeleciał mi nad głową i wziął ze sobą miecz. Tak skończyła się moja kariera szermierza. Mój kolega łypnął na mnie spode łba.
w kakofonii krzyków zgrozy. Pomogłem Ikarowi wstać i zarzuciłem sobie jego rękę na moje ramię. Ptak przeleciał mi nad głową i wziął ze sobą miecz. Tak skończyła się moja kariera szermierza. Mój kolega łypnął na mnie spode łba.
- Dlaczego nie uciekłeś, kiedy ci
kazałem? – zapytał pełnym urazy i złości głosem.
- Nie mogłem cię zostawić – nie
mogłem mu powiedzieć, że zaufałem głosowi
w mojej głowie. Wziąłby mnie za szaleńca.
w mojej głowie. Wziąłby mnie za szaleńca.
- Mniejsza z tym. Do tunelu – chyba
już przestał się na mnie wściekać.
Weszliśmy. Tunel był wysoki na dwa
metry i cały z kamienia. Zjeżdżał łagodnie
w dół. Ikar, podpierając się na mnie, prowadził nas do wylotu. Korytarz kończył się na dużym, podziemnym parkingu. Nasz przyjaciel wziął z półki plecak. Wydawało mi się, że był on przygotowany specjalnie na tę okazję. Wsiedliśmy do naszego auta. Mama usiadła za kierownicą, ja z Adrianem wsiedliśmy na tylne siedzenia, Ikar zajął natomiast pasażera.
w dół. Ikar, podpierając się na mnie, prowadził nas do wylotu. Korytarz kończył się na dużym, podziemnym parkingu. Nasz przyjaciel wziął z półki plecak. Wydawało mi się, że był on przygotowany specjalnie na tę okazję. Wsiedliśmy do naszego auta. Mama usiadła za kierownicą, ja z Adrianem wsiedliśmy na tylne siedzenia, Ikar zajął natomiast pasażera.
- Zna pani adres? – zapytał pełnym bólu
głosem. Walka strasznie go chyba wyczerpała.
- A jak sądzisz? – odpowiedziała
moja mama lekko sarkastycznie, jakby pytał się
o coś, co było dla wszystkich oczywiste.
o coś, co było dla wszystkich oczywiste.
- Zaraz. O co tu chodzi? – zapytałem się.
- Wszystkiego dowiesz się na miejscu
– odpowiedział Ikar. – A teraz powiedz mi,
jak zdołałeś utrzymać tarczę?
- Co? – zapytałem zdumiony.
- Tarczę. Jeszcze nie widziałem, żeby
czternastolatek zdołał odeprzeć atak dwóch harpii naraz – odpowiedział.
- Co? – powtórzyłem.
- Dobra, już dobra. Prześpij się, na
miejsce dojedziemy za jakąś godzinę.
- Nie jestem śpiący. Ty lepiej się
wyśpij. Wyglądasz tak, jakbyś nie spał z tydzień.
- Nie, nic mi nie będzie. Muszę po
prostu coś zjeść – znalazł w swoim plecaku kanapkę i ją zjadł. – Od razu
lepiej.
- Co…?
- Nie pytaj. Nie mnie dane wam o tym
mówić.
Jaki
tajemniczy się zrobił tak nagle.
Dzień był wyjątkowo dziwny. Wszystko
działo się jakby na opak. Jechaliśmy powyżej wszelkich ograniczeń, choć moja
mama nigdy nie złamała żadnego przepisu drogowego. Po parunastu kilometrach
droga zaczęła mi się wydawać monotonna. Próbowałem ogarnąć wszystkie te dziwne
wydarzenia, ale nie mogłem ich jakoś logicznie dopasować do niczego, co
wcześniej słyszałem, czy widziałem. Przynajmniej nic takiego nie mogłem sobie
przypomnieć. Po chwili porzuciłem ten beznadziejny pomysł. Wydarzyło się coś
znacznie ciekawszego. Droga graniczyła po obu stronach z lasem. Ja siedziałem
po prawej. Po jakichś piętnastu minutach zauważyłem dwójkę ludzi biegnących od
mojej strony. Myślałem, że zaraz znikną mi z oczu, ale jakimś dziwnym sposobem
oni biegli cały czas na równo
z samochodem. Przyjrzałem się im dokładniej. Wyglądali jak wysoki mężczyzna, który pozdrowił nas niezrozumiałym zdaniem dzień wcześniej. Tylko, że jeden z nich miał srebrne włosy rozrzucone na całych plecach, a drugi – brązowe, zaplecione w warkocz.
z samochodem. Przyjrzałem się im dokładniej. Wyglądali jak wysoki mężczyzna, który pozdrowił nas niezrozumiałym zdaniem dzień wcześniej. Tylko, że jeden z nich miał srebrne włosy rozrzucone na całych plecach, a drugi – brązowe, zaplecione w warkocz.
Po chwili poczułem coś na kształt
bzyczenia na skraju moich myśli. Przebiło się ono dalej. Nie wiem dokładnie,
jak opisać to, co wtedy czułem. To było jakby ktoś mówił mi coś dosłownie w
moim mózgu. Ale nie tylko mówił. Poczułem także jego emocje, zapachy, które
czuł, a także wszystko, co chciał mi przekazać.
~Sakma ena kestos afar aksh
alistelíé, Kertunos kan Osternos~ odezwał się pierwszy. ~Sakma ena kestos afar aksh alistelíé, Kertunos kan Osternos~
powtórzył drugi.
Jestem
pewny, że to jest pozdrowienie.
~Bo tak jest w istocie~ powiedział
ten pierwszy. ~Wybacz, że nie zapytaliśmy cię
o zgodę na wejście do twego umysłu, lecz musieliśmy się z tobą skontaktować i to bardzo szybko.~
o zgodę na wejście do twego umysłu, lecz musieliśmy się z tobą skontaktować i to bardzo szybko.~
~Musimy przekazać wam ważne wiadomości~
rzekł ten o brązowych włosach.
~Jakie to wiadomości? Kim w ogóle
jesteście? I skąd mnie znacie? ~ zapytałem.
~Tak dużo pytań niepokoi twą głowę
niepotrzebnie~ odpowiedział mi brązowowłosy. ~Moje imię to Nilo, a to Keno, mój
brat. Jesteśmy elfami wysłanymi do eskorty przez naszą królową. Jednak każdy
elf złożył przysięgę, że nie poinformuje cię kim jesteś dopóki sam się tego nie
dowiesz i dlatego nie możemy odpowiedzieć ci na twoje pytania. Czy masz jeszcze
do nas jakieś pytania?~
~Czy to takie ważne, kim jestem? I
co się tu dzieje?~
~Zadajesz tak wiele pytań, zupełnie
jak cała twoja rodzina~ stwierdził Keno. ~Wkraczasz w świat magii, nieludzkich
stworzeń i wielu niebezpieczeństw, którym będziesz musiał stawić czoła.~
~Tak bardzo chcielibyśmy pomóc ci w
tym, co cię czeka. Lecz nie możemy bezpośrednio ingerować w twoje życie~ dodał
Nilo. ~Teraz przyszedł czas na wiadomości od królowej elfów. Jeśli będziesz
kiedyś potrzebował nas do jakiejkolwiek walki, bądź będziemy mogli ci w jakiś
sposób pomóc, wystarczy że zawołasz nas, a staniemy na twoje wezwanie.~
Nagle oczy Kena zrobiły się większe
i zajaśniały blaskiem.
~Gdy
świat w ciemności się pogrąży,
A
potworów cała armia w bitwie zwycięży.
Pięć
bram otworzyć pora,
Aby
przyzwać potęgę ziemi, ognia, powietrza i jeziora. ~ rzekł.
~Kiedy zostaniesz przez rodzinę
zdradzony, odszukaj Jamę Ostatniego Smoka,
a poznasz sposób, aby odwrócić działanie klątwy. Po ostatniej bitwie udaj się do Lasu Wiecznie Zielonych Liści i wymów imię Smoka Smoków, aby otworzyć drzwi ~ dodał brązowowłosy elf.
a poznasz sposób, aby odwrócić działanie klątwy. Po ostatniej bitwie udaj się do Lasu Wiecznie Zielonych Liści i wymów imię Smoka Smoków, aby otworzyć drzwi ~ dodał brązowowłosy elf.
~Co to było?~ zapytałem.
~Nasze ostrzeżenia~ odpowiedział
Nilo ~A teraz idź magu, odnajdź to, co dobre i pamiętaj, że walczysz nie tylko
dla magów, ale i całego magicznego świata zniewolonego przez Mroczny Księżyc.~
Wycofali się z mojego umysłu. Od
tego wszystkiego aż zakręciło mi się w głowie. Kiedy tak właśnie myślałem o tym
wszystkim, nawet nie zauważyłem, kiedy zleciała mi reszta drogi. Z samochodu
wyszedłem jakby automatycznie.
- Jesteśmy na miejscu – powiedział
Ikar.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz