Rozdział II
Ostatnia noc w domu
,,Każdy z nas ma dwa domy – jeden
konkretny, umiejscowiony w czasie
i przestrzeni; drugi – nieskończony, bez adresu, bez szans na umiejscowienie w architektonicznych planach.” Olga Tokarczyk
i przestrzeni; drugi – nieskończony, bez adresu, bez szans na umiejscowienie w architektonicznych planach.” Olga Tokarczyk
Do domów odprowadził nas Ikar. Przez cały czas był bardzo
spięty. Bał się o nas. A to oznaczało tylko jedno. Dzieje się coś złego. Nie
wiedziałem co, ale miałem złe przeczucia. Wróciłem po siódmej. Mama czekała na
mnie z kolacją. Nie była zła. Zero pytań „z kim byłeś”, ,,gdzie byłeś”, ,,jak
byłeś” i tak dalej. Zwykle kazała mi wracać przed zmrokiem. Nie wiedziałem,
jaki to ma sens, aż do tego dnia. No przynajmniej domyślałem się, jaki mogło mieć to sens. Byłem prawie pewny,
że robiła to z tego samego powodu, co Ikar. Tylko jeszcze wtedy nie wiedziałem,
co to był za powód.
Ale tak już z innej beczki - moja
mama to najlepsza i najcudowniejsza osoba na świecie. Była piękna, miała
długie, czarne włosy, i niebieskie oczy (choć zawsze zmieniały barwę, tak jak
moje, przeważnie były niebieskie). Była równa ze mną wzrostem. Nie przekroczyła
jeszcze 35 lat, ale często miała worki pod oczami i wciąż była zmęczona. Zwykle
chodziła w prostej, niebieskiej sukience firmowej. Pracowała jako kelnerka w
hotelu.
Zjedliśmy jajecznicę z chlebem. Jak każde jedzenie, które
robiła mama, była to idealna jajecznica. Nie jakieś tam niedosmażone gluty, czy
sucha pustynia. Nie. Moja mama była mistrzynią kuchni. Wypiliśmy po kubku
gorącej czekolady. Po kolacji wykąpałem się, umyłem zęby i przebrałem się w
piżamę. Nie mogłem jednak zasnąć. Wciąż myślałem o dzisiejszym dniu. O tym, jak
Ikar zabronił nam samotnie chodzić, o człowieku z jednym okiem, o zakazach
mamy. Miałem wrażenie, że wszyscy wokół wiedzą coś, o czym ja nie mam pojęcia. Ale nie tylko to mnie dręczyło. Cały
czas przemawiał do mnie głos z mojej głowy. Im bardziej starałem się go
ignorować, tym bardziej uporczywy się stawał. W końcu, wbrew moim przekonaniom,
zasnąłem.
Śniło mi się to samo pomieszczenie,
które widziałem ostatnio. Lecz ktoś tam jeszcze przebywał.
Stary człowiek, o siwych włosach stał odwrócony do mnie tyłem. Mógł mieć
z osiemdziesiąt lat. Nie za wysoki, dorównywał mi wzrostem. Ubrany był w złotą szatę, przepasaną czarnym sznurem. Powiedział coś po łacinie, co według mnie znaczyło: ,,Zaklinam was drzwi światła! Brońcie insygni Ra do czasu, gdy przyjdzie godzien posługiwać się nimi!”. Kawałek ściany rozświetlił oślepiający blask, a na niej ujrzałem wyryte słowa maga.
z osiemdziesiąt lat. Nie za wysoki, dorównywał mi wzrostem. Ubrany był w złotą szatę, przepasaną czarnym sznurem. Powiedział coś po łacinie, co według mnie znaczyło: ,,Zaklinam was drzwi światła! Brońcie insygni Ra do czasu, gdy przyjdzie godzien posługiwać się nimi!”. Kawałek ściany rozświetlił oślepiający blask, a na niej ujrzałem wyryte słowa maga.
Po chwili sceneria zmieniła się.
Zobaczyłem ogromną pustynię. Nieba nie zdobiła ani jedna chmurka. Słońce
prażyło niemiłosiernie. Wokoło mnie żadnej rośliny, lecz gdy się obróciłem,
zobaczyłem morze. To właśnie było dziwne. Morze na pustyni? Ale właśnie tak to
wyglądało. Plaża nad morzem wygląda inaczej. Tam była ogromna ilość piasku, a
tuż obok tego wielki zbiornik wody. Nie rozumiałem wszystkiego do końca, ale
wiedziałem, że to jest morska woda. Zawsze wiedziałem, czy woda jest słodka,
czy słona. To po prostu takie przeczucie, które zawsze jest trafne. Ale
wracając do rzeczy, nigdy nie widziałem takiego miejsca, nawet na fotografiach. Jeszcze ta budowla! Wyglądała jak zewnętrzna
strona poprzedniego pomieszczenia. Z zewnątrz to pomieszczenie nie wydawało się
aż tak imponujące. Wyglądało to po prostu jak wielki, kamienny pagórek. Nie
zanadto stromy, bez żadnych uszkodzeń, choć ze środka sprawiał wrażenie bardzo
starego pomieszczenia. Jednego byłem pewien. Coś chroniło to kopulaste, stare
coś.
Obudziło mnie pukanie do drzwi mojego
pokoju. Kto to może być? Mam wakacje! Nie
dane mi jest się wyspać!? Za mało razy wstawałem wcześnie do szkoły!?
Pukanie powtórzyło się. Wstałem, otarłem oczy ze śpiochów i uchyliłem lekko
drzwi. To była moja mama.
- Wstawaj. – jej ton był stanowczy –
Szybko, przebieraj się. Nie mamy za wiele czasu.
Słowa docierały do mnie z lekkim
opóźnieniem. Co mogło być tak pilnego, by obudzić mnie o … której? Spojrzałem
na zegarek. Była dopiero szósta. Przebrałem się najszybciej jak potrafiłem. W
locie złapałem suchą bułkę, zabrałem moją ulubioną bluzę z kapturem (chociaż
nie wiedziałem po co, było lato) i wybiegłem za mamą z mieszkania. Coś mi
mówiło, że prędko nie wrócę do domu.
Wypadliśmy na ulicę. Było chłodnawo,
więc założyłem moją bluzę. Mama widząc to, powiedziała:
- Załóż kaptur.
- Ale po co?
Nie odpowiedziała, ale powtórzyła polecenie.
Założyłem więc kaptur. Wszyscy jakoś
dziwnie oglądali się za nami. Szliśmy
w milczeniu przez jakiś czas, a później zatrzymaliśmy się pod drzwiami bloku Adama. Weszliśmy na górę i zapukaliśmy do drzwi. Po chwili otworzyła nam niewysoka kobieta o siwych włosach. Mama powiedziała, że zabieramy Adama na kemping, ale nie musi się pakować.
w milczeniu przez jakiś czas, a później zatrzymaliśmy się pod drzwiami bloku Adama. Weszliśmy na górę i zapukaliśmy do drzwi. Po chwili otworzyła nam niewysoka kobieta o siwych włosach. Mama powiedziała, że zabieramy Adama na kemping, ale nie musi się pakować.
-
Mamy walizkę z ciuchami Adama. Dał nam ją wczoraj. – wyjaśniła mama. Adam
szybko się przebrał i wyszedł nam na spotkanie (czy to nie dziwne, że nie
zadawał pytań?). Wszyscy razem zbiegliśmy po schodach. Przez cały czas szliśmy
w milczeniu, ale mama w końcu przerwała ciszę.
- Nie oglądajcie się i powiedzcie,
gdzie mieszka Ikar. Adamie, jakbyś miał kaptur, to prosiłabym cię, żebyś go
założył.
Nie
wiedziałem po co mamie informacja o adresie Ikara, ale powiedziałem, że choć adresu
nie znam, to mogę ją tam zaprowadzić. Zgodziła się na to. Rozkazy wydawały mi
się jakieś dziwne. Czyżby miały one jakiś związek z moim snem, bądź prośbami
Ikara? Po jakimś czasie dotarliśmy do bloku, w którym mieszkał kolega.
Wspięliśmy się po schodach, podbiegliśmy do drzwi i zapukaliśmy. Otworzył nam
czarnowłosy chłopak. Ubrany był jedynie w niebieskie bokserki. Nigdy nie
widziałem go bez koszulki, ale zawsze wydawał mi się raczej chuderlawy. Jednak
był on dobrze zbudowany, a nawet powiedziałbym, że bardzo dobrze. Zakrył sobie
usta zaciśniętą pięścią, gdy ziewał. Na nasz widok szeroko otworzył oczy.
- Wiedzą. – powiedziała moja mama.
- Daj mi chwilę. – odpowiedział Ikar
i zamknął drzwi.
- To wy się znacie? – zapytałem
mamę.
Wiem,
że większość ludzi zapytałaby na przykład: ,,Kto wie?” albo ,,Co się dzieje?”,
czy coś takiego. Ale ja byłem zbyt zszokowany wiadomością, że moja mama zna
Ikara. Chwilę później drzwi się otworzyły, a gospodarz zaprosił nas do środka.
Usiedliśmy w salonie, a chłopak podszedł pod szafę z pucharami. Odsunął jeden z
nich (zapewne za zawody w łucznictwie), za nim znajdował się panel z wieloma
literami. Nie były polskie, tylko greckie. Wpisał po kolei litery:
ϱ α ϗ
Ι
Co oznaczało ,,Ikar”. Po prostu jego imię. Kto by się domyślił? Ale wciąż nie
wiedziałem, skąd ja to wiem. To przecież
były znaki z alfabetu, którego nigdy się nie uczyłem. Zaraz po wpisaniu kodu,
Ikar odsunął się, a szafa przesunęła się, tworząc ciemny tunel.
- Spokojnie. – zapewnił nas
gospodarz – Ten tunel prowadzi do garażu.
W czasie gdy skończył wypowiadać to
zdanie, szyby w oknach eksplodowały. Niektóre kawałki szkła przeszyły powietrze
tuż przede mną, ale inne wbiły mi się w ciało. Od razu wyskubałem wszystkie
kawałki z mojego ciała, wyrzuciłem je i podbiegłem do stołu. Wziąłem z niego
butelkę wody. Kątem oka zauważyłem, że Adam i mama przeszli do tunelu.
Pobiegłem za nimi. Obejrzałem się za Ikarem. Trzymał ręce wyciągnięte przed
siebie, tak jakby podpierał ścianę. Na jego czole pojawiały się już krople
potu. Za osłoną (nie wiem jak to inaczej nazwać) leciały w naszą stronę dwie
istoty. Miały pomarszczoną, szarą skórę, nietoperze skrzydła, wielkie, ostre
zęby, a w rękach ogniste bicze. Nie miały jednak oczu.
Z pustych oczodołów ziała żądza mordu.
Z pustych oczodołów ziała żądza mordu.
~ Pomóż mu.~ odezwał się głos w mojej głowie ~On dłużej nie wytrzyma.~
~Jak?~
zapytałem się.
~Zaufaj
mi.~ odpowiedział.
~Dobrze.
Co mam robić?~
~Po
pierwsze, każ mu iść do tunelu. Resztą
zajmę się ja.~
- Ikar! – zawołałem.
- Łukasz! – odpowiedział – Do
tunelu! Natychmiast!
Nie chciałem używać siły, ale zmusił
mnie do tego. Odciągnąłem go na bok, a on przeturlał się pod ścianę. W jego
ręce błysnął metrowy miecz wykonany z brązu. Wstał
i pobiegł przede mnie, przez niewidzialną ścianę. Stwory już nie atakowały w barierę, osłonę? No, w każdym razie skupiły uwagę na Ikarze. Uderzyły w niego biczami, lecz on przeciął je zręcznie, tak, jakby ćwiczył to całe życie. Przejechał na brzuchu po białym dywanie i odciął potworom skrzydła. Spadły z wysokości piątego piętra. Pomogłem Ikarowi wstać, a on łypnął na mnie spode łba.
i pobiegł przede mnie, przez niewidzialną ścianę. Stwory już nie atakowały w barierę, osłonę? No, w każdym razie skupiły uwagę na Ikarze. Uderzyły w niego biczami, lecz on przeciął je zręcznie, tak, jakby ćwiczył to całe życie. Przejechał na brzuchu po białym dywanie i odciął potworom skrzydła. Spadły z wysokości piątego piętra. Pomogłem Ikarowi wstać, a on łypnął na mnie spode łba.
- Dlaczego nie uciekłeś, jak ci kazałem? – zapytał pełnym urazy i
złości głosem.
- Nie mogłem cię zostawić. – nie
mogłem mu powiedzieć, że zaufałem głosowi
w mojej głowie.
w mojej głowie.
- Mniejsza z tym. Do tunelu. – chyba
już przestał się na mnie wściekać.
Weszliśmy. Był on wysoki na dwa
metry i cały z kamienia. Zjeżdżał łagodnie w dół. Ikar, podpierając się na
mnie, prowadził nas do wylotu. Tunel kończył się na dużym, podziemnym parkingu.
Wsiedliśmy do srebrnego lamborghini. Szczerze mówiąc, nie znam się za bardzo na markach samochodów,
ale coś zaświtało mi w głowie, że tym razem się nie mylę. Mama usiadła za
kierownicą, ja z Adamem wsiedliśmy na tylne siedzenia, Ikar na miejscu
pasażera.
- Zna pani adres? – zapytał pełnym bólu
głosem. Walka strasznie go chyba wyczerpała.
- Tak – odpowiedziała moja mama.
- Zaraz.
O co tu chodzi? – zapytałem się.
- Wszystkiego dowiesz się na miejscu. –
odpowiedział Ikar – A teraz powiedz mi,
jak zdołałeś utrzymać barierę?
- Co? – zapytałem zdumiony.
- No, barierę. – odpowiedział. –
Zanim skupiłem na sobie ich atak dostałeś parę uderzeń. Jeszcze nie widziałem,
żeby trzynastolatek utrzymał barierę przeciw atakowi harpii. Bo nikt nie
uwolnił twojej mocy, ani cię nie uczył. Prawda?
- Co? – powtórzyłem.
- Dobra, już dobra. Prześpij się, na
miejsce dojedziemy za parę godzin.
- Ty też się lepiej wyśpij.
Wyglądasz tak, jakbyś nie spał z tydzień.
Obudziłem się ze świadomością, że coś potrząsa mnie za ramię.
Odruchowo spróbowałem to coś wykręcić. Gdy to zrobiłem, Adam cofnął rękę.
- Oszalałeś!? – wykrzyknął –
Próbowałem cię tylko obudzić!
- Sorry. – powiedziałem
przepraszająco – Ale dlaczego chciałeś mnie obudzić?
- Już popołudnie. – powiedział Ikar – Jesteśmy
na miejscu.