środa, 2 kwietnia 2014

Rozdział III

Rozdział III
Obóz ,,Olimp”
,,Przyjaźń poznaję po tym, że nic nie może jej zawieść, prawdziwą miłość po tym, że nic nie może jej zniszczyć.” Antonie de Saint Exupéry

             Wjechaliśmy przez główną bramę, na której widniał napis:

ϖ μ ι λ ο ζ ω β ο

Co przetłumaczyłem jako ,,Obóz Olimp”. Co to znaczyło? Znalazłem się w jakimś obozie dla obłąkańców? Skoro tak, to dlaczego mama, Adam i Ikar jechali ze mną?
Nie. pomyślałem Nie panikuj. Nic się nie dzieje. Właśnie jedziemy w góry, nic się nie stało, to był tylko sen.
~Skąd wiesz?~ odpowiedział ten denerwujący głos w mojej głowie ~Przecież widziałeś harpie. Ikar nie kłamał. A ponad to ciebie ciężko okłamać.~ miał rację. Cokolwiek się nie działo, potrafiłem wyczuć, co jest prawdą, a co kłamstwem.
- Te, wysiadaj. – powiedział do mnie Ikar.
- Patrz na te widoki. – dopowiedział Adam.
Jakbym nie naoglądał się już dość widoków z gór. Ale wyszedłem. A to co zobaczyłem zaparło mi dech w piersiach.
Ujrzałem dolinę z zieloną rzeką pośrodku. Tuż obok niej znalazła się druga, przeźroczysta. Obydwie płynęły ze wschodu na zachód. Prawie wszystkie budowle, jakie tu zobaczyłem były z czysto białego kamienia. Koło rzek, na południe, może w odległości pięćdziesięciu metrów znajdował się biały, wielopiętrowy dom z wykończeniami w różnych kolorach. Niedaleko domu znajdowały się boiska przeznaczone do różnych sportów. Na piaszczystym polu (pewnie do siatkówki) grały dzieciaki. Niektóre w moim wieku, inne starsze, a jeszcze inne młodsze. Reszta boisk pustka, zupełnie jakby wywiało resztę. Tuż obok nich mieścił się głęboki basen. Na północy rozciągało się wielkie pole (może ze sto hektarów). W samym środku pola stał wielki fort. Zbudowany został z czarnego obsydianu. Jeszcze dalej na północ rósł las mieszany. Obejmował on okręgiem całą dolinę. Na wschód od pola, przed rzeką wyrastał okrąg otoczony dwunastoma kolumnami. Dno tego pomieszczenia wypełniał piasek. Dno położone niżej niż trybuny, które w około od kręgu rozchodziły się na wszystkie strony, przypominało mi pustynię. W trybunach znajdowało się wyjście. Niektórzy, którzy nie grali, ćwiczyli szermierkę, inni rzucali pociskami. Może mi się przywidziało, ale widziałem, jak powstawały one tuż przed nimi, a ludzie, w których rzucano pociski odbijali je bez trudu. Na wschodzie znajdowało się trzydzieści dziewięć, nie - czterdzieści domków. Każdy wyglądał inaczej. Jeden był z wapnia, drugi z obsydianu, trzeci obrośnięty winoroślą, czwarty kwiatami. W głowie mi się zakręciło od tych różnych kolorów i zapachów. Opadłem, ale Adam z Ikarem szybko mnie złapali. Na zachodzie zobaczyłem ogromne jezioro. Do niego wpadały te dwie, dziwne rzeki.  Zbiornik nie miał żadnych zanieczyszczeń, słowem krystalicznie czysty. Za nim leżała wielka scena z ekranem takim, aby ludzie stojący przed sceną mogli widzieć obraz z rzutnika.
A skoro już mowa o ludziach. Niektórzy w wodzie nurkowali, inni pływali w kajakach, a jeszcze inni jeździli na … koniach? Może jednak trafiłem do tego wariatkowa? Ale żadne znane mi wariatkowo tak nie wygląda. Albo coś było w tej jajecznicy mamy, że mam takie odchyły? Razem z chłopakami zbiegliśmy po wzgórzu, na którym staliśmy. Nie groził nam upadek, gdyż stok nachylał się pod małym kątem.
- Zaraz, a moja mama? – zapytałem.
- Ona nie może tu wejść. – odpowiedział Ikar.
- Ale przecież wjechała tu samochodem. – upierałem się.
- Tak, tylko, że była wtedy z nami.
- I to oznacza, że …
- No weź. – załamał ręce -  Przecież wiesz, że nie jesteś normalny. (Korciło mnie, żeby coś mu odpowiedzieć.) Widzisz rzeczy, których nie zobaczy zwykły człowiek. Możesz robić rzeczy, o których zwykli ludzie mogliby tylko pomarzyć. Ale grozi ci też większe niebezpieczeństwo, niż zwykłemu człowiekowi. To dlatego wszyscy tu jesteśmy. Ale nie ja jestem od tego, żeby ci to wyjaśniać. Dobra oprowadzę was. Co chcielibyście najpierw zobaczyć?
- Co jest w tym domu? – zapytałem.
- To? – wskazał palcem na największy budynek obozu, a ja kiwnąłem głową – To jest Główny Dom. Jest miejscem naszych spotkań, narad, i tym podobnych. Śpi tam koordynator naszych zajęć. Coś jeszcze?
- Co tam jest? – zapytał Adam, wskazując na pole z fortem.
- Tam ćwiczymy sprawności bojowe w grupie.
- Co się tam dzieje? – spytałem, wskazując na arenę.
- Z tego co widzę, to dwójka ćwiczy szermierkę, a Starsi domków uczą młodych magii ofensywnej. Coś nie tak?
- Nie, to wcale nie jest dziwne. – powiedziałem  z nutą sarkazmu w głosie.
- No cóż, skoro tak uważasz.
- Co to za rzeki? – zapytał Adam, jakby chcąc odwrócić temat od areny.
- Zapamiętajcie sobie pierwszą regułę. W żadnej rzece nie wolno się kąpać osobno. Chodzi mi o to, że do żadnej rzeki nie wolno wam włazić. Tylko do jeziora.
- Dlaczego? – pociągnąłem temat.
- Ta zielona rzeka to woda Styksu, a ta przeźroczysta to woda rzeki Lete. Coś wam wiadomo o tych rzekach?
- No… - zacząłem – Lete to chyba była ta rzeka co czyści pamięć, a Styks broni bram Hadesu. Ale to przecież mityczne rzeki. Coś takiego jak Hades nie istnieje, co nie?
- I właśnie tu się mylisz. Rozejrzyj się. Cyklop, którego widziałeś był prawdziwy. Wszędzie roi się od potworów z mitów. Bogowie, w których wierzyli Grecy, Egipcjanie czy Rzymianie istnieją. Czasami romansują z ludźmi, a owocami tych związków jesteśmy my. Jesteśmy półbogami. Nasze życie nigdy nie jest łatwe. Istniejemy po to, by chronić ludzi. Ale jesteśmy obdarzeni także mocą nad naturalną. Magią. Wszystko w co wierzyła ludzkość istnieje. Wiara daje moc. Zapamiętaj to sobie. To nigdy nie były mity. Oczywiście zwykli ludzie w to nie wierzą, bo istnieje magiczna siła, która przesłania im zmysły na nasz świat. Ale niektórzy ludzie potrafią dostrzec prawdziwą naturę rzeczy. Oprócz ludzi takich, którzy potrafią widzieć, istniejemy my, magowie. To właśnie magią zasłoniłeś się przed uderzeniami harpii. Jedni potrafią posługiwać się nią szybciej, inni wolniej. Ty zdecydowane należysz do tych, co posługują się magią szybciej. A to nasuwa kolejne pytanie. Skąd nauczyłeś się używać magii? – popatrzył się na mnie takim wzrokiem, jakbym był jakimś niebywałym zjawiskiem.
- No, podpowiedział mi to głos w mojej głowie. – teraz nie widziałem już powodów, by ukrywać to coś.
- Głos w głowie? – powtórzył z zamyśleniem – Ale jeszcze zanim mi powiesz, to wiedz, że założyłem między naszą trójką tak zwane ,,łącze”, które pozwoli nam komunikować się na daleką odległość, bez obawy, że podsłuchają nas inni. Pozwoli zawsze wezwać pomoc, jakby działo się wam coś złego.
- Ale o co chodzi z tym, że użyłem magii? To chyba dobrze, prawda? – zapytałem.
- Tak, ale od lat nie przytrafił się nam taki przypadek. Zwykle to my wyzwalamy magię.
Kiedy skończył to mówić, przygalopował do nas człowiek na koniu. Nie, to tak jakby koń złączony z człowiekiem. To centaur! Od pasa w górę był młodym, opalonym, muskularnym mężczyzną z siwymi włosami oraz brodą, którą krótko przyciął. Miał goły tors, twarz pociągłą, a oczy koloru nieba. Od pasa w dół zaś, był czworonożnym, brązowym koniem. Długi ogon prawie zahaczał o ziemię. W ręce trzymał łuk, przez tors przewieszony kołczan pełen strzał. Na jego grzbiecie siedziała wysoka ciemnowłosa dziewczyna. Proste włosy opadały jej do ramion. Ubrana w biały podkoszulek bez rękawów, niebieskie szorty, białe tenisówki z błękitnymi sznurówkami oraz czarną czapkę z daszkiem. Jej błękitne oczy świdrowały mnie na wylot. Czy widziałem w jej spojrzeniu dezaprobatę? Od razu spojrzałem na siebie. No dobra, krwawiło mi trochę ramię, zwłaszcza z miejsc, w które dostałem od szkła i harpii. Wyglądałem jak wyglądałem po dniu przespanym w samochodzie, włosy miałem rozstrzępione, ale poczułem, że nie powinna na mnie tak z góry patrzeć zważywszy na to, co przeszedłem. Zanim zdołałem coś powiedzieć, odezwał się centaur:
- Witajcie. - powiedział głębokim głosem -  Nazywam się Folos. Jak już zapewne zdążyliście zauważyć to nie jest zwyczajny obóz. Chciałbym was oficjalnie powitać na Obozie ,,Olimp". Adamie, twoim przewodnikiem zostanie Ikar, a twoim Łukaszu - Nina. – wskazał na dziewczynę siedzącą na nim - Mam nadzieję, że wasz pobyt tutaj będzie miły, zabawny oraz żebyście miło wspominali pobyt tutaj. Nino, Ikarze, przyprowadźcie ich na obiad, a później zastanowimy się co dalej.
Dziewczyna zeskoczyła z grzbietu Folosa. Zrobiła to z niewiarygodną gracją, jakby ćwiczyła to całe życie, po czym podeszła do mnie. W jej oczach nie widziałem już pogardy, ale iskierki zaciekawienia. Wzięła mnie za rękę, szepnęła ,,Chodź.” do mojego ucha, po czym szarpnęła moje ramię. Odeszliśmy na kilkanaście kroków od Ikara i Adama.
- Słyszałeś już, że nazywam się Nina. Jestem córką Zeusa. Starszym domku Zeusa. Oprowadzę cię po obozie, ale mam również do ciebie kilka pytań. Po pierwsze co chciałbyś zobaczyć jako pierwsze?
- W sumie to nic nie mam zaplanowane. – odpowiedziałem – Ale też mam do ciebie pytania. Co to w ogóle za miejsce? Dlaczego tu jestem? Co tu się dzieje? Czy to był centaur?
- Obóz ,,Olimp”. Bo podejrzewamy, że jesteś taki jak my. Dokładniej. I tak.
- Aha. Co tu się dzieje ogólnie?
- Nadal nie rozumiem.  – machnąłem ręką, żeby zbyć pytanie – No dobra, mówisz, że nie masz nic zaplanowanego? No to może najpierw Arenę? Pogadamy po drodze. - nie przeszliśmy dwudziestu metrów, a córka Zeusa znów zaczęła rozmowę – Ty jesteś nim, prawda?
- Ale, że kim?
- Masz w sobie obudzoną magię. To rzadki przypadek. Nigdy dotąd, w historii tego obozu, nie było herosa z obudzoną magią. Jesteś pierwszy od tysiącleci. Folos prosił, bym ci to wytłumaczyła.
- Hola, hola. – przerwałem – Skąd Folos wiedział, że mam w sobie rozbudzoną magię?
- Komunikacja mentalna. – odpowiedziała, jakby to wszystko wyjaśniało, a widząc moje zaciekawienie (od zawsze lubiłem fantastykę) rozwinęła swą myśl – Każdy mag może komunikować się z innym magiem. Ale to musi być przekaz wysłany wprost do innego maga. Można też puścić myśl ogólnie, tak, by każdy mag ją usłyszał. O was wiedzieliśmy od dawna. Musisz jednak wiedzieć, że każdy organizm ma w sobie chociażby krztę mocy. Inaczej żadne żywe stworzenie by nie istniało. Wiesz, że możesz zostać Arcymagiem?
- Co? – nie ma to jak szybka zmiana tematu – Co? – powtórzyłem.
- No, Arcymagiem. Wszyscy magowie wyczuli potok mocy płynący w dniu twoich narodzin. Niestety powiedziałam, że ,,możesz”, ponieważ przez to, że razem z Adamem urodziliście się w tej samej porze, nie możemy określić, który z was jest Arcymagiem.
- A jakieś badanie mocy, czy coś takiego? – zaproponowałem.
- To na nic. Zbyt długo przebywaliście razem. Można założyć, że część mocy mogła przepłynąć z ciebie do Adama, albo na odwrót. A nie powinniśmy niczego robić pochopnie. To zawsze źle robi.
- Wcześniej nazwałaś nas ,,herosami”. O co z tym chodzi?
- Myślałam, że Ikar ci to wytłumaczył. Słyszałeś kiedyś o kimś takim jak Herakles, Tezeusz, czy Odyseusz? To byli herosi. Chodzi o to, że bogowie starożytnych państw, tacy jak Zeus, Neptun, czy Izyda, zawiązują więzi ze śmiertelnikami, a później mają z nimi dzieci. Tymi dziećmi jesteśmy my. Część magii naszych rodziców spływa na nas, tworząc uśpione źródło mocy, dopóki nie trafimy tutaj. Wtedy uczymy się posługiwać magią. Czasem to źródło jest wielkie i możemy z niego czerpać bardzo długo, a czasem starcza tylko na nikłą kulę światła.
- Powiedziałaś, że ,,każdy człowiek ma choćby krztę magii”. Czy to znaczy, że każdy człowiek może być magiem?
- Zadajesz strasznie trudne pytania. Tak każdy człowiek może być magiem, lecz większość ludzi ma tak małą moc, że nie mogliby rzucić nawet pół zaklęcia. Nie warto ryzykować z magią. Organizmy wykorzystują zazwyczaj magię, by zwalczać choroby. Jak myślisz, dlaczego człowiek ma temperaturę, kaszle i tak dalej. To pierwsze oznaki wyczerpania magicznego. Patrz dotarliśmy do Areny.
Podeszliśmy do okręgu. W górę pięło się dwanaście białych, greckich kolumn, podtrzymujących płaski, kamienny dach.
- Tutaj ćwiczymy szermierkę, magię bojową i obronną.
- Wcześniej widziałem, jak Starsi domków odbijają pociski. Nie boicie się, że wlecą one w jakieś inne budynki?
- Nie. Arena jest magicznie chroniona magią. Wszystkie inne budynki tak samo. Co miesiąc wzmacniamy bariery. Chodź, pokażę ci Arenę od środka.
Zeszliśmy pod wejście w kształcie łuku. Przeszliśmy ciemnym tunelem, który na pewno był naturalny. Ściany były za gładkie i nie było prawie żadnych nierówności, grudek, szczelin, jakby cały tunel wykonany został z jednej wielkiej kamiennej płyty wygiętej w odpowiedni kształt. Tak nawiasem mówiąc nie czuję się zbyt dobrze wiedząc, że mam nad sobą wiele ton kamienia i ziemi. Nie, żebym się bał takich ton kamienia leżących obok mnie. Po prostu wolę być wolnym człowiekiem. Wolę mieć dostęp do świeżego powietrza, bezpośredni kontakt z naturą. Zawsze, gdy znajduję się w takim miejscu jak to, od razu zaczynam myśleć o tym, co bym zrobił, gdyby się to wszystko zawaliło mi na głowę. Wiem, że mógłbym się obejść bez tych myśli, ale mój mózg zawsze pisze najgorsze scenariusze. I ta sytuacja nie umknęła mojemu rozumowi. od razu zachciałem się wydostać, ale musiałem się opanować. Wzdrygnąłem się, gdy Nina powiedziała:
- Czekaj. Nie możemy teraz wejść. Ćwiczą podnoszenie mocnych tarcz. Niemądrze byłoby teraz wchodzić bez przygotowania. No cóż. To gdzie teraz?
- Byle dalej stąd. – przekląłem się w duchu, że to powiedziałem.
- Co?
- Nie, nic. To może nad jezioro? – zawsze lepiej myślało mi się nad dużymi akwenami wodnymi.
- Dobrze. – i wzruszyła ramionami, jakby moje dziwne zachowanie nie zadziwiło jej.
Wyszliśmy znów na powierzchnię. Jak się wtedy ucieszyłem.
- Czy ty masz klaustrofobię? – zapytała tak, jakby odpowiedź na to pytanie była bardzo istotna.
- No może małą. – potwierdziłem.
- Więc jeśli jesteś herosem, to twoim rodzicem nie może być Hades. Gdyby był nim on nie miałbyś żadnych problemów z chorobami dotyczącymi ciasnych przestrzeni, czy małych pomieszczeń głęboko pod ziemią.  
- Nie o to chodzi, że mam klaustrofobię, tylko źle się czuję w takich zasypanych pomieszczeniach, małych naturalnych grotach, i tak dalej.
- Aha.
- Mogłabyś nie mówić o tym nikomu? To mój najskrytszy lęk. Nie chciałbym, żeby reszta świata, wiedziała o tym.
- No weź przestań. Lęki to nic strasznego. Każdy je ma. Nie ma się czego wstydzić. Ale prędzej, czy później każdy z tych lęków wyrasta. Taka nasza natura. Zwykle los każe nam się zmierzyć z nimi, i my albo je przezwyciężymy, albo polegniemy. – miałem wrażenie, że mówiąc ,,my” ma na myśli herosów – Ale niektóre lęki są dziedziczne. Dzieci Ateny boją się pająków, a pająki mszczą się na dzieciach Ateny. Wynika to z dawnego sporu między Arachne, a Ateną. Pewnie znasz ten mit.
- Zapewne chodzi ci o ten, że grecka księżniczka uważająca się za najlepszą tkaczkę na ziemi, rozgniewała Atenę. Ta wyzwała ja na tkacki pojedynek. Chodzą słuchy, że gobeliny były równie piękne, a Atena zdenerwowała się tym. Po przegranym pojedynku Arachne powiesiła się. Czując wyrzuty sumienia Atena wskrzesiła Arachne pod postacią matki wszystkich pająków.
- Coś w ten deseń.
- Ale jednego nie rozumiem. Dlaczego pająki mszczą się na dzieciach bogini mądrości, skoro gdyby nie ich matka, to pająków w ogóle na świecie by nie było?
- Mówiłam ci, że zadajesz strasznie trudne pytania? Tak naprawdę możemy tylko domyślać się prawdy. Może chodzi o to, że Arachne mści się na Atenie? Może była szczęśliwa, gdy umarła, a bogini wyrwała ją ze szczęśliwego życia, tworząc z niej potwora? Nigdy nie wiadomo. Patrz! Dotarliśmy nad jezioro.
Akwen był ogromny. Wiele hektolitrów nieskazitelnie czystej wody. W basenie taplało się parę dzieci. Wszystkie miały raczej mniej lat ode mnie, ale w granicy do dziesięciu. Niektórzy ujeżdżali pegazy[1], inni hipokampy[2]. Półkonie prezentowały niesamowite kolory od białych, przez czerwone, niebieskie, a nawet żółte! To dopiero nazywa się różnorodność! Jeszcze nigdy nie widziałem żółtego hipokampa! Ale szczerze mówiąc, jeszcze nigdy w życiu nie widziałem żadnego hipokampa.
- Dlaczego woda w jeziorze jest krystalicznie czysta?
-  W Styksie nic nie żyje, więc oczyszcza jezioro, a Lete nadaje jej krystalicznego wyglądu, jak i dzięki wodzie tej rzeki możemy się kąpać w jeziorze. Jak już zdążyłeś zauważyć do jeziora wpadają obydwie te rzeki, więc ta … da mamy czystą wodę zdatną do picia. Pod prysznicami i w umywalkach w domkach też korzystamy z tej wody. Jak będziesz kiedykolwiek kąpał się w jeziorze uważaj na dzieci Neftydy lub Neptuna. Nie przepuszczą żadnej okazji, by spowodować jakąś falę, aby cię podtopić, a poza tym to straszni szpanerzy. Prawie wszystkie ich zajęcia związane są z wodą. Z nimi równać się mogą tylko najady. Nereidy nie wychodzą aż tak daleko od morza, by wejść do tego jeziora. A i jakby połaskotało cię coś kiedyś, gdy będziesz w jeziorze, to wiedz, że to albo dzieci Neptuna, albo Neftydy, albo najady. Nie bój się – nic ci nie zrobią, jeśli ich nie zmotywujesz.
- Czekaj. Dwa pytania. Zmotywujesz, czyli? I nie ma dzieci Posejdona?
- Więc tak. Cały obóz i jego członkowie są chronieni konstytucją, która nakazuje pewne prawa, obowiązki, przywileje i określa obszary działania niektórych niebezpiecznych stworzeń. Po pierwsze jest tak jak z Hammurabim. Oko za oko. Krzywda za krzywdę, magia za magię. Magiczne istoty nie mogą cię krzywdzić, jeśli ty nie skrzywdzisz stworzeń. Jeśli je skrzywdzisz mają prawo do odwetu. Po drugie – terytorium. Jako człowiek możesz chodzić dosłownie wszędzie. Możesz nawet pójść do legowiska najpotężniejszego demona jaki tu mieszka. Ale nikt o zdrowych zmysłach nie wybrałby się tam. Ale na szczęście on ma ograniczone terytorium na Górze Smoków. A do drugiego pytania mogę powiedzieć ci tyle, że Posejdon ma u nas tylko jedno dziecko i to nie zbyt lubiane. On nie jest jak inni bogowie, którzy na każdym kroku flirtują ze śmiertelnikami. W dawnych czasach miał wiele dzieci, ale teraz stara się … no jak to powiedzieć, ograniczać. Czekaj. Piętnasta. Pół godziny temu zaczął się obiad. Chodź.
- To dlaczego ci się jeszcze kąpią? – zapytałem.
- Obiad trwa dwie godziny. Niektórzy przychodzą wcześniej, a inni później. Ale pasowałoby, żebyś ty był obecny na obiedzie na początku.
- Dobra. – wzruszyłem ramionami.
Obróciliśmy się o sto osiemdziesiąt stopni i pobiegliśmy w stronę Areny. Minęliśmy ją i wbiegliśmy w kompleks budynków. Od razu zakręciło mi się w głowie, miałem mroczki przed oczami, ale potrząsnąłem głową i zacząłem szybciej biec. Zauważyłem, że domki układają się w kwadrat, a w samym środku znajduje się budowla podobna do Areny. Dwanaście kolumn podpierało dach w kształcie okręgu. Na trzech kolumnach wisiały flagi,
a każda inna przedstawiała co innego. Na jednej, na niebieskim tle widniał złoty trójząb, włócznia o dwóch dodatkowych ostrzach po bokach, na drugiej, na błękitnym tle, biały piorun, na trzeciej, na czarnym tle – miecz o czarnej klindze i złotej rękojeści. Zrobiony był jak chopesz[3], tyle, że mniej wygięty. Piorun i trójząb rozpoznałem od razu. Symbole Zeusa i Posejdona. Miecza w ogóle nie rozpoznałem, ale domyśliłem się, że należy do Hadesa, ich trzeciego brata i władcy podziemia. Ale co oznaczał ten miecz? Z tego co pamiętam, Hades nie miał takiego atrybutu.
- Oto nasza jadalnia. – powiedziała jeszcze zanim zdążyłem o cokolwiek zapytać – Pewnie zastanawiasz się co to za bronie na flagach.
- Właściwie to nie. – odpowiedziałem, a ona popatrzyła na mnie ze zdumieniem -  Trójząb to atrybut Posejdona, piorun – Zeusa miecz należy do Hadesa, ale co to jest? Bo Hades na sto procent nie miał takiego atrybutu.
            - Wiesz, ludzie przyzwyczaili się do dawnych greckich atrybutów i nie wiedzą, że bogowie nadal istnieją. Łukaszu, bogowie nadal się rozwijają. Zyskują nowe atrybuty. Na przykład Hades wyrobił sobie ten miecz. Zwiemy go Mieczem Śmierci. Normalnego śmiertelnika, jedno dotknięcie tego miecza, od razu wysyła go do Hadesu. Półbogom daje on parę dni życia. Bogom nic nie robi. Trudno zranić boga. Zabić jest niemożliwe.
            - Witajcie! – zagrzmiał Folos. – Jak ci się tu podoba?
            - Fajnie, ale mam jeszcze wiele pytań.
            - Ale teraz nie czas na nie. Na co masz ochotę? – dopiero gdy to powiedział, poczułem, że naprawdę jestem głodny – Śmiało. – poklepał mnie po plecach – Dostaniesz tu wszystko, czego dusza zapragnie. Zakładam, że Nina nie opowiedziała ci o zaletach tutejszej kuchni. Czekaj… - i porwał trzy komplety pustych talerzy i kubków z tacy przechodzącego cyklopa. Był on wysoki, ale niższy niż Folos. Skórę miał jasno brązową, a na sobie miał jedynie spódniczkę i greckie sandały. – Nina pokaże ci jak tego używać.
            - Chodź. – powiedziała – Zaprowadzę cię do stołu.
            Poszliśmy w stronę marmurowego stołu i ławek, które wyglądały jak stoły na kempingu. Wybraliśmy stół przy którym siedział chłopak, może w wieku Ikara. Był on wyższy ode mnie o głowę, miał czarne włosy i niebieskie oczy. Ubrany był w koszulkę z rękawami
w kolorze jego oczu, krótkie, czarne spodenki oraz buty sportowe. Siedział wyprostowany choć cały spięty.
            - To jest właśnie syn Posejdona, Nick. – powiedziała szeptem.
            - Dlaczego szepczesz? – zapytałem.
            - Jest pośmiewiskiem wśród dzieci Aresa i Marsa oraz niektórych dzieci Ateny.
            - Dlaczego Ateny?
            - Atena nienawidzi Posejdona. Od zawsze rywalizowali ze sobą. A Ares wścieka się na Zeusa, Hadesa i Posejdona. Ale skoro nie może się zemścić na nich, mści się na ich dzieciach. Na wszystkich grach strategicznych, takich jak Bitwa o Tron, czy Przejmij Flagę, szukają okazji do zemsty. Jednak zwykle przegrywają, bo dzieci tej trójki mają większą moc. Ale niestety nauczyli się ostatnio nie zadzierać z nami, tylko z samym Nickiem. A to, że on jest sam, oznacza, że nie ma się jak bronić. Do niego należy rekord odwiedzeń Szpitala  czerwcu. Nie potrafi przełamać się, by zacząć atakować. Potrafi się tylko bronić, ale gdy wznosi tarczę, no cóż, nawet najmocniejszy mag kiedyś się wyczerpie. A wyczerpanie z magii nie jest przyjemne. Całkowite wyczerpanie prowadzi do śmierci. Prawie całkowite strasznie boli.
A gdy już Nick się wyczerpie zostawiają go w spokoju. A Folos o niczym nie wie. Nick boi mu się o tym powiedzieć, a gdy my mu mówimy, on powtarza, że kiedyś przebije się przez tą niechęć do atakowania.
            - To dlaczego mu nie pomożecie? – wycedziłem przez zaciśnięte zęby.
            - Magowie Aresa są zbyt potężni. Nie wiem, czy nawet gdyby ktoś mu pomógł, coś by to dało. Oni zwykle zbierają się w dużych grupach. Słuchaj, wiem, że jesteś typem, który chętnie pomaga, ale nie dasz rady przeciwko magom Aresa. – wydawało mi się, że powiedziała to do mnie przez to, że widziała moje spojrzenie. – Chodź usiądźmy.
            Dotarliśmy do stołu przy którym siedział Nick. Usiedliśmy przy nim, a ku nam poleciały jadowite spojrzenia ze strony jednego ze stołów.
– Ares. – powiedziała mi Nina.
            - Już się usuwam. – powiedział Nick.
            - Czekaj. – powiedziałem – Jestem Łukasz. – podałem mu dłoń.
            - Nick. Syn Posejdona. – odpowiedział mi ściskając moją dłoń. Uścisk miał bardzo mocny. – Jesteś tu nowy, prawda?
            - Tak.
            - No więc nieokreślony, tak? – zwrócił się do Niny.
            - Jeszcze nie.
            - Wiesz jak tego używać? – zapytał się mnie.
            - Tak szczerze, to nie.
                - To teraz słuchaj. Zamknij oczy i skoncentruj się na tym, na co masz ochotę. A teraz otwórz oczy. I voilà. Masz to co chciałeś. – przede mną na pustym dotąd talerzy pojawił się kotlet z ziemniakami. Sztućce pojawiły się nagle znikąd. – Kubek działa tak samo.
Na talerzu Nicka pojawiły się pierogi. Spojrzałem na Ninę, a ona wskazała mi nożem talerz, zapewne, żebym jadł, bo wystygnie. Więc zabrałem się do jedzenia. Po obfitym objedzie skoncentrowałem się na kubku, aby wypełnił się wodą gazowaną. Nie chciałem nic innego, chciałem, by to był zwyczajny obiad w towarzystwie dwóch herosów. Czemu nie? W sumie jak w domu. Nic dziwnego. Wszystko zwyczajne. Zauważyłem, że pozostali już zjedli, a później jak macha do nas Folos. Szturchnąłem Ninę w bok, dając jej do zrozumienia co się dzieje. Wstała, a za nią ja, wyszliśmy ze stołu, a potem pożegnaliśmy się z Nickiem. Gdy odeszliśmy parę kroków,  Nina szepnęła:
            - Dałeś mu nadzieję na lepszy świat siadając z nim dziś. Zyskał nie tylko twoją przyjaźń, ale może też coś więcej. – nie rozwinęła tej myśli, bo doszliśmy do Folosa. Koło niego stali już Adam i Ikar.
            - Więc - przemówił Folos - Adama i Łukasza przeniesiemy do domku numer czterdzieści. Wasi opiekunowie wytłumaczą wam o co w tym chodzi. Przyniosą wam także ubrania i środki czystości. Pamiętajcie o jutrzejszym dniu. A potem pogalopował do domu nad rzeką.
            - No więc dobra. – zakończyłem tę niezręczną ciszę – Co to jest domek czterdzieści?
            - Domek czterdzieści to dom dla chłopaków do czasu ich określenia. Jest jeszcze domek numer trzydzieści dziewięć, ale on jest dla dziewczyn.
            - A co to jest określenie? – zapytał Adam.
            - W życiu każdego herosa następuje moment, gdy zostaje przydzielony do któregoś
z domków. Jego boski rodzic tak jakby ,,przyznaje się” do niego. To jest zapewne najszczęśliwszy moment w życiu herosa. A wracając do domków, nikt w nich zazwyczaj nie mieszka dłużej niż tydzień.
Nie, to chyba nie dla mnie. pomyślałem.
- Chodźcie nad jezioro. – kontynuowała Nina.
            - Po co?
            - Chcemy wam coś pokazać. – odpowiedział Nick.
            Poszliśmy w stronę akwenu. Cały czas zastanawiałem się, czy to na pewno miejsce dla mnie. Nie umiem robić nic z tych rzeczy, które widziałem. Nie potrafię miotać pociskami wytwarzanymi nie wiadomo skąd, ani tym bardziej ich odbijać. Pływać w wodzie na koniu. Mam wrócić do domu? Czy jeśli wrócę, to grozi mi jakieś niebezpieczeństwo? Te harpie wyglądały naprawdę groźnie. Czy jeśli wrócę, głos nadal będzie mi podpowiadał co robić w takich wypadkach? A jeśli nie? Czy oni mogą mnie nauczyć skutecznie się bronić? Czy istnieje jakaś szansa na ogarnięcie tego wszystkiego … tej magii? Te pytania pozostawały bez odpowiedzi przez całą drogę do sceny.
Gdy już dotarliśmy na miejsce nowi znajomi kazali nam zaczekać na miejscu. W około stało pełno ludzi. Zebrali się tu z jakiegoś konkretnego powodu? To coś w rodzaju ogłoszeń? Nina podeszła do człowieka przy komputerze i coś mu powiedziała. Ten przekazał to dalej.
- Tę piosenkę chcielibyśmy zadedykować nowym herosom. – powiedziała – Jazda. – dodała do ekipy.
Zaczęła grać muzyka, a na ekranie pojawił się napis ,,The Beatles - Hello, Goodbye - Glee Cast”. Teraz chwila przerwy. Żeby wytłumaczyć z grubsza co się stało, muszę wprowadzić pewne reguły. Otóż … imię śpiewającego zawsze będzie nad tekstem, który ta osoba zaśpiewała, tyczy się to też podwójnych i potrójnych grup. Jeśli tekst zostanie przesunięty, oznacza to, że dokładnie w tym momencie zaczęła śpiewać inna osoba. A kiedy pojawi się wielokropek znaczy to, iż występuje przedłużenie. Na przykład e… …n. wielokropek na końcu oznacza przedłużenie do końca muzyki. Klamra to znak, że różne teksty śpiewane są przez różne osoby, w tym samym czasie. To chyba tyle. Koniec przerwy.

Ikar
You 4 say yes, I say no.

Nina, Ikar
You say stop and I say go go go …
… Oh no …
… You say goodbye and I say hello.
Hello hello
I don’t know why you say goodbye, I say hello

Chór
Hello,                    
Nina, Ikar
                     Hello, hello
            Chór
                                       Hello.
            Nina, Ikar
            I don’t know why you say goodbye, I say hello
           
Ikar
            You say yes

            Chór
                                 I say yes   
            Ikar
            I say no.
           
            Chór
                           But I may mean no


                  Nina, Ikar
                            You say stop
             
                 Chór
                                 I can stay
           
            Nina, Ikar
            And I say go go go …
           
Chór
            Till it’s time to go …

            Nina, Ikar
            … Oh no …
            You say goodbye and I say hello
           
            Nina, Ikar
            Hello, hello

            Chór
            Hello Goodbye


 Nina, Ikar
            I don’t know why you say goodbye, I say hello

            Chór
            Hello Goodbye…

 Nina, Ikar
            Hello, hello

            Chór
            Hello Goodbye

 Nina, Ikar
            I don’t know why you say goodbye, I say hello

            Chór
            Hello Goodbye…

 Nina, Ikar
            Hello, hello

            Chór
            Hello Goodbye


 Nina, Ikar
            I don’t know why you say goodbye, I say hello

            Chór
            Woahh, Whoahh…

            Nina Nick
            Hello, hello…

            Odstawili mikrofony i podbiegli do nas.
            - Podobało się?
            - Jeszcze jak. – odpowiedziałem.
            - Nadal masz dylematy typu zostać, czy nie?
            - Teraz jeszcze większe. – roześmialiśmy się.
            Podszedł do nas Folos.
            - Świetny występ, zresztą jak zawsze, lecz teraz trzeba się zająć przygotowaniami do jutrzejszego dnia.
            - A co jest jutro? – zapytałem kiedy już oddalił się.
            - Jutro? Jutro jest piątek, mamy Bitwę o Tron.




[1] W greckiej mitologii konie ze skrzydłami. Pierwszy i najdoskonalszy z pegazów został zrodzony z krwi meduzy.
[2] W greckiej mitologii pół konie, pół ryby. Konie do przednich nóg, reszta ciała jak u ryb.
[3] Staroegipski miecz, z zakrzywioną głowiną. Używany w okresie Nowego Państwa.
[4] The Beatles ,,Hello, Goodbye” 1967

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz