Rozdział IV
Bitwa o Tron
,,Nadzieja zawsze umiera ostatnia.” Brandon Mull ,,Baśniobór: Klucze do
Więzienia Demonów
Bardzo
źle, bardzo niedobrze. takie myśli kłębiły mi się w głowie, podczas gdy
szedłem z Adamem, Niną i Ikarem w stronę domku numer czterdzieści, kiedy
wszystkie obawy znów powróciły. Nie będę siedział bezczynnie, kiedy magowie
Aresa będą prali Nicka. Muszę mu pomóc. Tylko problem
leżał w tym, że nie wiedziałem jak. Nawet gdyby dopuścili mnie do gry i byłbym
w jednej drużynie z Nickiem, nie wiedziałbym jak go bronić. Z tego co zawsze
czytałem, to siła fizyczna zawsze przegrywa z magią. Może i miałem obudzoną
magię, ale nie wiedziałem jak to wykorzystać. Element zaskoczenia?
Nawet nie miałem kiedy nauczyć posługiwać się magią.
~Jestem
jeszcze ja.~ odezwał się ten głos.
~ Tak,
tak, każdy wie, że tu jesteś.~ odpowiedziałem ~Ale fajnie byłoby, gdybyś
podpowiedział jakiś pomysł.~
- Nikt
ci nie poda pomysłu. – powiedziała Nina z irytacją – Wiesz, że to głupi pomysł.
I tak nic nie nauczysz się dostatecznie silnych ataków, by przełamać wspólną
tarczę magów Aresa. Jest ich ponadto zbyt wielu.
- A skąd
wiesz, o czym myślę?
- Skoro
masz obudzoną magię, mógłbyś się nauczyć osłaniać swe myśli. Daj rękę.
- Po co?
- Nauczę
cię. – wzięła mnie za rękę. Poczułem coś tak jakby bzyczenie na skraju
myśli. ~Wpuścisz
mnie?~ zapytała się.
~Jak?~ odpowiedziałem.
~Po
prostu pomyśl o tym, by to bzyczenie doszło w środek myśli.~
~No,
już.~
~Teraz
patrz. Widzisz to światło tak jakby zorzę polarną?~ w ciemności, gdzie przed
chwilą stała moja mentorka, zobaczyłem światło zorzy polarnej pochodzące
znikąd.
~Tak.~
~Wymyśl
sobie, że w środku światła znajduje się brama, którą tylko ty możesz otworzyć.~
nagle z ciemności wyrosła złota brama zbudowana z morskich muszelek, piorunów i
kamieni, a pomiędzy nimi jaśniało to samo światło. Wyglądało to tak, jakby
światło zrastało się z bramą. ~Piękna brama. Masz wybujałą wyobraźnię. To
ważne. Dopóki brama pozostanie zamknięta, nikt nie usłyszy twoich myśli. Zawsze
możesz wysłać myśl, otwierając bramę, ale nigdy na oścież. Ale pamiętaj.
Istnieją artefakty, które potrafią przezwyciężyć tą zaporę.~ puściłem jej dłoń.
Bzyczenie natychmiast ustało.
-
Dzięki. – powiedziałem – Masz pewność, że nikt mnie nie usłyszy?
- Tak. a
tak na marginesie, dlaczego gadałeś do siebie? – to pytanie mnie zaskoczyło.
Myślałem, że ona słyszała ten głos. Ale skoro nie, to znaczy, że mogę jeszcze
pytać go
o pomysły. – Ale, Łukaszu, proszę cię. Daj sobie z tym spokój. Nie pomożesz mu. Jeszcze narobisz sobie i jemu kłopotów.
o pomysły. – Ale, Łukaszu, proszę cię. Daj sobie z tym spokój. Nie pomożesz mu. Jeszcze narobisz sobie i jemu kłopotów.
-
Przykro mi. Zapytaj się Adama. Sam ci powie, że popadam w ,,amok”, gdy coś
komuś robi złego. Taka moja natura. Nie mogę siedzieć bezczynnie. Nie pozwolę,
by ktokolwiek krzywdził innego człowieka. A tak w ogóle na czym polega Bitwa o
Tron?
- Chodzi
o to, aby jedna drużyna przejęła Berło Króla, które znajduje się w forcie. Na
jutrzejszy dzień zawarte są sojusze między Egipcjanami przeciwko Rzymianom.
Grecy podzielili się na: Afrodyta, Apollo, Ares, Hefajstos, Hermes, Demeter i
Dionizos z Rzymianami, a Atena, Zeus, Posejdon, Hades, Artemida i Hera są z
Egipcjanami.
-
Brakuje mi Hestii.
- Jej
dzieci są przeciwne takim zabawom. Ona nie jest taka wojownicza. Nie brała
udziału w żadnej wojnie, ani z gigantami, ani z tytanami.
- To
wszystko wyjaśnia. Ale jeśli ktoś jest nieokreślony, to do której drużyny
idzie?
- Do
tej, do której należy opiekun. Jeśli w ogóle pójdziecie.
- A kto
jest rodzicem Ikara?
- Atena,
bogini mądrości i rzemiosła.
- Nie
ładnie tak plotkować na czyjś temat, zwłaszcza, jeśli ten ktoś jest tuż koło
was. – wtrącił się Ikar.
- O
dajże spokój, informuje tylko Łukasza, prawda? – odpowiedziała.
- Eee … tak – dopowiedziałem.
- Dobra,
dobra. – pogroził nam palcem – Ja i tak wiem o co tam chodzi.
- Co? –
zapytałem.
- Ja już
dobrze wiem. – odpowiedział Ikar.
- A ja
nadal nie. I chyba się nie dowiem. – zripostowała.
- No,
no. Ja wiem i tyle mi wystarczy, co? – szturchnął mnie w bok łokciem.
- Nie
no. Najpierw mówicie, że jestem jakimś herosem, odpowiadacie na wszystkie moje
pytania, a teraz co? Nawet nie wiem o co ci chodzi.
Na szczęście już
zapadał zmrok, bo wiedziałem, że zaraz się zarumienię. Bardzo chciałem, żeby
ten dzień już się skończył. Chciałem położyć się w łóżku i przemyśleć to
wszystko.
I nagle stało się
coś dziwnego. Słońce jakby napiło się napoju energetyzującego i masakrycznie
szybko zaszło, chociaż zostało mu trochę drogi. Bez Słońca, zrobiło się trochę
zimno, więc założyłem bluzę wziętą z domu.
- Co się
dzieje? – zapytałem – Jakiś mag szpanuje przed nowymi?
- Nie. –
odpowiedziała Nina – Żaden mag z obozu nie zna takich sztuczek oraz nie ma tak
wielkiej mocy, aby to zrobić. Tu zadziałała jakaś siła z zewnątrz albo coś. Nie
wiem, po prostu nie wiem. Trzeba się skontaktować z Folosem. Może on nam coś
powie. Ale najpierw trzeba was zaprowadzić do domku numer czterdzieści.
- Ta.
Jeszcze czego. –powiedziałem – Idziemy z wami. Nie będziecie tracili czasu. To
może być coś poważnego. Trzeba do niego pójść od razu.
- No, w sumie. –
rozmyślał przez chwilę Ikar – Może mieć rację. Biegiem.
Pobiegliśmy w
stronę Głównego Domu. Biegliśmy przez pięć minut, aż dotarliśmy na werandę.
Poręcz była zrobiona z polerowanego drewna, rzeźbiona w greckie ornamenty.
Zamiast słupków przytrzymujących poręcz, znajdowały się drewniane odpowiedniki
różnego rodzaju broni. Czułem, że gdyby ktoś chciał, mógłby zmienić to w
najostrzejszą broń, jaką świat widział. Doszliśmy do drzwi wyższych niż Folos
(zapewne po to, by mógł się zmieścić), wykonanych w całości z drewna. Zdobione
były tak jak Drzwi Gnieźnieńskie, tyle, że przedstawiały sceny z mitów, takich
jak dwanaście prac Heraklesa. Wbiegliśmy przez nie do obszernego salonu. Był cały biały, na ścianach
znajdowały się różne obrazy z różnych epok.
Z pomieszczenia odchodziło kilka korytarzy, także schody na dół i na górę. Jedna ściana świeciła się nienaturalnym, różnokolorowym światłem.
Z pomieszczenia odchodziło kilka korytarzy, także schody na dół i na górę. Jedna ściana świeciła się nienaturalnym, różnokolorowym światłem.
- Co
jest z tą ścianą? – zapytałem.
- Którą?
– odpowiedział Ikar.
- Tą,
która się świeci.
-
Łukaszu. Żadna ściana się nie świeci. – powiedział Adam – Tu jest ciemno jak
w grobie.
w grobie.
- Ta. –
podszedłem do świecącej się ściany – Jestem pewien na sto procent, że ta ściana
się świeci. – Nina rzuciła Ikarowi znaczące spojrzenie.
~On to
widzi.~ nie wiedziałem dlaczego, słyszałem wypowiedź mentalną Niny, chociaż
wiedziałem, że jest ona przeznaczona wyłącznie dla Ikara.
- Co
widzę? – zapytałem już trochę zdenerwowany – Ukrywacie coś przede mną.
Słyszałem co mówiłaś do Ikara.
- Jak?
Przecież nie da się słyszeć takiej wiadomości. Ale później to wyjaśnimy. Do
Folosa! – pobiegliśmy w jeden z korytarzy, a później skręciliśmy w drzwi
prowadzące do gabinetu centaura. Nie było w nim ani jednego okna, z sufitu
zwieszała się lampa naftowa,
a reszta pokoju wyglądała tak samo jak salon. Wiele obrazów, białe ściany, ale na szczęście żadna z nich się nie świeciła. Przy ścianie znajdowało drewniane, brązowe biurko. Folos stał za nim, a gdy weszliśmy spojrzał na nas zaskoczonym wzrokiem.
a reszta pokoju wyglądała tak samo jak salon. Wiele obrazów, białe ściany, ale na szczęście żadna z nich się nie świeciła. Przy ścianie znajdowało drewniane, brązowe biurko. Folos stał za nim, a gdy weszliśmy spojrzał na nas zaskoczonym wzrokiem.
- Co się
stało? – zapytał się.
- Słońce
zaszło. – wydyszał Ikar.
- No,
Słońce ma w naturze zachodzić, by światłość mogła ustąpić ciemności. Taka kolej
rzeczy.
- Ale
ono zaszło już teraz. – nie ustępował Ikar.
- A
która to godzina?
-
Dopiero dziewiętnasta.
- No,
coś to nie podobne do lata. Zwykle Słońce zachodzi znacznie później. Zbierz
wszystkich na dziedzińcu przed domkami. Przykro mi chłopcy, ale zaklimatyzować
musicie się troszkę później. Biegiem!
Wybiegliśmy z
Głównego Domu w kierunku domków. Folos chciał wziąć na grzbiet Ninę, ale
podziękowała i powiedziała, że się przebiegnie. Po dziesięciu minutach
dotarliśmy na dziedziniec. Znaczy się ja, Adam, Ikar i Nina dotarliśmy po
dziesięciu minutach, a Folos był na dziedzińcu z siedem minut wcześniej. Gdy
już przybiegliśmy na miejsce, przed domkami, w szeregach, stało mnóstwo ludzi,
ale wszyscy do lat osiemnastu. Wszyscy mieli w rękach zaświecone latarki. Jedni
świecili na ziemię, inni na niebo, a jeszcze inni na zmianę. Dość dobrze to
wyglądało.
-
Zebraliśmy się tu, by omówić ważne zjawisko, jakie miało miejsce tuż przed
chwilą. – zaczął Folos – Słońce zaszło parę godzin przed czasem. Nie wiemy
jeszcze co do tego doprowadziło. Nie możemy nawet założyć, że to jeden z
demonów uwięzionych na terenie obozu. Chyba, że bariera została uszkodzona. Ale
to nie wchodzi w grę. Jeden z naszych magów? Nie. Nikt z was nie ma takiej
mocy, ani znajomości w swej sztuce. Przynajmniej o tym nie wiemy. Możemy
założyć, że dostał się tu ktoś z Stowarzyszenia Mrocznego Księżyca. Ale zapory
są tu zbyt mocne, chyba, że ktoś spośród nas jest zdrajcą. Ale na razie
wykluczam taką możliwość. W związku z tym, że światło zgasło wcześniej,
zarządzam wcześniejszy powrót do domów. Nie musicie kłaść się spać, ale nie
rozmawiajcie też za głośno. Przypominam, że jutro gramy w Bitwę o Tron. Do
zobaczenia rano, na śniadaniu.
Wszyscy udali się
do domów, niektórzy z nieukrywanymi pomrukami niechęci. Szliśmy w ciemności przez parę sekund, po
czym zajaśniała wielka kula zielonkawego światła. Na Ninie i Ikarze nie zrobiło
to większego wrażenia, ale Adam szedł wpatrzony w tę kulę. Przeszliśmy koło
wszystkich domków, lecz było za ciemno i nie widziałem żadnych szczegółów. Po
paru minutach doszliśmy do wysokiego, jednopiętrowego domu. Miał on spadzisty
dach, tak jak te domki w górach. Ikar i Nina dali nam po latarce i powiedzieli,
że baterie powinny wystarczyć na całą noc, a później poszli do siebie.
-
Dziwne, nie mają tu świateł w domkach?
Zapytałem, ale gdy
tylko weszliśmy, zaświeciły się różne kule świetlne pod dachem. Były one takie
same, jak ta, która nas wcześniej prowadziła. Dom to duży, jednopokojowy
budynek, od środka cały czarny i drewniany. Przy ścianach stały dwupiętrowe
łóżka. Na drugim końcu pokoju zobaczyłem schody, zapewne prowadzące na strych.
Materace i pościel były jak na moje oko świeże, pewnie nie dawno zmieniane.
Popatrzyłem na Adama. Przez cały dzień był małomówny. Może to przez ten ogrom
wrażeń. A może coś mu się stało. Ale to na później. Zająłem swój materac. To
znaczy tak sobie postanowiłem, że to mój.
- Jak
tam twoja Nina? – zaśmiał się pod nosem Adam. Myślałem, że go kopnę, ale
odpowiedziałem tylko:
- A jak
tam twój Ikar? – odpowiedziałem złośliwie.
- Nie
mój w sensie, że mój, tylko mój jako przyjaciel. Ale tak już na serio i
szczerze. Podoba ci się?
- Oboje
wiemy, że nie potrafisz utrzymywać tajemnic. Nie powiem ci.
- Oj, no
weź. Jak możesz być taki tajemniczy. - Mam
jeszcze wiele tajemnic. pomyślałem, ale odpowiedziałem mu tylko:
- Lepiej
idź już spać. Jutro czeka nas długi dzień.
Wzruszył ramionami,
a później wraz z ręcznikiem od Ikara poszedł do drzwi na lewo od wejścia. Zapewne
tam jest łazienka. Poczekałem, aż Adam wyjdzie, a potem sam wszedłem. Była
ogromna. Znajdowało się tam z dziesięć kabin prysznicowych ogrodzonych osobno i
to nie jakimiś szmatkami, ale normalną zasuwaną płachtą plastiku. Wszystko, w
przeciwieństwie do domu, miało kolor biały. Białe płytki, białe umywalki, białe
słuchawki i prysznice. Pod sufitem wisiały niespodziewanie białe kule świetlne.
Chociaż wszystkie płytki były takiego samego koloru, w pewien sposób układały
się w jakiś wzór. Wszedłem do jednej z kabin i oniemiałem. Była to
najnowocześniejsza kabina z radiem i biczami wodnymi. Umyłem się. Woda
wyglądała tak samo, jak ta z jeziora. Wytarłem się, umyłem zęby i wyszedłem z
łazienki. Adam już leżał w swoim łóżku.
- Fajne
te łazienki, nie?
- Fakt. –
odpowiedziałem, ale jakoś bez entuzjazmu.
Zbytnio
zamartwiałem się tym wszystkim, co się dzisiaj stało. Kto jest moim
rodzicem? Co się stało ze Słońcem? Czy będę mógł pomóc Nickowi? Czy sam wezmę
udział w Bitwie o Tron? A jeśli tak, to czy mu pomogę? Bez dalszych rozmów,
Adam usnął, a ja położyłem się w swoim łóżku. Co to jest Stowarzyszenie Mrocznego
Księżyca? Czy chodzi o nów, czy o zaćmienie, a jeśli nie, to o co? Kto może być
tym zdrajcą? Czy faktycznie dostał się tu ktoś z tej grupy? Pozostała
jeszcze kwestia tego życzenia, żeby zaszło Słońce. Przecież to nie mogło być
to. Słońce to wielka kula gazów, głównie wodoru i nie słucha żadnych życzeń. A
który z bogów olimpijskich jest uosobieniem Słońca? Z tego co słyszałem, to
Apollo. Ale on też nie wysłuchałby raczej żadnego życzenia. A Egipt.
Uosobieniem Słońca w lecie o dziewiętnastej jest chyba Ra. Dlaczego król bogów
Egiptu miałby słuchać trzynastoletniego chłopaka z wielkimi problemami
życiowymi? Nie, to nie możliwe, aby on mógł to zrobić. To jakieś zjawisko
astronomiczne. I tyle. Żadnej magii i tak dalej.
~A
jeśli to byłeś ty?~ zapytał ten głos w mojej głowie.
~A
jak?~ odpowiedziałem pytaniem.
~Za
pomocą magii bogów.~
~Czego?~
~Magii
bogów. Magii Ra dokładniej. Ale o tym później. Mam pomysł, jak możesz uratować
Nicka.~
~Jak?~
~Uprzedzam
cię, że to może być nieprzyjemne.~
~Może, ale
nie musi.~ (no, co jestem optymistą.)
~Dobra. Ale prześpij się, bo jutro będziesz
potrzebował dużo sił.~
~Ale jaki to
pomysł?~
~Nie no,
jeszcze się nie domyśliłeś. Użyjemy magii bogów.~
~Ale ja
jeszcze tego świadomie nie robiłem.~
~Zaufaj mi.
A teraz idź spać, pogadamy jutro.~
W końcu zmęczenie
wzięło górę i poszedłem spać. Nazajutrz obudziłem się z lekkim bólem głowy. Za
oknami było jasno.
- Która godzina? –
zapytałem się Adama.
- Siódma
trzydzieści. – popatrzył na zegarek i odpowiedział zaspanym głosem.
- O której jest
śniadanie?
- Nie wiem. Ale nie
martw się. Skoro obiad trwa dwie godziny, to śniadanie na pewno z godzinę
będzie trwało.
- Dobra. Uspokoiłeś
mnie.
Wyszedłem do
toalety. Wziąłem prysznic, umyłem zęby, zrobiłem jeszcze inne rzeczy, których
nie będę tu opisywał. Ubrałem zielony podkoszulek z numerem domku, krótkie,
czarne szorty i czarne tenisówki z białymi sznurówkami. Oprócz tego moją
ulubioną bluzę, którą zabrałem z domu. Wszystko pasowało jak ulał. Po tym
wszystkim wyszedłem z łazienki, przeszedłem przez dom, otworzyłem drzwi i
wpadłem na Ninę. Ale nie, że się z nią minąłem, tylko dosłownie wpadłem na nią
i przewróciliśmy się na ziemię.
- Sorry. –
powiedziałem podając jej rękę. Przyjęła ją i wstała. – Co tu robisz? – ubrała
się w błękitną koszulkę, białe szorty i czarne tenisówki.
- Przyszłam po was.
Śniadanie zaczęło się pół godziny temu. Macie jeszcze pół godziny. Widzę, że
gdzieś wychodzisz.
- No, właśnie idę
na śniadanie. – odpowiedziałem drapiąc się w tył głowy.
- Poczekaj chwilę
na Adama. – po pięciu minutach byliśmy gotowi do drogi. Szliśmy chwilę w
milczeniu, gdy zapytałem:
- Wiesz może co to
jest magia bogów?
- Nie. Wiem. Ale
naprawdę nie mogę ci teraz tego powiedzieć. A dlaczego pytasz?
- Nie, nic. Tak
tylko, chyba gdzieś czytałem, albo nawet obiło mi się to o uszy gdzieś tutaj.
Wiedziała, że
kłamię, ale nie naciskała. Z resztą, kto by nie wiedział. Jestem okropnym
kłamcą. Resztę drogi szliśmy w milczeniu. Po jakimś czasie doszedł do nas Ikar.
Przeszliśmy do jadalni i wzięliśmy po talerzu i kubku. Usiedliśmy przy Nicku.
Powitał nas, a później wspólnie zaczęliśmy jeść. Zamarzyłem sobie jajecznicę na
boczku (No cóż, jestem mięsożerny, a swej natury nie zmienię.). Po śniadaniu
poszliśmy do Folosa.
- Folosie. – zwróciła
się do niego Nina – Musimy ustalić Łukaszowi grafik zajęć. I nie wiem czy dobre
będzie to, aby brał udział w dzisiejszej Bitwie o Tron. A ponad to trzeba
rozbudzić magię w Adamie.
- Pierwszym
zajmiemy się już zaraz, tuż po śniadaniu. Po drugie, znasz prawo. Każdy heros,
uznany, czy nie, jeśli ma rozbudzoną magię musi uczestniczyć we wszystkich
grach strategicznych. A po trzecie. Nie wiem, czy rozsądne jest akurat dziś
rozbudzać magię w Adamie. Wtedy prawo zadziała przeciwko nam. Nie martw się o
niego. Osobiście nałożę na niego wewnętrzną tarczę. A teraz przepraszam. O
ósmej bądźcie pod Głównym Domem. To znaczy Nina z Łukaszem. Niech Ikar pokaże
Adamowi obóz. – Po tych słowach odgalopował w głąb jadalni.
- Chodź. –
powiedziała – Zanim dojdziemy minie trochę czasu, a ja chcę
z tobą porozmawiać. – odeszliśmy w stronę Głównego Domu. Gdy byliśmy oddaleni od reszty, zapytała. – Skąd ty w ogóle wiesz o magii bogów?
z tobą porozmawiać. – odeszliśmy w stronę Głównego Domu. Gdy byliśmy oddaleni od reszty, zapytała. – Skąd ty w ogóle wiesz o magii bogów?
- Przykro mi ale
tego nie mogę ci powiedzieć.
- Dobra, rozumiem.
A jak dużo wiesz i co o niej wiesz?
- W sumie to mało.
Wiem, że jest męcząca, dzięki niej można korzystać z źródła mocy boga,
korzystać z jego umiejętności. Coś jeszcze powinienem wiedzieć?
- Tylko to, że
Starsi domków znają magię bogów. Można przyzwać moc boga, ale tylko pobocznego,
takiego jak Eol, czy Sachmet, ale żadnego, co ma jakąś ważniejszą rolę
w panteonie. Chyba, że masz ich broń. No to znaczy nie broń, tylko takie jakby pozwolenie od nich. Ponad to po świecie rozesłane są różne atrybuty bogów. Są to tylko takie podróbki, które oni zrobili, aby magowie mogli z nich korzystać.
w panteonie. Chyba, że masz ich broń. No to znaczy nie broń, tylko takie jakby pozwolenie od nich. Ponad to po świecie rozesłane są różne atrybuty bogów. Są to tylko takie podróbki, które oni zrobili, aby magowie mogli z nich korzystać.
- Dlaczego
podróbki?
- Bo są to bronie z
takich samych materiałów, z jakich korzystają oni, tylko, że dodali oni trochę
swojej mocy do tych sprzętów. Są to jedne z najpotężniejszych artefaktów
rozesłanych po świecie. My osobiście mamy dostęp do różnych z nich. Zadaniem
magów jest zebranie ich wszystkich przed Grupą Mrocznego Księżyca. Oni chcą, by
biała magia przestała istnieć. Oni posługują się czarną magią. Ale czarna magia
to nie temat na dziś. Po pierwsze musimy cię nauczyć różnych rodzajów tarcz i
przynajmniej jednego dobrego ataku, abyś przetrwał dzisiejszą Bitwę o Tron.
- Ale opowiadaj
dalej o artefaktach.
- Dobra. Co chcesz
wiedzieć?
- Do jakich mamy
wskazówki. Może uda się nam jakiś zdobyć.
- Więc tak. Mamy
już pewność, że Insygnia Ra są na Smoczej Górze. Wejście do Labiryntu Arcymaga
chronią potężne zaklęcia. Insygnia Ra od stuleci są przekazywane Arcymagowi.
Musi on przejść przez Labirynt ułożony przez jego poprzednika. Na końcu
Labiryntu znajdzie Insygnia. Ale ostatni umarł ponad sto lat temu, a kolejnym
jesteś albo ty, albo Adam.
- O. Czyli, że to
dla was naprawdę ważne. To może ja ci coś teraz opowiem. Raczej uznasz, że to
nieważne, ale warto ci o tym powiedzieć. Wczoraj, tuż przed tym jak Słońce
zaszło, pomyślałem życzenie. Chciałem, żeby było już ciemno, chciałem znaleźć
się już w łóżku. Nie mówiłem o tym wcześniej, bo pomyślałem, że to może nie
mieć znaczenia.
Nagle poczułem
jakiś dotyk. Lekki i nic mi się nie stało, ale gdy spojrzałem na Ninę,
zamarłem. Ona stała jak kamień. Nie ruszała się, nie oddychała, nie mrugała,
tylko stała na baczność.
~Ikar?~ wysłałem do
niego.
~Co?~ zapytał.
~Coś się stało z
Niną. Chodź tu.~
~Już biegnę. A co
dokładnie jej się stało?~ po tym pytaniu opisałem mu całe zdarzenie. Po pięciu
minutach Ikar wraz z Adamem przybiegli do mnie zdyszani.
- Dobra. –
powiedział Ikar – Co się tu stało? I jak?
- Mówiłem ci już.
Szliśmy w stronę Głównego Domu, poczułem lekki dotyk, jakby ręki przez
rękawiczkę, a potem zobaczyłem Ninę w tym stanie.
- Silne zaklęcie
unieruchamiające. Odsuńcie się.
Po tych słowach
zaczął inkantować zaklęcie. Wokół jego stóp, a potem nóg zaczęła tworzyć się
szara mgła. Oplotła zaklętą, a po chwili Ikar zrobił się czerwony i zaczął się
pocić. Gdy mgła opadła, rzucający zaklęcie zachwiał się na nogach i stracił
równowagę. Złapałem go i podparłem, a córka Zeusa odkaszlnęła.
- Co się stało? –
zapytała.
- Padłaś ofiarą
zaklęcia unieruchamiającego. Tak przynajmniej powiedział Ikar. – spojrzała na
leżącego na moich ramionach chłopaka.
- Ostatnie co
pamiętam, to dotyk ręki. A później zobaczyłam was.
- Ja też to
poczułem, ale nie padłem ofiarą tego zaklęcia, dlaczego?
- Ty to w ogóle
jesteś wyjątkowy. Obudzona magia, umiejętność podnoszenia tarczy, odpieranie
ataków harpii. Ale to już przesada. Lepiej zanieśmy go na izbę chorych.
Wyczerpanie magiczne to poważna sprawa.
Razem z Adamem
podnieśliśmy go z ziemi. Adam wziął go za nogi, a ja za ręce. Nie wiedziałem,
że on może aż tyle ważyć, ale wytrwaliśmy i przeszliśmy do izby chorych.
Szliśmy przez jakieś pięć minut, aż doszliśmy do budynku za mieszczącym się za
Głównym Domem. Był on może jednopiętrowy, z płaskim dachem. Nad framugą drzwi
zielonej konstrukcji widniała blaszka z symbolem kaduceusza, laski Hermesa z
dwoma wężami otoczonymi na niej, a powyżej zwieńczona skrzydłami. Weszliśmy
przez drzwi, a potem położyliśmy go na łóżku. Pomieszczenie było zwykłe, takie
jak w każdym szpitalu. Nina podeszła do dziewczyny ubranej jak pielęgniarka.
Wyjaśniła jej sytuację, a ona powiedziała nam, żebyśmy się nie martwili, że
taki przypadek zdarza się co najmniej raz na tydzień. Gdy wyszliśmy wciąż nie
byłem zbyt pewny, czy Ikar wyzdrowieje.
- Nie martw się. –
powiedziała – On wydobrzeje. A teraz chodź. Trzeba ci ustalić grafik. Nie
możemy się spóźnić. – poszliśmy na około Głównego Domu. Weszliśmy do gabinetu
Folosa, a on stał przy biurku.
- Szybki jest. –
powiedziałem szeptem do Niny.
- Dziękuje Łukaszu.
Wiem o tym. Każdy nowy mi to mówi. – powiedział Folos.
- Jak? – spytałem
oniemiały.
- Zwierzęcy słuch.
Każda magiczna istota jest w niego wyposażona, więc słyszy cię często z bardzo
daleka. Nie zdziw się czasem, gdy jakaś forma życia będzie się kierowała
zapachem i słuchem. Wiele z nich ma problemy ze wzrokiem. Odwrotnie niż u
ludzi. Ludzie głównie posługują się wzrokiem, który jest zgubny.
- Powiedział pan
magiczne istoty. Nie jesteśmy w pełni śmiertelnikami, ani też magicznymi
istotami. Czy to znaczy, że pozostałe zmysły magowie mają jakoś bardziej
rozwinięte?
- Wreszcie jakiś
mag, który to dostrzegł! – zawołał Folos – Żaden mag nie zrozumiał tego, zwykle
trzeba wam to tłumaczyć, ale nie tobie! – spojrzał mi w oczy – Jesteś
wyjątkowy. A wracając do twojego pytania. Tak, herosi mają bardziej rozwinięty
słuch, dotyk, węch i smak, ale nie ,,zabiera” im to wzroku. Zanim zaczniemy
dobierać ci grafik zajęć, muszę uświadomić ci parę rzeczy. Zapewne już wiesz,
że któryś z was, ty albo Adam, możecie zostać Arcymagiem.
- Wiem. –
odpowiedziałem.
- Dobrze. –
kontynuował centaur – Po drugie Stowarzyszenie Mrocznego Księżyca.
- Też już wiem. –
przerwałem pół człowiekowi.
- Skąd?
- Nina mnie
powiadomiła.
- Dobrze. Dziękuję
ci. Dalej. Magowie dzielą się na kilka klas. Nie tylko odnośnie ich boskich
rodziców, ale także na dziedzinę nauki wybraną przez nich. Heros może zostać
Klucznikiem, Widzącym, Anchem, Zegarem, Nieśmiertelnym lub Magiem Iluzji. Każdy
najwybitniejszy w swojej dziedzinie zostaje Władcą: Władcą Kluczy, Władcą
Wzroku, Władcą Czasu, Władcą Umysłu lub Władcą Życia. Chyba się domyślasz,
który do którego? – wiedziałem, że było to pytanie retoryczne, więc nie
odpowiedziałem. – Wiąże się to z pewną historią. Ale na razie objaśnię ci
wszystkie te dziedziny. Klucznik otwiera portale, ale może to zrobić tylko tam,
gdzie był, Władca Kluczy, wszędzie, gdzie mu się podoba. Widzący widzi
wszystko, co mu widzieć pozwolą, a Władca Wzroku wszystko co chce. Anch potrafi
wyleczyć większość chorób, a Władca Życia wszystkie. Prawie. Zegar potrafi
spowalniać lub przyśpieszać czas, a
Władca Czasu, oprócz tego, manipulować czasem, przenosić się. Nieśmiertelny potrafi wydłużyć
sobie życie, a Władca Śmierci rozkazywać wszystkim bóstwom Śmierci nie
korzystając z ich mocy. Mag Iluzji potrafi stwarzać iluzję, które tylko mają
wystarczyć, a Władca Umysłu potrafi na przykład stworzyć iluzję mostu i po nim
przejść. Ale żeby być którymkolwiek z nich, trzeba się nim urodzić. To się okaże,
czy wybrany przez ciebie talent się przyjmie. Talentu do tego nie nauczysz się
na zajęciach. A wracając do opowieści. Otóż bardzo dawno temu, kiedy jeszcze
żyły smoki, panowały one nad tymi sześcioma zdolnościami. One też miały taki
podział jak my. Lecz oprócz nich, żył smok, który opanował wszystkie sześć
umiejętności. Magowie zwali go Smokiem Sześciu. Jednak to co ma początek, musi
mieć też koniec. Reszta smoków spiskowała z magami, którzy za wszelką cenę
chcieli posiąść składniki alchemiczne ze smoków. Gady powiedziały im, że dadzą
im wszystko, czego zechcą, pod warunkiem, że pomogą im pokonać Pradawną
Siódemkę, radę tych siedmiu smoków. Tak oto rozpoczęła się największa i
najkrwawsza wojna całego świata. Smok Śmierci myśląc, że nie wygrają oni bitwy,
dołączył do swoich wrogów, walcząc razem z nimi. Pod koniec bitwy Piątka
Pradawnych oddała swą moc Smokowi Siedmiu, który zapieczętował swą grotę
potężną magią, chroniąc przy tym Piątkę i samego siebie. Smoka Śmierci wygnano,
ale krąży legenda, która zapewne jest prawdziwa, że chce on odkupić swe winy i
szuka reszty po całym świecie. Dawno temu otrzymaliśmy przepowiednię, która
mówi, że narodzi się Smoczy Syn, a żeby ratować cały świat, w imieniu Smoka
Siedmiu przebaczy Smokowi Śmierci i zjednoczy w sobie moc Pradawnej Siódemki.
Nie mogę ci zdradzić całej treści przepowiedni. Oprócz mnie zna ją tylko Nina.
- Tak, to wszystko
prawda. – powiedziała.
- Więc, Łukaszu
którą dyscyplinę chcesz wybrać? – spytał się mnie Folos.
- Jeszcze nie wiem,
muszę się chwilę zastanowić. – nie wiedziałem, co począć.
Anch,
wyleczyć wszystkie choroby? Klucznik, otwierać portale? Zegar, manipulować
czasem? Widzieć wszystko? Iluzje? Może i fajne. Zegar? Nie, manipulować czasem
potrafi tylko Władca Czasu. Anch? Hmm … Nie. Z leczeniem u mnie nie za bardzo.
Więc wybór trafia na Klucznika. – Chcę zostać Klucznikiem. – córka
Zeusa popatrzyła Folosowi w oczy. Było to pełne przerażenia spojrzenie.
~Klucznikiem
Posejdona Smoczy Syn zostanie...~ powiedziała do Folosa.
- Co to znaczy?
- Co co znaczy? –
zapytał Folos.
- Przepraszam cię
Folosie. – powiedziała córka Zeusa – Zapomniałam ci powiedzieć, że on słyszy
rozmowy mentalne między magami nawet jeśli wysyła się tylko do określonych
magów.
- ,,Klucznikiem
Posejdona Smoczy Syn zostanie.” Co to znaczy?
- Jest to pierwszy
wers przepowiedni. Ale nie martw się. Jeszcze nie wiadomo, czy jesteś dzieckiem
Posejdona. Muszę cię jednak przed czymś ostrzec. Jesteś pewien, że wybierasz
profesję Klucznika? Bo jeśli wybierzesz jedną, nie będzie już odwrotu.
- Tak, jestem
pewien, że chcę być Klucznikiem.
- A więc, skoro
jesteś tego pewien. Naznaczam cię piętnem Klucznika, oświecam cię
w sztuce otwierania portali, niszczę niewiedzę, daję ci potęgę Klucznika! – zawołał Folos. Nagle stało się coś dziwnego. Przede mną pojawiło się wielkie koło podzielone na sześć części trójkątnych oraz okrąg na środku. Jedna z trójkątno – podobnych części wypełniła się. Przy podstawie trójkąta był klucz. Taki stary, o. Jedna część, z symbolem tornada była już wypełniona.
w sztuce otwierania portali, niszczę niewiedzę, daję ci potęgę Klucznika! – zawołał Folos. Nagle stało się coś dziwnego. Przede mną pojawiło się wielkie koło podzielone na sześć części trójkątnych oraz okrąg na środku. Jedna z trójkątno – podobnych części wypełniła się. Przy podstawie trójkąta był klucz. Taki stary, o. Jedna część, z symbolem tornada była już wypełniona.
- Widzieliście!? –
zapytałem.
- Co? – powiedziała
Władczyni Kluczy.
- No ten krąg. –
odpowiedziałem.
- Żadnego kręgu tu
nie było. Pewnie coś ci się przywidziało.
- No może.
- Więc. –
powiedział Folos – Ustalmy ci grafik. Więc, skoro jeszcze jesteś początkujący,
najpierw początkujące ataki na Arenie. Chciałbyś coś jeszcze? No i tak musisz
dostać zajęcia z Niną.
- Dlaczego z Niną?
Nie, żebym miał coś przeciwko temu, ale czemu z nią?
- Nina jest Władcą
Kluczy. Proszę, oto twój grafik. Oprócz normalnych
i obowiązkowych zajęć powinieneś wziąć prywatne lekcje z Niną, aby dołączyć do najbliższej tobie grupie Kluczników. Dołącz do następnych zajęć. Masz tam teraz naukę pocisków magicznych?
i obowiązkowych zajęć powinieneś wziąć prywatne lekcje z Niną, aby dołączyć do najbliższej tobie grupie Kluczników. Dołącz do następnych zajęć. Masz tam teraz naukę pocisków magicznych?
- Tak, dziękuję,
panu.
- Nie ,,panu”,
tylko Folosie.
- Dobrze, dziękuje
Folosie.
- No. I tak ma być.
Leć już.
Spojrzałem na
grafik. Miałem iść na Arenę. Pociski magiczne? Czy to nie było przypadkiem, to,
że strzelało się kulami magii w Starszych domków?
– Poczekaj chwilę. – powiedział Folos –
Chciałbym coś sprawdzić. Nie martw się nie będzie bolało. Usiądź. – zrobiłem,
jak powiedział – Chcę sprawdzić twój poziom magii. – dotknął mojej dłoni.
Poczułem bzyczenie na skraju tarczy.
~Otwórz bramę. Ale
tylko troszkę.~ otworzyłem ją. Wyglądał on tak samo, pół koń, pół człowiek.
~Nic nie rób. O niczym nie myśl. Tylko spokojnie oddychaj.~ poczułem jak Folos
wbiega do środka mojego ciała. Nagle odczułem wielką falę zaskoczenia.
~Niemożliwe. Jak?~ puścił moją rękę.
- Nie mogę w to
uwierzyć.
- Co się stało?
- Twój poziom magii
jest poniżej przeciętnej. Wygląda na to, że nie masz co marzyć o wielkiej
karierze. Masz bardzo małą moc. Idź już. Muszę to wszystko przemyśleć. -
wyszedłem wraz z Niną z gabinetu centaura, a później w stronę Areny. Byłem
wstrząśnięty. ,Musisz się otrząsnąć. powiedziałem sobie. Przecież to
nic, że mam małą moc. Nie samą mocą mag walczy.
~To nieprawda.
Wcale nie masz małej mocy. Twoja moc się po prostu ukrywa. ~ powiedział ten
głos w mojej głowie.
~Przecież Folos
powiedział…~
~Folos nie
wykryje twej prawdziwej mocy. Tego się nie da zrobić. Tylko ty możesz zobaczyć
swą prawdziwą potęgę. Uwierz mi, czy kiedykolwiek coś ci się stało, gdy byłeś
pod moją opieką?~
~Opieką? Kim ty
jesteś?~
~Do tego wkrótce
dojdziesz sam. Nie martw się, już wkrótce.~ doszliśmy do Areny w ciszy.
Przed tunelem się zatrzymała.
- Czekaj. –
powiedziała.
- Co? – zapytałem.
- Muszę nauczyć cię
podnosić chociażby najsłabszą tarczę.
- Po co?
- A jak myślisz,
oni nie przerwą ataku tak od razu. Możesz dostać parę razy.
- Co?
- Dobra. Wiesz, jak
znaleźć źródło mocy?
- Nie.
- No więc tak.
Wyobraź sobie kulę światła, taką jak macie w domkach.
- No.
- Teraz rozkaż jej
polecieć na przeszpiegi do twojego ciała. Jeśli znajdzie podobną kulę, niech da
ci znać.
- Da mi znać?
- Tak. Poczujesz
takie jakby bzyczenie.
- Ok. Wysłana. – po
dosłownie pięciu sekundach poczułem mrowienie w okolicach brzucha – Znaleziona.
- Teraz zobacz tę
kulę.
- Mam. – zobaczyłem
na tle czarnej próżni, błyszczącą ogromną kulę światła.
- Co widzisz?
- Kulę światła.
- Teraz wyobraź
sobie, że wyciągasz z niej trochę energii. – zrobiłem jak kazała. Po chwili w
próżni pojawiła się kulka, rozmiarowo zbliżona do piłeczki do ping-ponga.
- Trzymam ją.
- Wyobraź sobie,
jak twoja skóra tworzy kształt walca, a nie własnego ciała.
- No.
- A teraz wypuść
swoją energię do ścian walca.
- Ok.
- Im więcej energii
wypuścisz, tym silniejsza będzie twoja tracza. Ale nie dawaj od razu całej swej
mocy w tarczę. Może ci się przydać jeszcze na coś jeszcze innego. A teraz idź
już na Arenę. – wszedłem w ciemny tunel. Po chwili doszedłem do kraty, takiej
jak w więzieniach. Po bokach była osmolona, a od środka wyglądała całkowicie
normalnie. Po chwili podniosła się, bym mógł wejść. Wyszedłem w światło
dzienne, a zaraz potem dostałem parę razy w tarczę. Nie widziałem tego, ani nie
słyszałem, ale po prostu to poczułem. Podszedł do mnie wysoki czarnowłosy
chłopak. Miał on czarne oczy oraz krótko przycięte włosy. Był wyższy od Ikara
co najmniej o jego głowę. Ubrał się w czarne adidasy, czarne spodenki sportowe
i czarny podkoszulek bez rękawków. Widać - dobrze zbudowany. W dłoni trzymał
półtorametrowy miecz z brązu. Miałem wrażenie, że od tego miecza odbija się
Słońce. Rękojeść została ozdobiona w czaszki. Podniósł otwartą dłoń
w górę, dając znak innym magom, by zaprzestali ataku.
w górę, dając znak innym magom, by zaprzestali ataku.
- Nic ci nie jest?
– zapytał.
- Nie, o dziwo. –
odpowiedziałem.
- Nowy?
- Tak.
- Określony?
- Nie. A ty kogo
jesteś dzieckiem?
- Hadesa. –
powiedział, a potem krzyknął - No to mamy nowego! Jak ci na imię?
- Łukasz. – podałem
mu dłoń.
- Jan. – przyjął ją
– Ale wszyscy mówią mi Janek. Jaką masz profesję?
- Klucznik.
- Bardzo przydatne,
jeśli szybko potrafisz wznosić portale. Bo jeśli nie, to cóż. Co umiesz robić?
Tak magicznie. – chwilę myślałem nad tym pytaniem. Nie mogłem mu powiedzieć, że
potrafię słyszeć tajne magiczne rozmowy. Coś mi podpowiadało, że nie mogłem
tego zrobić. Nie mogłem mu też powiedzieć, że znam magię bogów.
- Umiem wznosić
tarczę. Rozmawiać mentalnie z innymi magami. I to chyba byłoby na tyle.
- Aha. No więc od
początku. Wiesz gdzie jest twoje źródło magii?
- Tak. Wiem też jak
z niego czerpać.
- Dobra. Podam ci
instrukcję. Tu będzie trochę trudniej, niż przy wznoszeniu tarczy. Wyciągnij
trochę mocy, tak byś utrzymał tarczę, miał ją plus nie zmęczył się. Teraz
trzymaj przez cały czas tę moc. Powiem ci jakie mamy rodzaje uderzeń.
Najprostszym jest uderzenie ogłuszające. Powoduje ono paraliż mięśni. Gdy na
ciebie ktoś rzuci ten czar, nie możesz się ruszyć. Wyobraź sobie, jak wkładasz
w moc całą swą wolę, żeby to uderzenie magii właśnie tak działało. Wyciągnij
rękę. Rozcapierz palce. Teraz je wypuść. – zrobiłem jak kazał. Poczułem jak
prąd przechodzi mi po ręce, aby zaraz potem wypaść z dłoni. Po chwili, między
dwiema kolumnami wytworzyła się błyszcząca siatka. – Nie martw się. To nasze
zabezpieczenie przed uderzeniami skierowanymi z Areny w domki. Żadna moc się
tędy nie przeciśnie. Teraz parę informacji. Uderzeniem mocniejszym, niż
ogłuszające jest żywiołowe. Jest to każda kula, nieważne jakich rozmiarów, która
złożona jest z którejś z kombinacji żywiołów. Może być to uderzenie wody,
ziemi, ognia, powietrza, pioruna lub mieszaniny ich. Tworząc je potrzebujesz co
najmniej próbki któregoś z żywiołów, którymi będziesz się posługiwać. Dlatego
każdy dobry mag ma przy sobie zapalniczkę. Na innych zajęciach będziesz uczył
się, że możesz przyzwać wodę na przykład z którejś z rzek tu. Możesz też
przyzwać dalej, ale to trwa trochę dłużej. Powietrze jest wszędzie, podobnie
jak ziemia. Ale nie radziłbym ci uderzać uderzeniem ognia w powietrzną tarczę i
na odwrót. Nie warto też tracić mocy na uderzenia ognia w ścianę wody i na
odwrót. Co prawda ty wtedy możesz się ukryć w wytworzonej parze, ale każdy inny
mag może to wykorzystać przeciw tobie. Uderzeń można by wyliczać w nieskończoność,
ale muszę się zająć też innymi. W szeregu zbiórka! – krzyknął Janek. Prędko
poszedłem do szeregu magów i ustawiłem się na końcu. Niektórzy byli wyżsi, inni
niżsi, a jeszcze inni równi mi wzrostem. – Szczelamy do celu. Zaczynamy od
mojej prawej strony. – nagle koło Janka wyrosła tarcza, taka jak na zawody
strzeleckie z łuku. Podszedł do tarczy, odliczył dziesięć metrów i narysował
kredą linię. – Macie się ustawiać przed tą liną. Szczelamy małymi uderzeniami
ogniowymi. Średnica co najwyżej pięć milimetrów. – polecił – Kto trafi
najbliżej środka, wygrywa. Start. – Janek wyciągnął zapalniczkę. Na początek
wyszedł niski, tęgi mag. Nabrał mocy, przed nim wyrosła kulka światła.
Utrzymując ją, zaczerpnął ognia. Wyglądało to niesamowicie! Tak, jakby ktoś, zamiast
płynu do baniek, użył ognia. Przed młodym magiem narysowała się fala ognia,
której on użył jako paliwa i zaciągnął ją do kuli światła. Szczelił prosto w
tarczę uderzeniem ogniowym w pole oznaczone numerem 4. Każdy następny trafił
nie lepiej, niż do numeru ósmego. No cóż pomyślałem Może nie będą się
śmiać jak nie trafię. Gdy przyszła moja kolej, podszedłem do białej linii,
zaczerpnąłem mocy, pobrałem ogień od naszego mentora, umieściłem go w mocy,
tak, że od razu cała się zapaliła, wymierzyłem i strzeliłem. Zrezygnowany
odwróciłem się tyłem do tarczy i zwiesiłem głowę. Oczekiwałem, że wszyscy
zaczną głośno się śmiać, że nie trafiłem nawet w tarczę, ale nic takiego nie
nastąpiło. Zamiast tego wszyscy zaczęli głośno klaskać. Podniosłem głowę i
odwróciłem się do tarczy. Jedno uderzenie wcelowało w sam środek tarczy. Moje
uderzenie. Jak? pomyślałem. Przecież nie celowałem zbyt dokładnie.
Chciałem, aby co najmniej trafiło w tarczę. Chciałem. No jasne. Ale
postanowiłem, że nie mogę o tym nikomu powiedzieć. Chyba, że zaufanym
przyjaciołom.
- Brawo Łukaszu.
Tobie jednemu udało się trafić w sam środek tarczy, chociaż muszę wam coś
wyznać. Tarcza była chroniona pradawnym zaklęciem zmieniającym tor lotu. Nikomu
nie powinno się udać złamanie tego zaklęcia. Powiedz nam, co zrobiłeś, by
pocisk przebił się przez zaklęcie.
- Po pierwsze nie
wiedziałem nawet, że tarcza jest chroniona. Po drugie nic specjalnego. Zrobiłem
tak jak mi powiedziałeś. I tyle. Koniec, kropka. – zajęcia dobiegły końca.
Miałem pięć minut, by zdążyć na kolejną lekcję. Jeśli tak mają wyglądać wszystkie lekcje … pomyślałem … to to jest najlepsza szkoła do jakiej kiedykolwiek uczęszczałem. Spojrzałem na grafik. Następnie miałem mieć ujeżdżanie pegazów. Popatrzyłem na mapę obozu, którą dał mi Folos. Stajnie znajdowały się koło Głównego Domu. Wyszedłem tunelem i skierowałem się w stronę Stajni. Po chwili znalazłem się przed wejściem do drewnianego budynku. Poczekałem chwilę przed drzwiami, ale nikt nie wychodził, ani nie wchodził. Popatrzyłem na zegarek. Za dwie minuty miało się zacząć. Wszedłem więc do środka. W przegrodach stały pegazy, ale i normalne konie. Na końcu budynku biegły spiralne schody. Nikogo nie było, więc skorzystałem z okazji i wszedłem na schody. Popatrzyłem do góry, a tam zobaczyłem jasne światło dobiegające spod drugiej ściany. Wspiąłem się na piętro. Przeszedłem do jedynego źródła światła i ciepła na tym piętrze. Od razu pożałowałem swojego czynu. Na drzwi prowadzące na schody została założona bariera. Wiedziałem, że nie dam rady jej przełamać. Podszedłem bliżej do źródła. Okazał się nim metrowy, złoty miecz. Był on wbity w podłogę, jak Ekskalibur w skałę. Dotknąłem go. Stał się na pewno gorętszy, niż wszystko czego dotknąłem przez całe życie. Nie parzył mnie jednak. Pomyślałem, że najpierw popytam Folosa o ten miecz. Gdy jednak chciałem wyjść, bariera nadal nie ustępowała. Nagle, z miecza uniosła się para, jakby ktoś polał go wodą. Wisiorek, który nosiłem, zaczął nieprzyjemnie grzać. Popatrzyłem na niego. Błyszczał morskim światłem. Usłyszałem w swoich myślach głos. Potężny, pradawny głos. Zatkałem uszy, ale nadal się go nie pozbyłem.
Miałem pięć minut, by zdążyć na kolejną lekcję. Jeśli tak mają wyglądać wszystkie lekcje … pomyślałem … to to jest najlepsza szkoła do jakiej kiedykolwiek uczęszczałem. Spojrzałem na grafik. Następnie miałem mieć ujeżdżanie pegazów. Popatrzyłem na mapę obozu, którą dał mi Folos. Stajnie znajdowały się koło Głównego Domu. Wyszedłem tunelem i skierowałem się w stronę Stajni. Po chwili znalazłem się przed wejściem do drewnianego budynku. Poczekałem chwilę przed drzwiami, ale nikt nie wychodził, ani nie wchodził. Popatrzyłem na zegarek. Za dwie minuty miało się zacząć. Wszedłem więc do środka. W przegrodach stały pegazy, ale i normalne konie. Na końcu budynku biegły spiralne schody. Nikogo nie było, więc skorzystałem z okazji i wszedłem na schody. Popatrzyłem do góry, a tam zobaczyłem jasne światło dobiegające spod drugiej ściany. Wspiąłem się na piętro. Przeszedłem do jedynego źródła światła i ciepła na tym piętrze. Od razu pożałowałem swojego czynu. Na drzwi prowadzące na schody została założona bariera. Wiedziałem, że nie dam rady jej przełamać. Podszedłem bliżej do źródła. Okazał się nim metrowy, złoty miecz. Był on wbity w podłogę, jak Ekskalibur w skałę. Dotknąłem go. Stał się na pewno gorętszy, niż wszystko czego dotknąłem przez całe życie. Nie parzył mnie jednak. Pomyślałem, że najpierw popytam Folosa o ten miecz. Gdy jednak chciałem wyjść, bariera nadal nie ustępowała. Nagle, z miecza uniosła się para, jakby ktoś polał go wodą. Wisiorek, który nosiłem, zaczął nieprzyjemnie grzać. Popatrzyłem na niego. Błyszczał morskim światłem. Usłyszałem w swoich myślach głos. Potężny, pradawny głos. Zatkałem uszy, ale nadal się go nie pozbyłem.
,,I ty dziecię morza pułapek się strzeż,
One czyhają wszędzie, wśród przyjaciół też.
Jeden z nich zdrady się dopuści,
A duch walki nigdy go nie opuści.”
Zataczając się
wyszedłem z pokoju, zszedłem po schodach i wybiegłem ze stajni. Zatrzymałem się
przed wejściem do budynku. Jedną ręką przytrzymałem się ściany, a drugą
złapałem się za brzuch. Zwieszoną głowę oparłem o ścianę. Podbiegła do mnie
może czternastoletnia dziewczyna. Była wysoka i chuda. Miała ciemne włosy i
oczy w kolorze malachitu. W przebitych uszach brakowało jej kolczyków.
Uświadomiłem sobie, że Nina też ich nie miała. Zarzuciła mi rękę na ramię.
- Nic mi nie jest.
– powiedziałem. Palcem wskazującym i kciukiem potarłem skronie.
- Na pewno? –
zapytała.
- Tak. Tylko coś mi
się przywidziało.
- Wybiegłeś ze
stajni jak poparzony.
- Nic mi nie jest.
– powtórzyłem. Stanąłem o własnych siłach i wyprostowałem się,
a dziewczyna spojrzała na okno pokoju, w którym znajdował się miecz. – Czemu tam patrzysz?
a dziewczyna spojrzała na okno pokoju, w którym znajdował się miecz. – Czemu tam patrzysz?
- Gdzie? –
momentalnie spuściła wzrok z powrotem na mnie. Nie wiem jak wyglądałem, ale na
pewno nie uwierzyła mi, że jestem cały. – Nazywam się Łucja. Jestem córką
Izydy. Prowadzę zajęcia z jeździectwa. A ty?
- Łukasz.
Nieokreślony.
- No to muszę ci
coś powiedzieć. Do stajni nie wchodzi się nieproszonym. To jest jeden z
zakazów, które zawsze musisz uznać. Jeden z podstawowych. Podstawowych zakazów
nie wolno łamać, ponieważ wiąże się to z wydaleniem z obozu, usunięciem pamięci
dotyczącej pobytu lub karę śmierci.
- O.
- No właśnie, o.
Dlatego większość magów nie wchodzi na tereny zakazane i nie łamie zasad
dotyczących obozu. Zapamiętaj o tym. A teraz coś przyjemniejszego. Chodźmy do
stajni. – zwróciła się do wszystkich. Potem wszyscy weszli do środka. Wszyscy,
oprócz mnie. Ja stałem przed wejściem i myślałem nad sensem słów, które
usłyszałem będąc na piętrze. ,,I ty dziecię morza pułapek się strzeż.” O
jakie pułapki chodziło? Czy o Labirynt Arcymaga? Nie, mam za małą moc na
Arcymaga. Adam nim zostanie. ,,One czyhają wszędzie, wśród przyjaciół też.”
Jakie pułapki? ,,Jeden z nich zdrady się dopuści, a duch walki nigdy go nie
opuści.” I jeszcze ten wers ,,Klucznikiem Posejdona Smoczy Syn zostanie …” Czy
to mogę być ja? Nie, nie sądzę. Przecież Smoczy Syn ma mieć potężną moc, aby
utrzymać siłę Siedmiu Smoków. To nie mogę być ja. Ale ten głos w mojej głowie
mówi, że mam w sobie niewyobrażalną potęgę. Ale co mi może przyjść z ukrytej
mocy, skoro raczej będą mnie uczyć samych podstaw wiedząc jaka mała jest moja
energia? Z rozmyślań wyrwała mnie Łucja.
- Chodź już.
Wybierz sobie pegaza. – więc wszedłem za nią do budynku. Wybór koni był
ogromny. Wcześniej nie zwróciłem na to uwagi. Były skrzydlate i nie, lecz
wszystkie czteronogie, ale pod innymi względami całkiem się ze sobą różniły.
Niektóre były czarne, inne białe, jeszcze inne brązowe, jedne były niskie,
drugie wysokie, jedne miały długie grzywy, inne strasznie krótkie. Przeszedłem
parę razy tam i z powrotem przez stajnie, ale nie potrafiłem wybrać. W końcu
zdecydowałem się, że dosiądę pegaza ze skrzydłami orła, wielkimi i o kolorze
złota. Oprócz skrzydeł złotą miał grzywę
i ogon. Resztę ciała miał brązową jak kora drzewa. Zwieszoną głowę powiesił na
barierce trzymającą go w boksie.
- Dawaj, pokaż co
potrafisz. – powiedziała Łucja. Gdy tylko dotknąłem konia, nagle jakby się
ożywił. Postawił krótką grzywę, rozpostarł skrzydła i stanął na nogi. Nie miał
siodła, ale Łucja powiedziała, żebym pokazał, że potrafię ujeździć każdego
konia bez żadnych zabezpieczeń. Nie wiedziałem, czy dobrze robię, ale
posłuchałem jej. Wbrew pozorom umiałem jeździć na koniu. Zwykłym koniu. Mama
czasem zabierała mnie na wieś do dziadków. Mają oni własną farmę, a na niej
również i te zwierzęta, więc wiedziałem co robić. Podciągnąłem się na grzbiet,
Łucja otworzyła bramkę, a ja wyprowadziłem go z budynku. Kiedy tylko
znaleźliśmy się na zewnątrz, pegaz zaczął machać skrzydłami, by wzbić się
w powietrze.
w powietrze.
~Nie martw się.
Umiesz jeździć.~ powiedział głos w mojej głowie.
~Nie tym się
martwię.~ odpowiedziałem ~Tylko dzisiejszą grą.~
~Poradzimy
sobie. Ja mam wiedzę a ty moc. Ty tylko musisz mi zaufać.~
~Ufam ci, ale
powiedz mi kim tak naprawdę jesteś, że nawet Nina cię nie słyszała?~
~Wkrótce się
dowiesz, obiecuję.~
~Dobra.~
Koń nie leciał za
szybko, więc mogłem sobie pozwolić na tę rozmowę. Ale gdy tylko skończyłem,
(Czy on to jakoś wyczuł?) natychmiast zaczął szarżować. Złapałem się jego
grzywy, lecz po chwili, gdy nabrałem pewności, wyprostowałem się i tylko lekko
trzymałem się włosia pegaza. Czułem się jak wolny ptak. Czułem się tak też, gdy
nurkowałem w morzu lub jeziorze. Wtedy było tak samo. Tylko nie smagał mnie szalenie
pędzący wiatr. Szybowałem w powietrzu. Nie było mi zimno, ani gorąco, wręcz
idealnie. Nagle świat wywrócił się do góry nogami. Niebo zamieniło się
miejscami z ziemią, ale trwało to tylko chwilkę. Chwilę później znów było
normalnie, a ja zorientowałem się, że zrobiliśmy beczkę. Nawet fajnie, lecz
trochę się bałem. Pegaz mógł mnie jakoś uprzedzić. Nie wiedziałem jak, ale
mógł. Spoko, chce rozmawiać z koniem. To wcale nie dziwne.
~No nie? Wielu
ludzi uważa, że dziwne jest rozmawianie ze sobą.~
~Dzięki za
pocieszenie. A tak w ogóle ty wiesz co to sarkazm?~
~Tak, a co?~
~Nie, nic.~
Leciałem dalej. W
końcu znużyło mnie oglądanie chmur od góry. Piękny widok, ale można się
znudzić. Pegaz jakby to wyczuł, więc zaczął schodzić do lądowania. No, może to
było za dużo powiedziane. Najpierw złożył skrzydła, później zapikował jak orzeł
lecący na swoją ofiarę, a pod koniec łagodnie, z lekkim ślizgiem, wylądował
przed budynkiem Stajni, depcząc przy tym. Podbiegł do drzwi.
- I co? Było aż tak
źle? – dobiegła do mnie Łucja.
- Nie, było gorzej.
– spojrzała na mnie krzywo – Żartuje.
- Zwiemy go
Złotoskrzydłym. Chyba domyślasz się dlaczego.
- Tak. Masz mnie za
kompletnego głupka, czy jak?
- Nie, no co ty.
Daj odprowadzę go. – gdy wziąłem swoją
dłoń, pegaz od razu zrobił się taki, jakim widziałem go w stajni. Markotny,
pozbawiony sensu życia.
- Poczekaj chwilę.
W locie miałem wrażenie, że on mnie słyszy i rozumie.
- Czasem tak jest.
Jeśli przyzwyczaisz się do niego, to może i ty zaczniesz go rozumieć.
- Dobra, to ja
lecę.
Po jeździe na
pegazach, poszedłem na zajęcia ze strategii. Nie brzmiały zbyt zachęcająco. Gdy
wszedłem do Głównego Domu, zostałem skierowany na pierwsze piętro. Trafiłem na
obmyślanie strategii na dzisiejszą Bitwę o Tron. Na moje nieszczęście byli to
sojusznicy. Na nieszczęście, bo nie dowiedziałbym się nic z ich taktyki, czego
nie powinienem wiedzieć. Poszedłem do
okna. Z niego był dobry widok na górę. Uznałem, że to Smocza Góra. Była
straszliwie wysoka. Nad nią latały smoki. W sumie to ich nie widziałem, ale
potrafiłem zobaczyć, przez gęstą mgłę, latające sylwetki, więc pomyślałem, że
to smoki. Gdy zajęcia się skończyły nie wiedziałem absolutnie nic z naszej
strategii. No cóż. I tak nie zamierzałem robić co mi będą kazali. Bywa.
Skierowałem się do
jadalni. Szedłem szybko, głowę ukryłem w kapturze bluzy. Po prostu chciałem być
sam. Co to były za wersy? Pułapki. One muszą oznaczać te w Labiryncie
Arcymaga. Co to był za krąg. Czy to oznaczało, że to ja jestem Smoczym Synem?
Skoro tak, to czy będę w stanie zjednoczyć moc Siedmiu Smoków? Czy jako Smoczy
Syn będę potężniejszy od Władcy Kluczy, Władcy Wzroku i tak dalej? Jeśli jestem
nim, to czy mogę być też Arcymagiem. Jedno jest pewne. Jeśli Adam zostanie
Arcymagiem, a ja magiem Pięciu Smoków, muszę pomóc Adamowi w poszukiwaniu
atrybutów. To się przecież liczy. Nie liczy się jak, ale mu pomogę.
~Halo, jesteś
tam.~ zawołałem głos.
~Tak. Mógłbyś
nie przerywać rozmyślań? Bardzo lubię, gdy mag prowadzi takie myśli. Naprawdę.~
~Czy tym
sposobem na pomoc Nickowi jest magia bogów?~
~I tak, i nie.
Nie użyjemy magii bogów, jeżeli tylko nie będzie niezbędna. Ale sądząc po
przeciwnikach, będzie potrzebna.~
~Aha. Dzięki za
pocieszenie mentalne.~
~No co? Mówię
tylko prawdę. To jeszcze zależy od ilości przeciwników.~
Wszedłem do
jadalni. Wziąłem talerz od cyklopa. Usiadłem przy pustym stole, gdzie wczoraj
był Nick. Zjadłem szybko swój obiad, oddałem talerz i odszedłem z jadalni.
Szedłem wzdłuż rzeki, a po chwili ujrzałem jezioro. Podszedłem i kucnąłem na
brzegu. Dotknąłem palcami wody. Poczułem się żywszy. Po drugiej stronie jeziora
zobaczyłem tak samo przycupniętego Nicka. Podszedłem do niego i szturchnąłem go
w ramię. Żadnej reakcji. Drugi raz, ale mocniej. Znów zero reakcji. Już
przymierzałem się do trzeciego szturchnięcia, ale głos odezwał się.
~Czekaj.
Zaklęcie unieruchamiające. Nie wzywaj Ikara. Ten wysiłek może mu zrobić trwałą
krzywdę. Ale jak ty to zrobisz to nie poczujesz nawet, że coś ci ubyło z magii.~
~Powiedz jak mam
to zrobić.~
~Więc.
Zaczerpnij mocy. Trochę więcej, niż na pociski. Zrób z niego mgłę. O właśnie
tak. Teraz popatrz magią. Co widzisz?~ nie wiedziałem jak to zrobiłem, ale
popatrzyłem magią.
~Wokół Nicka
znajduje się taka sama mgła jak moja, tyle, że srebrna.~
~Dobrze. Teraz
zacznij powoli wypuszczać mgłę w kierunku Nicka.~
~A inkantacja?~
~Zdradza twoje
zamiary. Lepiej od początku nauczyć się kierować samą wolę bez pomocy. Dobrze
powoli.~ czułem, jak magia przechodzi na Nicka. Ku mojemu zdumieniu nie
zacząłem się pocić. Nie czułem nawet zmęczenia. Po chwili magia oplatająca
Nicka ustąpiła mojej. Tamta zapadła się w nicość, a ja złapałem spadającego
Nicka.
- Co się stało? –
zapytał się mnie.
- Zaklęcie
unieruchamiające.
- Aaa … A kto je
zdjął.
- Yyy … Nina, ale
poszła na obiad. – wymyśliłem na poczekaniu. Nie mogłem mu powiedzieć, że ja,
bo mógłby zacząć się śmiać, mógłby mi nie uwierzyć, albo mógłby zacząć się
pytać, skąd znam zaklęcie zdejmujące unieruchomienie. W sumie mógłby zapytać
się, czy Niny nie wyczerpało to zaklęcie. Tak jakby czytając mi w myślach
zapytał się. – A czy Niny nie powinno wyczerpać to zaklęcie?
- Słuchaj. Ja je
zdjąłem, ale nie pytaj się więcej o nic, bo chcę mieć jeszcze jakieś swoje
sekrety. Nie tyle chodzi o to, tylko o to, że nie mogę ci powiedzieć.
- Dobra. Spoko, jak
nie chcesz, to nie mów. Ale Niny nie wyczerpałoby zaklęcie zdjęcia. Taka
podpucha. Która godzina?
- Dwunasta
trzydzieści.
- Idziesz na obiad?
- Jadłem już.
- Czyli nie chcesz
iść?
- Nie. Posiedzę
sobie tutaj.
- Dobra, jak
chcesz. Spotkamy się później.
- Jak to?
- Podczas Bitwy o
Tron. Magowie Aresa zawsze dręczą nowych, a zapewne widzieli jak ze mną
rozmawiasz, czyli najpewniej zagonią nas do kręgu i będą okładać.
- A. To fajnie.
- Jak dla kogo. To
ja lecę.
- Do zobaczenia. –
usiadłem na trawie. Skąd mam tyle mocy? Skoro Ikar zemdlał, to czemu nie ja?
Tak samo, jak wtedy, kiedy dotknęło mnie zaklęciem. Dlaczego wtedy zaklęcie
zadziałało na Ninę, a nie na mnie? Szturchnięcie w ramie. Natychmiast
podniosłem tarczę. Wstałem i popatrzyłem na napastnika. Była to Nina. Masowała
sobie trzy palce. Opuściłem tarczę.
- Przepraszam. Nie
wiedziałem, że to ty.
- Nic się nie
stało. Przynamniej wiemy, że potrafisz szybko podnieść tarczę. Widziałam jak
zdejmowałeś zaklęcie z Nicka. To było niesamowite! Nawet się nie zmęczyłeś. Nie
powinieneś tego robić. Mag z twoją mocą przy takim zaklęciu umarłby z
wycieńczenia. Czyli, że jednak nie masz tak małej mocy, jak mówił Folos. Po
zniesieniu zaklęcia, podniosłeś jeszcze tarczę, a to już coś. Widziałeś Ikara,
co się z nim stało. A on ma większą moc, niż rzekoma twoja. Folos musiał się
pomylić. Daj rękę. – zrobiłem jak kazała. Wpuściłem ją do swego umysłu.
Przeszła przez mój organizm odnajdując źródło mocy. I znowu. Fala zaskoczenia,
niedowierzania. – To niemożliwe. – puściła rękę – Przecież sama widziałam jak
zdejmowałeś z Nicka zaklęcie. Do tego bez zaklęcia, tak jakbyś to robił od
stuleci co najmniej. Natychmiast trzeba powiadomić Folosa.
- Może teraz ci
powiem, że jak przyjmowałem far Klucznika, to widziałem krąg z siedmioma
częściami.
- To może nawet nie
mieć znaczenia w tej sprawie. Idziesz ze mną.
- Dobra. I znowu do
jadalni.
- Nie narzekaj,
tylko biegnij. – biegliśmy wzdłuż rzeki.
Gdy podbiegliśmy
pod Arenę, zatrzymała się i dysząc pokazała mi znak przerwy. Ja też byłem
zmęczony tym ciągłym bieganiem gdzieś tam i z powrotem. Chwilę odpoczęliśmy, a
później przytruchtaliśmy do jadalni. Przeszukaliśmy cały pawilon, ale nie
znaleźliśmy Folosa. Przebiegliśmy do stajni. Znaleźliśmy go znieruchomiałego
przy wejściu do budynku.
– Trzeba go
odczarować. Ja się tym zajmę.
- Nie. –
powiedziałem – Jeśli się wyczerpiesz nie będę wiedział co zrobić, ani co mu
powiedzieć. Ja to zrobię. – nie czekałem na sprzeciw.
Nabrałem mocy,
przemieniłem ją w magiczną mgłę. Popatrzyłem magią. Na Folosa zużyto znacznie
większą ilość magii. Zaczerpnąłem więc jeszcze trochę. Powoli i ostrożnie
zacząłem wypuszczać mgłę. Czułem się trochę słabszy wraz z opuszczaniem mgły.
Poczułem dotyk na ramieniu. Odwróciłem się. Nina trzymała ręce na moich
barkach. Czułem jak dodawała mi mocy. Czyli, że zauważyła jak słabnę. Dziwne
osłabienie było malutkie. Sam ledwo to poczułem, ale Nina je zauważyła. O tym
później. Gdy cała zła magia opadła, Władczyni Kluczy puściła moje barki, a
Folos się zachwiał.
- Co się stało? –
zapytał się z pocieraniem potylicy.
- Zaklęcie
unieruchamiające. – odpowiedziałem.
- Kto je zdjął?
- Łukasz. –
wypaliła córka Zeusa.
- Niemożliwe, nawet
jeśli dałabyś mu całą swoją moc, powinno to was wyczerpać,
a ponad to on nie powinien umieć zdejmować tak potężnych zaklęć.
a ponad to on nie powinien umieć zdejmować tak potężnych zaklęć.
- Wsparłam go tylko
trochę, ale to dlatego, że podczas obiadu wykonał dwa takie zabiegi. Oprócz
ciebie, odczarował Nicka, ale wtedy był sam.
- Niemożliwe. –
powtórzył centaur – To doprawdy niemożliwe.
- A jednak. –
powiedziałem.
- Idźcie na
zajęcia. Później porozmawiamy. – i odgalopował w dal.
- Jak myślisz,
dokąd on poszedł? – spytałem.
- Tak naprawdę to
nikt tego nie wie.
- Jak brzmią dalsze
wersy przepowiedni?
- Nie mogę ci tego powiedzieć.
- A może to ma
jakiś związek z tym, co się teraz dzieje.
- Może, ale nawet
jeśli nie pozwoliłby ci poznać jej wersów.
- On, czyli?
- Miecz Króla
Smoków.
- Ten, który leży
na strychu w stajni?
- Tak, ten. A ty
skąd wiesz, gdzie on leży?
- No bo wiesz… -
założyłem ręce za plecy – Tak się jakoś złożyło, że czekając na rozpoczęcie
ujeżdżania pegazów tak całkowicie przypadkowo znalazłem się tam.
- No i czy on coś
ci powiedział?
- No, w sumie to
tak.
- Co dokładnie. To
może być ważne.
- ,,I ty dziecię
morza pułapek się strzeż,” – westchnąłem - ,,One czyhają wszędzie, wśród
przyjaciół też. Jeden z nich zdrady się dopuści, a duch walki nigdy go nie
opuści.”
- Niedobrze.
Najpierw za pierwszym razem przyjmuje ci się talent, Folos odkrywa, że tak
naprawdę masz bardzo mało mocy, przepowiednia też nie najlepsza, zdrajca jest
w obozie, a ktoś poluje na wszystkich, z którymi się zadajesz.
w obozie, a ktoś poluje na wszystkich, z którymi się zadajesz.
- No, dokładnie. A
czy możliwe jest, żeby przepowiednia dotyczyła Nicka?
- Nie, raczej nie.
- No to mamy
problem. Oznacza to, że to ja jestem Smoczym Synem.
~Pomocy!~
- Słyszałaś?
- Ikar! Głos
dobiegał z pod Areny. Biegiem. – po tych słowach pobiegliśmy pod Arenę. Syn
Ateny stał pod wejściem do kręgu.
- Czekaj. To się
układa w pewien wzór. Masz mapę obozu? – podała mi ją - Patrz Stajnie, Arena i
jezioro. Do krzyżyka brakuje jeszcze jednego punktu. Fort.
- Masz rację.
- Co jest symbolem
Stowarzyszenia Mrocznego Księżyca?
- Symbolem?
- No, wiesz, takim
znakiem rozpoznawczym, tak, jak piorun od razu kojarzy się
z Zeusem, trójząb z Posejdonem i tak dalej.
z Zeusem, trójząb z Posejdonem i tak dalej.
- A, kwadrat z
wyrysowanymi przekątnymi. – gdy tylko to powiedziała, dostrzegła powagę
sytuacji.
- A co jeśli, na
przykład to zaklęcie nie jest rzucane przypadkowo?
- Myślisz, że
Stowarzyszenie Mrocznego Księżyca zostawia jakieś cząstki swojej mocy, a
później uruchamiając je wytworzą swój symbol?
- Właśnie tak
myślę.
- Ale co im to da?
- Osłabią nasze
morale? – długo zastanawiałem się nad tym pytaniem, ale potem dopowiedziałem –
Mają tam Kluczników?
- Jasne, mają
wszystkie rodzaje talentów, jakie posiadamy my, a nawet więcej.
- Jak to więcej?
- O tym później. Co
odnośnie Kluczników?
- Jak działa portal
Klucznika?
- Jeśli chce się
przenieść sam, to tylko znika i pojawia się w innym miejscu. Jeśli jednak chce
przeteleportować więcej niż jedną osobę, musi otworzyć portal. Ale granice
naszego obozu nie przepuszczą Kluczników z zewnątrz.
- Tak, ale jeśli
symbol ich grupy znaczy coś więcej, niż tylko kwadrat? Na przykład otworzą tu
portal, który da im taką moc, aby przekroczyć granice obozu?
- Fakt, o tym nie
pomyślałam.
- Jest coś jeszcze.
Skoro tu może być zdrajca plus ktoś z Stowarzyszenia…
- Mówimy na nich Wysłannicy Mrocznego Księżyca.
- Mówimy na nich Wysłannicy Mrocznego Księżyca.
- Dobrze, no więc
jeśli jest tu zdrajca plus Wysłannik Mrocznego Księżyca, to zapewne grupa wie,
że wszyscy magowie będą uczestniczyć w Bitwie o Tron. Jeśli się tu przeniosą
niezauważenie, unieruchomią kogoś i otworzą portal, mogą…
- … wytworzyć mocną
tarczę, która zamknie nas wszystkich na Polu Fortu. A ponad to dzisiaj jest dla
nich odpowiedni dzień na wykonanie takiej tarczy. Dzisiaj jest zaćmienie
Księżyca.
- No to mamy
przekichane. A poza tym tarcza może być nieprzekraczalna dla Kluczników?
- Oczywiście. Ale
trzeba to odpowiednio rozegrać.
- Jak?
- Żeby wytworzyć
taką tarczę potrzebna jest nieziemska moc.
- Ile oni mają
atrybutów?
- W sumie? Trzy.
Egidę Ateny, Pierścień Plutona i Koronę Ozyrysa. Mogą mieć jeszcze paręnaście
innych, o czym możemy nie wiedzieć. Nie mamy Władcy Wzroku.
- Jak to nie macie?
- Żaden nie został
wybrany, żaden nie ma odpowiedniej mocy.
- Ale, gdy atrybuty
się wyładują, nie będą mogli ich ponownie użyć, tak?
- No właśnie, nie.
Magia się odnawia. Tak jak nasza. Mogą ich używać w nieskończoność, a jeśli
mają kogoś, kto potrafi ładować artefakty, to mamy przekichane.
- Ładować
artefakty?
- Potrafią to
bardzo potężni magowie, którzy otrzymali trochę magii od magicznych stworzeń.
Nie tracą oni magii i mogą ładować magiczne przedmioty samym dotykiem. No, nie
tracą magii w sensie kiedy ładują przedmioty, ale normalnie mogą się wyczerpać.
Lecz aby ich wyczerpać, potrzeba nie lada wysiłku. Oni potrafią na przykład
dwadzieścia razy odczarować zaklęcie unieruchamiające, a nadal nie będą
zmęczeni.
- To fajnie być
takim magiem.
- Ale trzeba
otrzymać magię od magicznego stworzenia. Ono musi ci dać swą magię dobrowolnie.
Ponad to nie było jeszcze w historii takiego maga. Znamy tylko takie przekazy,
które mówią, że tak da się zrobić. A wracając do tematu. Nie mamy także Władcy
Śmierci oraz Władcy Iluzji. I dalej. Co im może dać to, że będziemy zamknięci w
tarczy?
- No nie wiem. Mogą
nas unieruchomić, a później znajdą wszystkie atrybuty przed nami, opanują magię
bogów i zniszczą świat. Na przykład.
- No nie wiem. Nie,
na pewno nie. Dla zwykłych Kluczników taka tarcza może być nieprzenikalna, ale
istnieją trzy osoby, które potrafiłyby przebić się przez tą tarczę.
- Kto?
- Władca Kluczy,
czyli ja, Arcymag, czyli Adam oraz Smoczy Syn, najprawdopodobniej ty. Teraz
nauczę cię otwierać portale, bo to ci może pomóc w dzisiejszej bitwie.
- Ok.
- Daj mi rękę. –
podałem jej dłoń. Po chwili poczułem znajome bzyczenie.
~Weź trochę mocy.
Tyle samo jak na pocisk. Dobrze, tyle wystarczy. Uformuj z niego okrąg widoczny
tylko dla ciebie. Dobra. Teraz nadaj mu kolor jakikolwiek chcesz.~ nadałem mu z
bliżej niewyjaśnionych powodów kolor granatowy. Wokół portalu zaczęły latać
małe kuleczki koloru przejścia. ~Teraz pomyśl o miejscu, w którym chciałbyś się
znaleźć. Musi być ono w obozie. Granice nie przepuszczą cię dalej.~ pomyślałem
o drugim brzegu Areny. ~Teraz ,,wepchnij” to miejsce w ramy portalu. O tak.
Otwórz oczy.~ gdy je otworzyłem, nie zobaczyłem żadnego portalu.
- Zobacz magią. –
podpowiedziała Nina. Popatrzyłem. W miejscu, gdzie w mojej głowie stał portal,
tam znajdowało się przejście. – Nikt go nie zobaczy oprócz ciebie. Przejdź
przez niego. – przeszedłem, poczułem jak mnie coś ściska w żołądku i znalazłem
się na drugim końcu Areny. – Teraz wróć tu! – krzyknęła. Wróciłem i znów stałem
obok Władczyni Kluczy. – Dobra. Teraz drugi rodzaj portali. Nie zamykając go
dodaj do niego mocy. – pociągnąłem ze źródła, podniosłem rękę z rozcapierzonymi
palcami, poczułem prąd pędzący po ręce, a po chwili portal stał się całkowicie
widoczny. – Teraz każdy może przejść przez portal.
- Jest jakiś
sposób, by zablokować portal?
- Przykro mi, ale
nie ma. Spadam.
- Dobra, ja
poćwiczę.
- A, jeszcze coś.
To dla ciebie. – podała mi naszyjnik z kluczykiem.
- Co to jest?
- Symbol Klucznika.
Nie będą się ciebie pytać jaką masz profesję. Daj, zawieszę. On będzie kierunkował
twą moc Klucznika. – zawiesiła mi na szyi Symbol Klucznika. Popatrzyłem jej na
szyję.
- Dlaczego ty
takiego nie masz?
- Mam, ale ciut
inny. – pokazała mi naszyjnik z zawieszonym kluczem. Nie był to taki jakiś
zwyczajny klucz. Zamiast górnej części był portal, a część, która otwiera drzwi
została powykrzywiana jak korkociąg.
- Czemu jest taki
dziwny?
- Tobie chyba mogę
powiedzieć. Każdy Władca zamiast wisiora ma klucz do pomieszczenia z
atrybutami, które posiadamy. Ja mam taki, jak widzisz. Władca Śmierci zamiast
Czaszki ma Kość. Władca czasu zamiast Zegarka ma Wskazówki. Władca Wzroku
zamiast Oka ma Oko Horusa. Władca Życia zamiast plusa, takiego, jaki mają
karetki, ma Anch. A Władca Iluzji, zamiast Tornada ma Wzburzoną Falę. Ale
Symbol Iluzji ostatnio nam zaginął.
- Jak to
zaginął?
- Każdy
Symbol jest w specjalnej gablocie czekając na nosiciela. Czternaście lat temu
po prostu zniknął. Teraz nie wiadomo gdzie jest. Oczywiście każdy Symbol
wybiera nosiciela. A nosiciel wybiera Symbol. Na szczęście pięć pozostałych
mamy, ale nie możemy się teraz dostać do pomieszczenia z atrybutami. Potrzebne
jest wszystkie sześć symboli.
- To
dlaczego na szczęście?
- Wiemy,
że Stowarzyszenie Mrocznego Księżyca nie ma pięciu pozostałych. Czyli, że
wszystkie atrybuty, które my mamy są bezpieczne. Dwa Symbole są w gablotach, a
pozostałe nosimy: ja, Ikar i Nick.
- Kto
jest kim?
- Ja,
Władcą Kluczy, Ikar Władcą Czasu, a Nick Władcą Życia.
- A to pewnie
kolejny powód dla którego magowie Aresa go nienawidzą.
- Dokładnie.
- Wiesz co, może
się jeszcze dzisiaj dostaniesz do pomieszczenia z atrybutami.
- Jak? –
wyciągnąłem mój Symbol ze wzburzoną Falą – Skąd go masz?
- Uwierzysz, że
dostałem na trzecie urodziny?
- Tyle już dzisiaj
widziałam i słyszałam, że uwierzę ci we wszystko. – odpiąłem wisior
i podałem go Ninie. Ona zacisnęła mi pięść i odepchnęła od siebie moją rękę. Zaskoczony popatrzyłem na nią, a ona powiedziała… - Zatrzymaj go. Tobie bardziej się przyda niż mnie.
A ponad to, ma to znaczenie strategiczne. Gdy dzisiaj będą starali się nas uwięzić, nie znajdą w gablotach trzech Symboli, tylko dwa. A jeśli będą nas przeszukiwać u ciebie go na pewno nie znajdą. Nie będą cię przeszukiwali. Wysłannik Mrocznego Księżyca na pewno słyszał, że masz strasznie małą moc. Nikt nie powierzyłby ci Symbolu. A oprócz tego Symbol cię wybrał.
i podałem go Ninie. Ona zacisnęła mi pięść i odepchnęła od siebie moją rękę. Zaskoczony popatrzyłem na nią, a ona powiedziała… - Zatrzymaj go. Tobie bardziej się przyda niż mnie.
A ponad to, ma to znaczenie strategiczne. Gdy dzisiaj będą starali się nas uwięzić, nie znajdą w gablotach trzech Symboli, tylko dwa. A jeśli będą nas przeszukiwać u ciebie go na pewno nie znajdą. Nie będą cię przeszukiwali. Wysłannik Mrocznego Księżyca na pewno słyszał, że masz strasznie małą moc. Nikt nie powierzyłby ci Symbolu. A oprócz tego Symbol cię wybrał.
- Skąd wiesz?
- Gdybyś nie był
właściwym nosicielem, albo nie miałbyś już Symbolu, albo nie rozmawialibyśmy tu
sobie tak spokojnie.
- Aha. Rozumiem.
Ale skoro Symbol się przyjął, to nie powinno znaczyć to tego, że jestem Władcą
Iluzji.
- Nie teraz czas na
takie gadanie. Pamiętaj, że nie możemy nikomu o tym powiedzieć. To musi być
tajemnica. Teraz już chyba jest później. Pójdziemy do Folosa, opowiemy mu o
możliwych planach Wysłanników Mrocznego Księżyca, ale mu nie mów o Symbolu
Iluzji. Gdyby go przepytywali myślowo, mogliby odczytać, że to jednak ty masz
ten brakujący element. Lepiej będzie, gdy każdy pomyśli, że to zginęło.
- Dobra. Jak myślisz,
gdzie on może być teraz?
- Główny Dom. – na
szczęście Dom był w miarę blisko Areny. Dobiegliśmy do werandy, obiegliśmy ją
szukając wejścia, a gdy je znaleźliśmy, wspięliśmy się po schodach
i wpadliśmy do gabinetu centaura. Opowiedzieliśmy mu całe, zmodyfikowane zajście tuż po jego odgalopowaniu. Umiał słuchać. Nie przerywał, ale czułem, że po opowieści zasypie nas toną pytań.
i wpadliśmy do gabinetu centaura. Opowiedzieliśmy mu całe, zmodyfikowane zajście tuż po jego odgalopowaniu. Umiał słuchać. Nie przerywał, ale czułem, że po opowieści zasypie nas toną pytań.
- Miejmy nadzieję,
że wasze przypuszczenia się nie sprawdzą. Wiem, że mogą oni mieć Symbol Iluzji.
Jeśli dostaną się do pomieszczenia z Symbolami, zdobędą jeszcze Śmierci i
Wzroku. Gdy wasze przypuszczenia się sprawdzą, zdobędą jeszcze Czasu, Kluczy i
Leczenia. A to znaczy, że już po grze.
- Nie koniecznie. –
zauważyła – Nie będą mieli jeszcze ukrytych atrybutów.
- Czekaj! –
krzyknąłem.
- Co?
- Nie zdjęliśmy
zaklęcia z Ikara.
- Racja.
Przepraszamy cię Folosie, ale musimy zdjąć jedno niepożądane zaklęcie.
- Pójdę z wami. –
zaproponował centaur – Muszę zobaczyć, jak Łukasz zdejmuje zaklęcie
unieruchamiające.
- Dobra. To idziemy.
– powiedzieliśmy równo z Niną. Przeszliśmy przez Główny Dom, obeszliśmy werandę
i skierowaliśmy się w stronę Areny. Podeszliśmy do Ikara. Zaczerpnąłem mocy,
zmieniłem ją w mgłę, a później zacząłem ją wypuszczać. Gdy skończyłem, zaczęło
mi robić się słabo. Upadłbym na twarz, gdyby syn Ateny mnie nie złapał.
Straciłem przytomność.
Następnym, co
poczułem był zapach sterylnego szpitala i wielki głód. Postanowiłem sprawdzić
swoje źródło mocy. Zostało powiększone. Sporo powiększone. I o dziwo pełne.
Czułem się tak, jakbym nie wykonał żadnego zaklęcia. Otworzyłem oczy. Na moim
łóżku, siedziała ze zmartwioną miną Nina.
- Halo. –
powiedziałem, a córka Zeusa podskoczyła – Jest tam kto?
- Łukasz! – z
krzykiem na ustach rzuciła mi się na szyję i mocna przytuliła – Za żadne skarby
nie rób mi tego więcej. Wiesz, jak się o ciebie martwiłam?
- Nie, nie wiem. I
chyba nie chcę wiedzieć. A ponad to, człowiek nie może sobie po prostu zemdleć?
Ile mnie nie było?
- Tak z dwie
godziny. Zemdlałeś po zakończeniu zaklęcia. Za godzinę zacznie się Bitwa o
Tron.
- A dobra,
pamiętam. Co się działo, kiedy mnie nie było?
- Zanieśliśmy cię
tu, a później rozmawialiśmy z Folosem i Ikarem o naszym odkryciu. Już wiedzą,
że mieliśmy rację.
- Złapali
Wysłannika albo zdrajcę?
- Nie. Musimy przygotować
się na najgorsze. Jest coś, o czym jeszcze ci nie powiedziałam, ale uprzedzam,
że sama dowiedziałam się tego przed chwilą. Każde miejsce ukrycia atrybutu ma
swoich strażników w postaci potworów. Ujawniają się one tylko wtedy, gdy ktoś
wejdzie do pomieszczenia z atrybutem. Kiedy ty spałeś, poszła ogólna myśl, że
ktoś zdobył Uas[1]
Seta. Zakładamy, że to Wysłannicy Mrocznego Księżyca. A skoro zdobyli ten
atrybut, tarcza nie będzie przekraczalna dla nikogo, bez wyjątków.
- Czyli, że już
przegraliśmy.
- No właśnie.
~Jest sposób.~
powiedział głos w mojej głowie.
~Ale jaki?~
zapytałem
~Nie teraz.~
odpowiedział ~Jak będziesz sam.~
~Dobrze. Ufam
ci.~
- Co jest? –
zapytała Nina.
- Co? –
odpowiedziałem.
- No bo przez
chwilę byłeś nietomny. Patrzyłeś się tylko w przestrzeń, nie zaprzątając sobie
głowy mruganiem. Gdyby nie to, nie poznałabym, że coś jest nie tak.
- A nie, nic mi nie
było. – spróbowałem wstać. Przeszył mnie ból w dolnej części pleców, ale wstałem.
- Powinieneś leżeć.
- Ale nie mogę. Za
godzinę zacznie się Bitwa o Tron, a każdy musi tam być, a ja nawet nie jestem
przygotowany.
- Wiem, ale jeszcze
się nie zaczęła, a ponad to, nie każdy musi za pierwszym razem wygrywać.
- Nie chcę leżeć. –
zachowałem się jak dziecko. Założyłem ręce na pierś i wstałem.
- Ja nie mogę cię zmusić. Ale wiem kto może. To dla twojego dobra. Dorota! – podeszła do nas wysoka brunetka o zielonych oczach – Łukaszu, to jest Dorota. Córka Hermesa. Ma potężną moc. Już. – poczułem, jak coś przygważdża mnie do łóżka.
- Ja nie mogę cię zmusić. Ale wiem kto może. To dla twojego dobra. Dorota! – podeszła do nas wysoka brunetka o zielonych oczach – Łukaszu, to jest Dorota. Córka Hermesa. Ma potężną moc. Już. – poczułem, jak coś przygważdża mnie do łóżka.
~Przyda ci się
pomoc, tak?~
~Jakbyś mógł.~
~Od tego tu
jestem. Pociągnij mocy. Popatrz magią. Utwórz płachtę, równomiernie rozkładając
energię. Przykryj tym tarczę Doroty. Powinno zadziałać. Gdy to zrobisz, szybko
utwórz portal i przenieś się pod jezioro.~ zrobiłem jak mi kazał. Poczułem,
jak nacisk się zmniejszał. Potem zaskoczenie na twarzach reszty, pomachałem im
i byłem przy brzegu jeziora. Chwilę później pojawiła się koło mnie Władczyni
Kluczy z pielęgniarką.
- Jak? – zapytały
obie na raz.
- Tak. –
odpowiedziałem i uśmiechnąłem się.
- Chociaż jestem
Władcą Kluczy, nie umiem tak szybko posługiwać się portalami.
- No, cóż, bywa i
tak.
- Chyba nie
zaciągnę cię już do łóżka, prawda?
- Tak.
- Ale jedno
pytanie. – powiedziała Dorota – Jak zdjąłeś z siebie to zaklęcie, jeśli jest
ono nie zniszczalne?
~Popisałeś się.~
odezwał się głos.
~Dzięki, teraz
będę musiał odpowiadać na pytania.~
~Nie ma za co?~
~Wiesz co to
sarkazm?~
~Uwierz, wiem
więcej niż ty.~
~Kim ty jesteś?~
~Wkrótce.~
- Hej. – córka
Zeusa pstryknęła mi palcami przed oczami.
- Czego?
- To samo pytanie.
- Nie wiem.
Naprawdę.
- To jak to
zrobiłeś?
- Nie wiem.
- Dobra. Nie będę
cię już więcej pytać. Niech to zostanie twoją tajemnicą, ale całe zdarzenie zostaje
między naszą trójką.
- Dobra. –
powiedziałem.
- Ok. –
odpowiedziała Dorota – To ja już pójdę. Na razie.
- Do zobaczenia na
Bitwie o Tron. – kiedy tylko córka Hermesa oddaliła się, Nina powiedziała – Nie
powinieneś wywyższać się swoimi zdolnościami. Na to czas będzie dzisiaj o
siedemnastej. Popiszesz się czymkolwiek chcesz. Ale zaczekaj. Coraz więcej osób
wie o tym, że jesteś lepszy niż wszystkim się wydaje. Jeśli dotrze to do
zdrajcy, to mogą przeszukać i ciebie. Rozumiesz powagę sytuacji?
- Tak, przepraszam
już nie będę. – powiedziałem głosem grzecznego dziecka – Ale nie zaganiaj mnie
już więcej do leżenia.
- Dobra. Pozostaje
kolejna kwestia do omówienia. Jutro z samego rana pasuje wyruszyć w
poszukiwaniu Insygni Ra. Skoro wiemy, gdzie się znajdują, bez sensu byłoby
czekać. A teraz Stowarzyszenie Mrocznego Księżyca ma Uas Seta, a więc my musimy
zdobyć atrybut ze Smoczej Góry. Zapewne mają jeszcze inne, ale priorytetem, na
razie, jest zdobyć to. Która godzina?
- Za
piętnaście.
- To choć na
zbiórkę. Trzymaj się mnie, a nic nie powinno ci się stać.
- Dobra. Chcę się
jeszcze tylko dowiedzieć kto ma berło.
- Przeciwnicy.
Musimy się nieźle napracować, żeby przejąć władzę nad fortem, ale
i tak się nie uda.
i tak się nie uda.
- Jakieś zasady?
- Nie ranić
śmiertelnie, żadnych eliksirów. Rada. Korzystaj z talentów. Wszystkich.
- Dzięki za radę.
- I pamiętaj. Nie
idź do Nicka. Proszę cię. - I tak do niego dotrę. Jak nie po dobroci, to
mnie zagonią. pomyślałem.
- Ok. Ale wiesz jak
to ze mną jest. Dostanę jakiś miecz? – zapytałem podekscytowany.
- Cały ekwipunek.
Na zbiórkę. – doszliśmy pod pole fortu. Nie spieszyliśmy się zbytnio, więc
wszyscy byli już ustawieni wokół Folosa. Stanęliśmy na obrzeżach, ale i tak
słyszeliśmy go tak, jakby stał tuż koło nas.
- Zasady znacie,
więc nie będę wam ich przypominać. Weźcie zbroje i miecze! – nade mną, nagle,
pojawiła się znikąd zbroja. Była brązowa, skórzana i nabijana ćwiekami. Powoli
opadła w moje ręce. Idealna. Mój rozmiar, nie za ciężka. Ale czegoś mi
brakowało. Miecza. Nie miałem skąd go wziąć. Przygalopował do nas Folos niosąc
w rękach długą paczkę.
- Przyszło dziś
rano. Nie ma nadawcy, ale ty jesteś adresatem. – odezwał się centaur – Nie
chciałem zaprzątać ci tym głowy wcześniej, miałeś ciężki dzień. Trafiło to pod
drzwi Głównego Domu. Nie wiadomo kto ją podrzucił. Uważaj. – rozpakowałem. W
środku znajdował się szklany miecz. Ozdobiono go w Oczy Horusa. Jednak przy
złączeniu rękojeści z głownią, znajdował się ogon smoka, który spiralą otaczał
bezpieczną strefę. A zaczynał się on od górnej części trójzębu. W pudełku
znajdowała się jeszcze skórzana pochwa na broń.
~Upominek. Weź
go.~ odezwał się głos.
~Dobrze.~
odpowiedziałem ~Dzięki.~
- Fajny miecz. –
powiedziałem.
- Nazwij go. –
powiedziała Władczyni Kluczy – Mój to Scriptorium. Portal. – wyciągnęła swój.
Był wielkości mojego, ale koloru przejść, jakie wytwarzała jego właścicielka. W
sumie fajny.
- Oculus. –
odpowiedziałem – Pasuje.
~Nawet bardziej,
niż myślisz.~ uśmiechnąłem się do siebie.
- Na miejsca! Za
pięć minut zaczynamy! – powiedział Folos. Momentalnie połowa zbiorowiska
zniknęła.
- Przeteleportowali
się do fortu. – podszedł do nas Nick.
- Cześć. Jak tam
charakterki?
- Masz zamiar pobić
dziś rekord? – zapytał się głos za jego plecami. Był to czternastoletni
chłopak, trochę mniejszy od syna Posejdona, ale bardziej napakowany. Miał
zbroję koloru czerwonego, takiego samego jak oczy.
- Dlaczego nie na
pozycji? – odgryzł się nasz kolega.
- Akurat dzisiaj
dowodzi Starszy domku Aresa. I wszystkim dzieciom Aresa kazał dręczyć ciebie
tego i twojego słabego koleżkę. – wskazał palcem na mnie.
- A spróbuj tylko.
– powiedziała Nina.
- Dziewczyn nie
biję.
- To tak jak ja.
– O, widzę, że masz nowy mieczyk. Pokaż. –
wyrwał mi Oculusa z ręki – Fajny. Skąd? Z ciucholandu?
- Mogę? – spytałem błagalnie
Władczyni Kluczy.
- Ale coś dobrego i
mocnego. – odpowiedziała.
~Coś dobrego i
mocnego poproszę.~
~Utwórz portal
do lochów fortu. Do jednej z cel. Tak wyglądają.~ zobaczyłem więzienną,
ciemną celę ~Utrzymując portal weź trochę mocy. Dzieciak Aresa nie ma żadnej
tarczy. Skieruj swą moc w jego stronę, ale nie tak jak pocisk. Tak, jakbyś
chciał odszukać jego moc. Wyślij swoją do mózgu. Każ palcom się trochę
rozluźnić, ale tak, żeby tego nie poczuł. Ok. Weź dwie kule energii. Trzeba to
zrobić natychmiastowo, dwoma naraz. Jedną otwórz dla niego portal, a drugą rzuć
w niego tak jak normalny pocisk bez efektów. Trzy, dwa, jeden … Już! ~ wyrzuciłem obydwie kule w tych
kierunkach. Miecz wypadł mu z ręki, a ja go złapałem. Momentalnie znalazł się w
celi, a Nina krzyknęła:
- Zamknij portal! –
przemieniłem go w kulkę magii i ją wessałem. Na chwilę przed tym, widziałem jak
zamknięty rzuca we mnie pociskiem ogłuszającym. – Nic ci nie jest?
- Nie.
- Jak? – zapytał
Nick – Taka kombinacja kosztuje dużo koncentracji i mocy, o wiele więcej niż ma
przeciętny mag. A ponad to powinieneś stracić miecz.
- Jak to?
- No bo on trzymał
go całą mocą. Gdy go pchnąłeś, miecz nie powinien mu wypaść. Chyba, że…
- Użyłeś Smoczej
Magii. – dokończyła Władczyni Kluczy z przestrachem i fascynacją.
- Czego?
- Ludzie! –
krzyknął Nick – On używa magii, której nie zna i nie powinien znać!
- O co ci chodzi?
- Smocza Magia… –
wyjaśniła – ...pozwala na wchodzenie do umysłu człowieka
i kazanie mu zrobić czegokolwiek. Niewielu magów wie o jej istnieniu, a prawie nikt nie wie jak jej używać. Tylko Smoczy Magowie potrafili ją praktykować. Nikt jej nie użył od tysięcy lat. Ci czarodzieje żyli przed Panem wszystkich bogów, Panem wszystkiego, Jezusem Chrystusem.
i kazanie mu zrobić czegokolwiek. Niewielu magów wie o jej istnieniu, a prawie nikt nie wie jak jej używać. Tylko Smoczy Magowie potrafili ją praktykować. Nikt jej nie użył od tysięcy lat. Ci czarodzieje żyli przed Panem wszystkich bogów, Panem wszystkiego, Jezusem Chrystusem.
- Kim oni byli? –
zapytałem zaintrygowany.
- Pamiętasz, jak
mówiłam ci, iż istnieją przekazy, że kiedyś istnieli czarownicy, którzy
otrzymali cząstkę magii magicznych istot? Smoczy Magowie dostali ją od smoków.
Znajdowali się oni na szczycie swych mocy. Przekraczali wszystkie granice
wyobrażeń
o czarnoksięstwie.
o czarnoksięstwie.
- Rozumiem. Co mam
robić podczas bitwy?
- Co chcesz. Fort
jest niezdobyty.
- I co z tego?! To
nawet nie próbujecie?!
- Nie ma sensu.
- Ja już ci pokażę
,,nie ma sensu”. – burknąłem cicho.
- Na miejsca! –
zagrzmiał Folos – Gotowi! Start! – gdy tylko wbiegliśmy na pole, zorientowałem
się, że podłoże nie jest z ziemi. Zostało wykonane z piasku! A Nina pobiegła
dalej z … nami? O co tu chodziło?
- Co to jest? –
zapytałem Nicka.
- Ares. – syknął
przez zęby – Ruchome piaski. Chamskie. Nina! – zawołał, ale znalazła się poza
zasięgiem jego głosu – Mamy przechlapane. Wyciągnij miecz.
- Po co?
- Trzy, dwie,
jedna. – poczułem jak wznosi tarczę – Zero. – pojawiło się nagle znikąd dwa
tuziny magów greckiego boga wojny.
- Witajcie. –
powiedział z przesadnym, arystokratycznym akcentem najwyższy z nich – Miło mi
cię znowu widzieć, Nick. A jak się nazywa twój kolega?
~Graj na czas.~
powiedział telepatycznie syn Posejdona.
- Łukasz. –
powiedziałem z nieukrywanym obrzydzeniem dla rozmówcy – Nie wiesz, że czasy
królów w Polsce dawno już minęły?
- Ha. Cięty język.
– odwrócił się do nas plecami – Bombardować. – zobaczyłem serię pocisków
sunących ku nam – Fajnie? – rzucił jeszcze przez ramię – Znieważyłeś jednego
z nas, a teraz my znieważymy ciebie.
z nas, a teraz my znieważymy ciebie.
~Ile mamy czasu.~
zapytałem czarnowłosego chłopaka.
~Pół godziny do
piętnastu minut.~ odpowiedział.
~Ile
potrzebujesz czasu?~ powiedziałem do głosu.
~Mogę działać
już teraz. Powiem ci jak blokować i przesuwać portale. Żeby przemieścić
przejście, trzeba tylko go ,,pchnąć” jak kulę. Gdy potrzebujesz go zablokować,
nałóż na niego barierę od strony, którą chcesz unieruchomić. Można wejść, ale
nie można wyjść. Kiedy powielasz, ,,wpychasz” miejsce, do którego docierasz w
kilka dziur.~
~Dzięki.~
- Nick! Mam pomysł!
- Jaki?
- Strzelaj we mnie
najpotężniejszym atakiem, jaki masz!
- Dlaczego?
- Zaufaj mi!
Strzelaj! – i strzelił. Nie wiem jakie dokładnie uderzenie we mnie wysłał, ale
czułem, że mocne. Tuż przed tym, jak bomba we mnie trafiła, otworzyłem bramę,
skopiowałem ją od drugiej strony i skierowałem w atakujących. Nałożyłem tarczę
na nie. Tak oto jeden pocisk trafił w dwudziestu czterech napastników.
~Pora na magię
bogów.~ odezwał się.
~Prowadź.~
~Mogę powiedzieć
ci tyle, że jesteś synem greckiego boga. Możesz używać tylko mocy swego ojca.
Powiedz Nickowi, żeby opuścił tarczę, a gdy to zrobi, powiedz: Ego voco
potestatem Posejdon. Pomogę ci opanować twoje uczynki. Ten rodzaj magii to tak
jakby super tryb twojej mocy. Zwiększy się ona parokrotnie, będziesz mógł
używać wiedzy i umiejętności boga morza. Gotowy?~
- Nick! Opuść
tarczę!
- Czemu?!
- Zaufaj mi!
- Dobra! –
poczułem, jak ona słabnie. Pora na mnie. pomyślałem.
- Ego voco
potestatem Posejdon.
- Nie. - usłyszałem
krzyk towarzysza. I to słyszałem jako ostatnie. Później nie czułem nic. No,
może ból głowy.
~Chcesz
zobaczyć?~
~Pokaż.~
Ujrzałem Pole
Fortu, a na nim dziesięciometrowego, niebieskiego, świecącego olbrzyma. W samym
środku znajdowałem się ja! Moje oczy błyszczały błękitnym blaskiem. Jak ja
wyglądałem? Ale nie będę teraz o tym rozprawiał. Olbrzym nie posiadał twarzy,
same rysy. Miał wielki bary, umięśnione ramiona i klatkę piersiową. Gdy go
widziałem, wysyłał cyklon w stronę magów Aresa, a Nick siedział mu na ramieniu.
~Pora
wracać.~ odezwał się głos.
~Jak
go kontrolować?~
~To
twoje ciało. Kieruj nim.~ będąc już w swoim ciele, odwróciłem głowę w
stronę syna Posejdona.
-
Idziemy do Fortu? – zapytałem swoim głosem.
- Umiesz
to kontrolować?
- Jasne.
- To
idziemy. – przebiegłem przez całe pole.
Fort został
zbudowany jako wysoki na dwadzieścia metrów budynek, cały z obsydianu (jeszcze
upiorniejszego po zmroku). Nie zobaczyłem żadnych szczelin, kamieni, po prostu
idealnie gładki. Bez czegoś, po czym można by się wspiąć. Wyciągnąłem rękę do
góry. Natrafiłem na sufit z blokami rozstawionymi w równych odległościach.
Podciągnąłem się na wysokość barku. Nick wszedł na dach budowli.
- Możesz
się odczarować? – spytał szeptem.
~Mogę?~
powiedziałem do głosu.
~Tak,
ale wejdź wyżej, gdyż awatar ,,schowa się” w ciebie. Aby go uśpić, wessij
magię, którą włożyłeś w jego utworzenie.~
~Nie
włożyłem w niego żadnej magii.~
~Popatrz
na źródło.~ miał rację, większość mocy zniknęła.
Podniosłem się
jeszcze trochę. Dotknąłem prawdziwą ręką muru. Był zimny. Zacząłem wchłaniać
moc. Niknąłem szybko i etapowo. Wkrótce nie pozostał już wielki, niebieski
awatar, lecz dawny ja. Poczułem wielki przypływ energii. Źródło napełniło się.
Widok
pozostał mi w pamięci jako dziedziniec wypełniony po brzegi armią. My staliśmy
na murze. Oddziały jakoś dziwnie się ustawiły. Otaczały … wysiliłem wzrok …
Berło Królów!
- Możesz
nas tam przeteleportować? – spytał Nick szeptem. Przykucnąłem przy nim.
- Nie
wiem. Zwykli Klucznicy mogą przenosić się tylko w miejsca, gdzie już się
wcześniej znaleźli. – odpowiedziałem.
- Długo
jeszcze mamy udawać, że tego nie zrobisz?
-
Spróbuję.
- Mam
pomysł. – w jego ręku pojawił się kamyk – Odciągnę uwagę. Postaraj się
wytworzyć portal. Jak to wykonasz, uderz jakimś zaklęciem trochę ponad Berło.
Dowiemy się, czy narzucili tarczę. Jeśli ją wytworzyli, to mamy przekichane i
walczymy z ukrycia. Dasz radę przyzwać awatara jeszcze raz? Ale już czegoś
mniejszego, na przykład Eola.
- Nie
wiem.
- Dobra.
I tak cud, że jeszcze sobie rozmawiamy. Otwieraj portal. – rzucił kamieniem.
Część ludzi poszła w tym kierunku. Strzeliłem pociskiem. Przeleciał tuż nad
złotą laską.
- Tarczy
nie ma. Portal. – otworzyłem go tuż przed nami. Weszliśmy. Znaleźliśmy się przy
Berle. Wziąłem je i wtedy podniósł się alarm.
- A więc
była jakaś tarcza. – powiedziałem. Przeszliśmy ponownie przez wyrwę.
Znaleźliśmy się na naszym nie tak dawnym miejscu. – Masz linę?
- Jak
zawsze przygotowany. – przywiązał jeden z jej końców do bloku. Spuściliśmy się
po niej, ale w pół drogi zatrzymaliśmy się. Na samym dole stało mnóstwo
strażników.
- Co
robimy?
- Hm …
Jak daleko są rzeki?
- Za
daleko.
-
Spróbuj przyzwać Eola. Raczej nie zginiesz od tego.
- Ok. Ego voco
potestatem Eol. – i znowu to samo. Ale czułem się mniejszy.
Przyzwałem
chmurę i polecieliśmy. Strażnicy nas nie zauważyli. Spojrzałem na swego nowego
przyjaciela. Na jego czole perliły się krople potu. No tak! zaklęcie
niewidzialności! Przelecieliśmy nad całym Polem Fortu i wylądowaliśmy na
skraju. Od razu wchłonąłem moc awatara. Udało się! Mamy Berło!
~Pomocy.~ Dorota. No tak. za bardzo
skupiłem się na zwycięstwie.
-
Przenieś nas tam! – krzyknął Nick, a w jego głosie brzmiała autentyczna obawa.
- Nie
mogę. Ale idź ty. – otworzyłem portal tam, skąd dobiegał krzyk. Przeszedł przez
niego.
~Nina?~
~Są przy
Szpitalu. Masz plan?~
~Tak.~
~Mamy
jakiś plan?~
~Oni
chcą wykorzystać Uas Seta do obudzenia jego demonicznej postaci. Ty
wykorzystasz tę dobrą. Zamiast przyzwać moc Seta, chwyć ten atrybut i wykrzyknij:
Ego voco bonum potestatem Set. Zrozumiałeś?~
~Tak.~
~Mogą
też wystąpić skutki uboczne. Możesz stracić przytomność. Trzy awatary
w jednej godzinie to trochę za dużo dla twojego organizmu. Przeteleportuj nas tam.~
W chwili, gdy otwierałem portal, zobaczyłem cztery snopy czarnego, błyszczącego światła. Przeszedłem pod Szpital. To, co zobaczyłem, zostało mi w pamięci do dzisiaj. W kwadrat ustawieni klęczało na jedno kolano czterech chłopców w wieku szesnaście – osiemnaście lat. Jedną rękę mieli złożoną w łokciu i przyłożoną do boku, drugą wyprostowaną i z zaciśniętą pięścią skierowaną ku Uas. Łączyły ich smugi takiego samego blasku, jakiego widziałem przed paroma sekundami. Tworzył on symbol Stowarzyszenia Mrocznego Księżyca. Intonowali jakieś zaklęcie. Już miałem ruszać, ale głos mnie powstrzymał:
w jednej godzinie to trochę za dużo dla twojego organizmu. Przeteleportuj nas tam.~
W chwili, gdy otwierałem portal, zobaczyłem cztery snopy czarnego, błyszczącego światła. Przeszedłem pod Szpital. To, co zobaczyłem, zostało mi w pamięci do dzisiaj. W kwadrat ustawieni klęczało na jedno kolano czterech chłopców w wieku szesnaście – osiemnaście lat. Jedną rękę mieli złożoną w łokciu i przyłożoną do boku, drugą wyprostowaną i z zaciśniętą pięścią skierowaną ku Uas. Łączyły ich smugi takiego samego blasku, jakiego widziałem przed paroma sekundami. Tworzył on symbol Stowarzyszenia Mrocznego Księżyca. Intonowali jakieś zaklęcie. Już miałem ruszać, ale głos mnie powstrzymał:
~Czekaj.
Pozwól im skończyć przejmij atrybut dopiero, gdy zaczną przyzywać moc Seta.~
~Dobra.~
czekałem i czekałem, aż w końcu usłyszałem:
- Nos
vocamus potestatem Set! – rzuciłem się na berło. Gdy tylko go dotknąłem,
wykrzyczałem:
- Ego
voco bonum potestatem Set!
- Nie! – ktoś krzyknął.
Padłem na ziemię.
Ostatkami sił widziałem jak Klucznicy się teleportują i zamykają czwórkę w
tarczy. Później zemdlałem.
[1] W
starożytnym Egipcie berło mające postać długiej laski z rozwidlonym dolnym
końcem, wieńczone głową zwierzęcą. Atrybut bogów symbolizujący władzę i potęgę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz