Rozdział I
Początek końca
Nie
łatwo jest pisać o tym, co mi się przytrafiło. Większość ludzi z mojego grona
nie chciałoby, aby ta historia w ogóle trafiła na papier. W końcu powinniśmy
się ukrywać. Ale stwierdziłem, że wszyscy mają prawo wiedzieć, co zdarzyło się
w tym czasie i na jakie niebezpieczeństwo wszyscy byli narażeni. Mam nadzieję,
że Wy, moi czytelnicy, nie uwierzycie w tę historię chociażby dla własnego
bezpieczeństwa. No nic. Co się stało, to się nie odstanie. Życzę Wam wszystkim
miłej lektury, może od niej nie zginiecie.
Siedziałem na
ostatniej już lekcji ostatniego dnia szkoły. Mimo to czas dłużył mi się
nieubłaganie. Cały czas zerkałem na zegar, wiszący na ścianie klasy. Myślałem,
że cały świat stanął w miejscu. Mógłbym
przysiąść, że piętnaście minut temu patrzyłem na zegar, a minęły dopiero dwie
minuty. A czas może tak iść tylko na jednej (według mnie) lekcji -
historii. Nawet jeśli strach zaciskał mi żołądek, gdy nauczyciel zaczynał
pytać, to i tak nie odciągało mnie to od myślenia na temat tego, co mógłbym
zrobić w czasie trwania tych czterdziestu pięciu minut męczarni.
- Ile jeszcze? –
zapytał ktoś z tyłu.
Nie jestem
humanistą, jak większość mojej starej klasy. Wiedza o Społeczeństwie jakoś szła
szybko. Ale historia. Niewiele osób ją lubiło. Jeszcze raz spojrzałem na zegar
i szybko policzyłem w myślach minuty do końca.
i szybko policzyłem w myślach minuty do końca.
- Piętnaście minut
– odpowiedziałem.
Jakby nie dość byłoby losowi śmiać się z nas,
wychowawcą klasy samych ,,ścisłowców” został historyk. Do tego dosyć ostry. W
przedostatni dzień roku szkolnego (tak zwany przez niektórych ,,Dniem
Wychowawcy”) kazał przyjść wszystkim na ostatnią lekcję w roku szkolnym, bo nie
skończył materiału. Zagroził nam, że tym, którzy nie przyjdą w ten dzień,
obniży ocenę na następny rok. Nie miałem ochoty starać się dla historii, która
nie interesowała mnie poza drobnymi przypadkami, więc pomyślałem, że przyjdę.
Ale nie mogłem już wysiedzieć. Nie chciałem jednak wybuchnąć tak łatwo. Lecz
nie miałem zamiaru słuchać przez kolejne piętnaście minut wykładu o ludziach,
którzy dawno już odeszli i którzy tak naprawdę nic nie zrobili. Akurat musiałem
słuchać takiego monologu o Poniatowskim i jego czwartkowych obiadach, choć to
daleko wykraczało poza program pierwszej klasy gimnazjum i w ogóle mnie nie
interesowało. Postanowiłem zatem pomyśleć nad czymś ciekawszym. Zwykle nie zapamiętywałem
swoich snów. Jednak sen z dzisiejszej nocy głęboko zapadł mi w pamięć.
Stałem w samym
środku wielkiego, kamiennego kręgu. Otaczały mnie tylko ściany,
a na nich pełno dziwacznych znaków. Jedno było nawet fajne. Mimo iż widziałem je po raz pierwszy, rozumiałem ich znaczenie. Po dłuższym zastanowieniu stwierdziłem, że jest to trochę przerażające. ,,Już czas” mówiły po kolei wszystkie napisy. Choć był on bardzo niezwykły, zachowałem ten sen dla siebie. Nie powiedziałem o tym nikomu, nawet mojemu najlepszemu kumplowi – Adrianowi. Od zawsze przyjaźniliśmy się, mówiliśmy sobie
o wszystkim, ale coś mi podpowiadało, że nawet jemu nie mogę powiedzieć o tym śnie.
a na nich pełno dziwacznych znaków. Jedno było nawet fajne. Mimo iż widziałem je po raz pierwszy, rozumiałem ich znaczenie. Po dłuższym zastanowieniu stwierdziłem, że jest to trochę przerażające. ,,Już czas” mówiły po kolei wszystkie napisy. Choć był on bardzo niezwykły, zachowałem ten sen dla siebie. Nie powiedziałem o tym nikomu, nawet mojemu najlepszemu kumplowi – Adrianowi. Od zawsze przyjaźniliśmy się, mówiliśmy sobie
o wszystkim, ale coś mi podpowiadało, że nawet jemu nie mogę powiedzieć o tym śnie.
Adrian był wysokim
(jak na trzynastolatka) blondynem, o czarnych oczach. Jest on trochę wyższy ode
mnie. Był chudy, ale silny, zazwyczaj opanowany i spokojny. Bardzo często
starał się pomagać słabszym i prawie nigdy nie wyśmiewał się z innych. Poza
małymi przypadkami. Oprócz mnie miał innych ,,przyjaciół”. Ci nie szczędzili
sobie wyzwisk
i żałosnych żartów, a także udowadniali sobie, że mogą pokonać praktycznie każdego. Choć była to tylko grupa ludzi z różnych klas, Adrian bardzo chciał należeć do tej ,,elity”. Ja na moje szczęście nie musiałem zadawać się z nimi. Całkiem dobrze integrowałem się
z niektórymi z mojej klasy.
i żałosnych żartów, a także udowadniali sobie, że mogą pokonać praktycznie każdego. Choć była to tylko grupa ludzi z różnych klas, Adrian bardzo chciał należeć do tej ,,elity”. Ja na moje szczęście nie musiałem zadawać się z nimi. Całkiem dobrze integrowałem się
z niektórymi z mojej klasy.
A chociaż całkowicie różniliśmy się z Adrianem,
byliśmy także najlepszymi przyjaciółmi.
Moje oczy zawsze
zmieniały barwę (od czarnego, przez wszystkie kolory, do szarego), a kiedy ktoś
robił krzywdę innemu człowiekowi, wpadałem, jak to mówił Adrian, w ,,amok”. (Ja
w to osobiście nie wierzę, Adrian zawsze lekko przesadza.) Byłem także lepiej
zbudowany. Oprócz tego zawsze nosiłem na szyi wisiorek, który dostałem od mamy
na trzecie urodziny - wzburzoną falę. Kazała mi go zawsze nosić, bez względu na
wszystko. Miałem go nigdy, ale to przenigdy nie zdejmować.
Mimo wszystko
byliśmy też przecież do siebie w jakiś sposób podobni: ten sam wiek, ta sama klasa i podobne zainteresowania takie
jak sport i mitologia starożytnych państw (to jedyne zagadnienie, jakie lubiłem
z historii). Urodziliśmy się także dokładnie w tym samym dniu.
Przez resztę lekcji
rozmyślałem nad sensem mojego snu. Nie wiedziałem, czy śniłem
o miejscu, do którego miałem się udać w poszukiwaniu czegoś konkretnego, choć zdawało się to nieprawdopodobne. Chyba muszę to sprawdzić w senniku.
o miejscu, do którego miałem się udać w poszukiwaniu czegoś konkretnego, choć zdawało się to nieprawdopodobne. Chyba muszę to sprawdzić w senniku.
~A co jeśli~ podpowiadał mi głos
w głowie, głęboki i do złudzenia przypominający ludzki, lecz brzmiało w nim coś
zwierzęcego. ~ nie mylisz się co do tego
snu, i faktycznie masz znaleźć się w tym miejscu?~
~Nie~ odpowiedziałem. ~Na pewno nie.~
Z tych rozmyślań
wyrwał mnie dzwonek budzika nastawionego przez nauczyciela.
Wakacje. Odpoczynek. Mam wreszcie czas wolny, tylko dla
siebie, a nie dla jakichś lochów.
Razem z Ardianem
wyszliśmy z klasy. Byliśmy w połowie drogi do wyjścia, gdy zatrzymał nas Ikar,
który od miesięcy przyjaźnił się z nami, choć był od nas o rok starszy. Miał on
czternaście lat, błękitne oczy i ciemne, kruczoczarne włosy. Wyższy ode mnie o
głowę sprawiał wrażenie, jakby nie zwracał uwagi na zaloty niezliczonych
dziewczyn. Jego zawsze opalona skóra lśniła w słońcu, lecz zdobiły ją drobne,
prawie niewidoczne ranki. Szczerze mówiąc, nigdy nie wiedziałem, czy tylko ja
je widzę a reszta szkoły udaje, że on ich nie ma, czy oszalałem.
- Jakie plany na
wakacje? – spytał po chwili milczenia.
- Jeszcze nie wiem,
może jakiś wypad w góry? – odpowiedziałem po chwili wahania.
- Brzmi nieźle.
- Jeśli nie liczyć
tego, że prąd tam, gdzie jadę, włączają od 20.00 do 22.00.
- No, nieciekawie.
- E tam, mnie się
podoba – dopowiedział Adrian.
- To wy jeździcie
razem? – spytał, jakby to było coś dziwnego.
- Tak, a czemu
mielibyśmy nie jeździć razem – odpowiedziałem.
- Może ja też bym
się z wami wybrał? – wyszliśmy ze szkoły na plac, a w jego głosie zacząłem
słyszeć niepokój. – Kiedy jedziecie?
- Pod koniec tego
tygodnia. – odpowiedziałem.
- Mogę się z wami
zabrać, nie? – zapytał Ikar.
- Jasne –
odparliśmy jednym głosem z Adrianem.
- Ok. To się
jeszcze zdzwonimy. Na razie.
I w tym radosnym
nastroju pożegnaliśmy się z Ikarem. Jednak dalej szliśmy razem
z Adrianem. Mieszkaliśmy tuż koło siebie, co też nie było przypadkiem. Po piętnastu minutach dotarliśmy do naszych domów. Pożegnaliśmy się przed klatką prowadzącą do bloku, w którym mieszkałem.
z Adrianem. Mieszkaliśmy tuż koło siebie, co też nie było przypadkiem. Po piętnastu minutach dotarliśmy do naszych domów. Pożegnaliśmy się przed klatką prowadzącą do bloku, w którym mieszkałem.
Wszedłem na górę i
poszedłem do swojego pokoju. Miałem nadzieję mieć dużo czasu do przemyślenia
dzisiejszych wydarzeń.
Od początku. Sen, w którym stoję w zamkniętym
pomieszczeniu, a na ścianach powtarzający się, co prawda w innych językach, napis: ,,Już czas”.
Ale na co? Nic mi nie dało rozmyślanie nad tym podczas historii. Dobra. Dalej. Kolega, który zna się
z nami od miesięcy, chce wyjechać z nami na wakacje i mówi o tym dzień przed rozdaniem świadectw. Może chce spędzić z nami miło czas? Nie sądzę. Przez cały rok wydawał się nerwowy. Może chce nas pilnować, żebyśmy nie zrobili niczego głupiego? Nie. Zbyt wiele pytań - za mało odpowiedzi. Rozmyślania przerwało mi burczenie w brzuchu Nie jadłem nic od śniadania, a już po trzeciej. Nie lubiłem myśleć na pusty żołądek. Wszedłem do małego pokoiku, który razem z mamą przerobiliśmy na kuchnię. Tak tylko z mamą, bo ojciec zostawił nas zanim się narodziłem. Zawsze miałem do niego o to żal. Wyciągnąłem z lodówki szynkę, ser i pomidora, a z szuflady chleb. Pomyślałem, że najlepsze, co mogę teraz zrobić, to zapomnieć o tym wszystkim. Co ja mogę mieć wspólnego z takimi miejscami, jakie widziałem we śnie? To oczywiste – nic.
z nami od miesięcy, chce wyjechać z nami na wakacje i mówi o tym dzień przed rozdaniem świadectw. Może chce spędzić z nami miło czas? Nie sądzę. Przez cały rok wydawał się nerwowy. Może chce nas pilnować, żebyśmy nie zrobili niczego głupiego? Nie. Zbyt wiele pytań - za mało odpowiedzi. Rozmyślania przerwało mi burczenie w brzuchu Nie jadłem nic od śniadania, a już po trzeciej. Nie lubiłem myśleć na pusty żołądek. Wszedłem do małego pokoiku, który razem z mamą przerobiliśmy na kuchnię. Tak tylko z mamą, bo ojciec zostawił nas zanim się narodziłem. Zawsze miałem do niego o to żal. Wyciągnąłem z lodówki szynkę, ser i pomidora, a z szuflady chleb. Pomyślałem, że najlepsze, co mogę teraz zrobić, to zapomnieć o tym wszystkim. Co ja mogę mieć wspólnego z takimi miejscami, jakie widziałem we śnie? To oczywiste – nic.
Dzień był upalny, wyszedłem
na dwór. Miałem zamiar pójść po Adriana i powłóczyć się z nim. Chciałem
odpocząć od dziwnych wydarzeń, które zaczęły wywierać coraz większy wpływ na
moje życie. Idąc tak nie zobaczyłem wysokiego, dobrze zbudowanego mężczyzny, na
którego wpadłem po chwili nieuwagi. Odbiłem się od jego czarnego płaszcza. Co w
tym dziwnego? Przecież takie sytuacje zdarzają się codziennie, ja też mogłem na
kogoś wpaść przez chwilę bujania w obłokach. Gdy przyjrzałem mu się jednak
uważniej, zobaczyłem, że ma tylko jedno oko! W dodatku na środku czoła! Przez
chwilę myślałem, że przywidziało mi się. Byłem w końcu zmęczony po całej lekcji
historii. Przecież to niemożliwe, żeby
człowiek miał jedno oko.
~Nie, niemożliwe.~ odezwał się głos w
mojej głowie. ~ Ale to nie musiał być
człowiek. Przypomnij sobie. Przecież wiesz, że istnieje coś takiego. Masywne, o
jednym oku. Dam ci podpowiedź. Kto wykuł piorun dla Zeusa? ~
~Cyklopi~ odpowiedziałem. ~Ale oni nie istnieją. Nie mogą.~
~Dlaczego?~
~Bo nie!~ wykrzyknąłem, a po
tym, jak patrzyli na mnie ludzie z ulicy, pomyślałem, że nie tylko w myślach.
Wszyscy spoglądali
na mnie jak na jakiegoś obłąkańca, ale ja nie zważałem na to – tamten koleś
zniknął! Po otrząśnięciu się z szoku poszedłem po Adriana. Ale zanim zdążyłem
zadzwonić domofonem, z jego klatki wyszedł strasznie niski człowiek, wysoki
może na metr, bądź mniej. Wpadł na mnie i przeprosił, lecz zza jego płaszcza
wystawał ciężki młot.
- Proszę pana! – zawołałem.
- Trochę mi się
spieszy, czego chcesz – odparł.
- Czy to był młot?
– zapytałem.
- Lepiej żebyś
zapomniał to, co tu widziałeś. Nie wszystkie magiczne istoty cieszą się z
twojego przybycia. Uważaj na siebie.
Po tym, jak otrząsnąłem się z szoku (w końcu
to mógł być szaleniec), zadzwoniłem domofonem, ale odebrała jego mama.
Poprosiłem, żeby powiedziała synowi, że na niego czekam. Niecałą minutę później
stał przede mną Adrian ubrany w niebieskie szorty, białą koszulkę z krótkim
rękawem oraz czarne trampki.
- To gdzie teraz
idziemy? – zapytał.
- Po Ikara –
odparłem lekko zdezorientowany. – Później coś wymyślimy.
Po tej krótkiej
rozmowie przeszliśmy prawie całą drogę w milczeniu. Prawie, bo spotkaliśmy
kolejnego dziwnego człowieka. Był trochę wyższy od tego, którego głos nazwał
cyklopem. Długie włosy związane w warkocz opadały mu wzdłuż pleców. Skłonił się
przed nami i dopiero wtedy zauważyłem, że ma trochę spiczaste uszy. Miał też
bardziej wysuniętą szczękę od człowieka, a także dłuższe ręce.
- Sakma ena kestos
afar aksh alistelíé, Kertunos kan Osternos li Éstárdekmasternuos.
A potem odszedł.
- Ty też to
słyszałeś? – zapytał Adriana, kiedy znaleźliśmy się w pewnej odległości od
nieznajomego.
Choć nie padło
między nami ani jedno słowo, byłem prawie pewny, że jego myśli wirowały z taką
samą prędkością jak moje. Myślałem wręcz o wszystkim, ale coś podpowiadało mi,
że nic nie wywnioskuję. I tak, jak mówiło przeczucie, nic nie wymyśliłem przez
całą drogę. Pogrążyłem się w krainie myśli tak bardzo, że nie zauważyłem lampy
stojącej na ulicy i w nią wszedłem. Adrian zaczął się śmiać, a ja, pocierając
miejsce, w które się uderzyłem, rzuciłem mu wściekłe spojrzenie. Rozpoznałem
blok, w którym mieszkał Ikar. Znałem kod do tego budynku, więc bez trudu
weszliśmy. Wspięliśmy się na piąte piętro. Zadzwoniliśmy do drzwi. W wejściu
stanął wyższy od nas chłopak.
- Cześć – powitał
nas. – Co was do mnie sprowadza?
W jego głosie usłyszałem,
no nie wiem, zdenerwowanie, strach? Nie byłem do końca pewien, ale w spojrzeniu
wyczuwałem napięcie. Uznałem, że chyba przeszkodziliśmy mu w czymś ważnym.
- Jeśli chcesz,
możemy przyjść za pół godziny, godzinę – zaproponowałem.
- Nie – pokręcił
głową. – Skąd w ogóle taka myśl?
- Nie wiem –
odparłem, nie chcąc wzbudzać podejrzeń.
- Wejdźcie.
Rozgościliśmy się w
dużym salonie, który znajdował się na lewo od holu. Na ścianach wisiały
fotografie naszego kolegi i jakiegoś faceta, może jego taty? Oprócz tego ściany
były czysto białe. W rogu stała szafa z przeszklonymi drzwiami, a w nich
puchary, pamiątki i inne bibeloty. Wokół stołu, stojącego na środku pokoju,
ustawione zostały białe sofy. Na drewnianym,
połyskującym meblu, na szklanym talerzu, leżały różnego rodzaju ciastka, lecz
ja byłem zbyt przejęty, żeby jeść. Dostrzegłem też bogato zdobione lustro,
które Ikar od razu schował przed nami. Przeczuwałem, że mój sen i wydarzenia
dzisiejszego dnia miały coś wspólnego z jego dziwnym zachowaniem. Zupełnie jakby
miał coś do ukrycia.
- Słuchaj Ikar –
zacząłem. – Podróżowałeś po świecie, zanim trafiłeś do nas, tak?
- Tak. Podróżowałem
i to dość często – odpowiedział, lecz z każdym dźwiękiem, wydobywającym się z
jego gardła mówił coraz ostrożniej.
- Chodzi o to, że
widziałem kiedyś w Internecie zdjęcie pomieszczenia. Nie było w nim żadnego
wyjścia, czy wejścia, może fotograf robił je z jedynego wyjścia. Podłoga była
okrągła, a całe pomieszczenie wykonano z szarego kamienia. Wszystkie ściany pokrywały
napisy w starożytnych językach. Napis pod zdjęciem mówił, że te napisy znaczą
,,już czas”. Ikar naprężył się, lecz gdy mi odpowiedział, w jego głosie słychać
było spokój.
- Szczerze mówiąc
to nie wiem, czy widziałem takie
pomieszczenie. Mógłbyś mi pokazać to zdjęcie?
- Nie. Już dawno to
widziałem i nie wiem czy jeszcze będzie. Może ktoś je usunął, a ja nie pamiętam
adresu.
- Tak z opisu sobie
nie przypominam.
- Aha, dzięki – przeczuwałem,
że mnie okłamał.
- Coś do picia? –
zmienił temat Ikar.
- Nie, dzięki –
odpowiedziałem.
- Może wodę –
dopowiedział Adrian.
Ikar poszedł do
kuchni, gdy ja pogrążyłem się w myślach. Wiedziałem, że on mnie okłamał, ale po
co? I dlaczego się tak zjeżył jak kot? Jakby widział to miejsce i kojarzyło mu
się z czymś nieprzyjemnym. I to bardzo nieprzyjemnym. Jakbym sprowadził na nas
zagładę, za to, że to powiedziałem. Gdy wrócił, powiedział coś
niespodziewanego.
- Wiem, że wyda wam
się to trochę dziwne, ale prosiłbym was, żebyście do końca lata nie wychodzili
z domów sami, bez nikogo i nie wchodzili w ciemne zaułki. Wiem, że mnie nie
rozumiecie, ale to dla nas bardzo ważne.
Najlepiej byłoby gdybym to ja po was miał chodzić, a nie na odwrót,
zrozumieliście?
Pokręciliśmy
przecząco głowami. Nie rozumiałem nic tego, co powiedział. Brzmiał dokładnie,
jak rodzic, który ostrzega dziecko przed różnymi niebezpieczeństwami. Już
miałem zadać pytanie, ale Ikar pokazał mi ręką, żebym milczał.
- Nie zadawajcie
pytań. Im mniej wiecie, tym lepiej. Chodźcie, wracajcie może do domu. I ja mam
do was pytanie. Czy wy widzieliście dziś coś niezwykłego, godnego uwagi?
Adrian miał już
opowiadać o dziwnym człowieku, ale uszczypnąłem go trzy razy w udo. Był to nasz
tajny znak. Oznaczał, że cokolwiek chcesz powiedzieć, nie mów tego, a ja
wytłumaczę ci czemu, kiedy tylko będę mógł. Złożyliśmy sobie przysięgi, że nie
złamiemy tego znaku. A po tym wyczynie spokoju, ogarnął mnie niepokój.
O co w tym wszystkim chodzi? Dlaczego mamy nie chodzić sami?
O co z tym ,,nie zadawajcie pytań, im mniej wiecie, tym lepiej”?
Nie byłem do końca
przekonany, co do prawdziwości słów Ikara, może chciał z nas zażartować, ale
jego ton głosu … myślałem, że chciał dla nas dobrze. Czułem, że nie będę miał
spokojnej nocy. Ale cóż miałem zrobić. Odmówić mu? Nie, to by nic nie dało. Ponad
to
w jego głosie brzmiało autentyczne przerażenie. Wyszliśmy. Jednego byłem w stu procentach pewien - wiedział o tym miejscu znacznie więcej, niż przyznał. Wiedział zapewne więcej, niż nam się przyznał. Zadawało mi się, że pytanie o kogoś niezwykłego miało nas tylko sprawdzić, bo on wiedział wszystko, co mogliśmy mu powiedzieć. Nagle zdałem sobie sprawę z tego, co przed chwilą usłyszałem. Odwróciłem Adriana twarzą do siebie i spytałem bezgłośnie:
w jego głosie brzmiało autentyczne przerażenie. Wyszliśmy. Jednego byłem w stu procentach pewien - wiedział o tym miejscu znacznie więcej, niż przyznał. Wiedział zapewne więcej, niż nam się przyznał. Zadawało mi się, że pytanie o kogoś niezwykłego miało nas tylko sprawdzić, bo on wiedział wszystko, co mogliśmy mu powiedzieć. Nagle zdałem sobie sprawę z tego, co przed chwilą usłyszałem. Odwróciłem Adriana twarzą do siebie i spytałem bezgłośnie:
- Jakich ,,nas”?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz