środa, 28 stycznia 2015

Rozdział VII

Rozdział VII
Baranie łby
,,Wyobraźnia jest ważniejsza od wiedzy, ponieważ wiedza jest ograniczona” Albert Einstein

            Spanikowałem. Nie lubię stać w zamkniętym pomieszczeniu zwłaszcza, jak ściany się przybliżają! Starałem się zapanować nad lękiem.
            Ściany zbliżały się powoli, miałem czas aby ogarnąć umysł i zacząć trzeźwo myśleć.
            ,,Lęki to nic strasznego. Każdy je ma.” przypominałem sobie rozmowę z Niną ,,Zwykle los każe nam zmierzyć się z nimi, a my albo je przezwyciężymy, albo polegniemy.”
            Postarałem się uspokoić. Policzyłem do dziesięciu. Przez pierwsze parę chwil nie udało mi się zwolnić pracy serca. Udałem, że ściany tak naprawdę nie poruszają się, że wszystko stoi. Przecież musi być stąd jakieś wyjście! W innym wypadku Jason musiałby zwariować. Co w sumie tak dalekie od prawdy nie jest.
            Ten cichy żart pozwolił mi się zrelaksować. Zaczęło docierać do mnie coś dziwnego.
            Poczułem, iż plecy coraz bardziej się grzeją. Tylko od czego? Ściągnąłem plecak. Otworzyłem największą i najbliższą kieszeń. Coś świeciło się jasnym światłem. Przez chwilę mnie oślepiło. Zamrugałem parę razy, jednak mroczki wciąż zostawały mi przed oczami. Spojrzałem przez zmrużone powieki. Blask wydawało Uas Seta. Przeszukałem wzrokiem korytarz. W podłodze, choć wcześniej tego nie zauważyłem, świeciło się jedno miejsce. Moi towarzysze stali nieruchomo na baczność. Tylko prawie niezauważalnie trzęśli się. Gdy tylko to zobaczyłem, mnie też wmurowało w ziemię. Żadnym sposobem nie mogłem się poruszyć. Wtedy już wpadłem w stadium zaawansowanej paniki. Widziałem już swój cel, prawie wiedziałem, co mam zrobić, a napada mnie niepohamowana fala strachu. To już naprawdę jest nie fair.
            Wezbrała we mnie bezsilność. Lecz pojawiło się tam coś jeszcze. Tak, coś, jakby siła. Nie moja siła. Siła pochodząca z zewnątrz. Chociaż poczułem to pierwszy raz wiedziałem mi, że to nie pochodzi od głosu, ani ode mnie. W moich strunach głosowych zebrał się pewien dźwięk przypominający ryk jakiegoś zwierzęcia. Mimo iż nie udało mi się go powstrzymać przed wypłynięciem, poczułem ulgę, gdy się wydostał. Przypominał krzyk nietoperza. Chociaż nie do końca. Mogłem ruszać już ręką. Dosięgłem do atrybutu. Mogłem już iść. Może niezgrabnie i powoli, lecz zawsze jakoś. Szedłem jak mucha w smole i chociaż ból darł mi nogi, dobrnąłem wreszcie do źródła światła. Przyglądnąłem się dziurze emitującej światło. Szybciej. myślałem. Ściany były coraz bliżej. Dno otworu pasowało idealnie na Uas Seta. Wcisnąłem je i przekręciłem. Mój strach rozwiał się jak dawna iluzja, stał się piaskiem, a moi przyjaciele padli na kolana.
            - Nic wam nie jest? – zapytałem.
            - Nie. – odpowiedziała Nina.
            - Co się stało? – spytał Nick.
            - Cały korytarz wypełniła woda i się dusiliśmy. – pośpieszyła z wyjaśnieniem Władczyni Kluczy.
            - Nie. – dopowiedziałem – Ściany przybliżały się, a my nie mogliśmy ich zatrzymać.
            - Nie. – powiedział syn Posejdona – Podłoga się zawaliła i spadaliśmy w przepaść.
            W chwili, gdy Władca Życia to powiedział, zrozumiałem o co chodziło.
            - Wszystko było prawdą. – stwierdziłem, a reszta popatrzyła się na mnie tak, jakbym zwariował.
            - Nie mogło być wszystko prawdą. – skontrował Adam.
            - Mogło, tylko nie tak, jak to sobie wyobrażacie. Wszystko było prawdą, ale tylko po części. – kontynuowałem – Otóż każdy z nas widział to, czego bał się najbardziej, bo nic nie mogliśmy zrobić.
            - Więc jak przerwałeś zaklęcie?
            - Nie przerwałem.
            - Przecież ktoś to musiał zrobić.
            - Widziałem, że to był Łukasz. – wtrącił Nick.
            - Więc?
            - Gdy dotknąłem atrybutu, rozlała się po mnie jakaś dziwna energia, która dała mi siłę. W ten sposób mogłem włożyć Uas do dziury w ziemi. – nie powiedziałem im, że siłę dał mi ryk. To coś podpowiadało mi, żebym tego nie robił.
            - Ale jak zdołałeś go dotknąć?
            - Może jestem przynajmniej częściowo odporny na to zaklęcie.
            ~To by się zgadzało z opisem.~ powiedziała córka Zeusa do syna Posejdona.
            - Jakim opisem?
            - Nie teraz. Przez chwilę to zachowamy, ale i tak sam do tego dojdziesz.
            Poczułem się oszukany. W końcu mieliśmy nie mieć żadnych tajemnic. Dlaczego nie chcą dać informacji, jeśli chodzi o mnie? W sumie gdzieś to już wcześniej słyszałem. Głos też obiecał mi wyjaśnienia. Potrzebowałem czasu.
            Co oznacza, że posiadam pewnego rodzaju odporność na to zaklęcie? Czy to znaczy, że istnieją też jakieś inne zaklęcia wywołujące inne uczucia? Jeśli tak, to czy jestem odporny na nie? Czy mam jeszcze jakieś inne, ukryte zdolności?
            A to ostatnie pytanie stało się nawet ciekawe. Zastanowiłem się nad nim. Mam jakieś inne zdolności. Słyszę głos. Moje źródło mocy jest wielkie, lecz nikt go nie widzi. Miewam sny przeznaczone dla Arcymaga. No i jeszcze ten ryk. Moje życie można uznać za dziwne, ale normalne życie nudzi.
            Gdy przeszliśmy korytarz, trafiliśmy do okrągłej komnaty. Jedynym wyjściem pozostawało to, którym weszliśmy. Pomieszczenie zostało wykonane takimi samymi materiałami, jakimi reszta pokoi prawie gościnnych. Tylko sufit był przeszklony. Między pochodniami, w niszach, stały posągi egipskich bogów. Po bokach kamiennego Chnuma natomiast widniały dwie dźwignie. Podszedłem do niego. Nad nim, przybita gwoźdźmi wisiała drewniana tabliczka.

 Ty jesteś Chnum, trzecia forma Ra,
Ra tylko trzy wcielenia ma.
Dwie dźwignie masz do wyboru,
Którą z nich pociągniesz należy do twego mózgu tworu.

            - Co to ma niby znaczyć? – zawołałem do dopiero wchodzącej reszty.
            - To jest zagadka.
            - No akurat to ogarnąłem. Ale ogólny sens tej zagadki jest taki, że … Nina teraz ty wchodzisz.
            - No więc nie wiem. Jeśli o to ci chodziło.
            Podniosłem głowę do góry, patrząc bezsilnie w sufit. W przeciwieństwie do reszty pomieszczenia, dach wykonano ze szkła. Słońce chyliło się już ku zachodowi. Na jego tle leciały nie tylko najprzeróżniejsze ptaki, lecz także stworzenia, których normalnie się nie spotyka, takie jak pegazy. Popatrzyłem na resztę. Opukiwali dosłownie wszystko, co dało się opukać. Posągi, ściany, czasem nawet siebie nawzajem. Nie przeszkadzałem im. Wyglądało na to, że wiedzą, co robią. Ale chyba tylko wygląda. Ja zająłem się innymi sprawami. Spojrzałem na Uas Seta. Brakowało dolnej części. Zapomniałem jej wyciągnąć! Wszedłem
z powrotem do korytarza. Za mną utworzyła się magiczna bariera. Czułem, że mógłbym ją przełamać, lecz nie chciałem. Pozostałem sam. Nie. Nie sam. Przede mną pojawił się duch. Inny, niż te z filmów. Wyglądał zupełnie jak człowiek, tyle że lewitował. Nosił złotą szatę, ale wyglądał młodziej, niż mag z mojego snu.
            - Witaj, Łukaszu. – powiedział.
            - Cześć. Latasz. – zauważyłem spostrzegawczo.
            - Wiem.
            Po chwili niezręcznej ciszy nabrałem powietrza do ust, a potem wydmuchałem je.
            - Więc co tu porabiasz?
            - A, właśnie sobie latam i rozmawiam z tobą.
            - Zabawne. Boki zrywać.
            - Wiesz kim jestem?
            - Jasonem?
            - Zgadłeś. A wiesz coś poza tym?
            - Nie. A powinienem?
            - W sumie to tak. W obozie są nawet zajęcia poświęcone historii (na to słowo przeszły mnie ciarki) poprzednich Arcymagów.
            - Więc powinienem?
            - Tak. Chociaż chyba nie. Z tego co wiem, wycofano mnie z programu nauczania.
            - Dlaczego?
            - Bo według niektórych, okazałem się zdrajcą.
            - Bo?
            - Sam się dowiesz.
            - Kiedy?
            - Kiedyś na pewno.
            - Żarcik się ciebie trzyma.
            - Jeśli dobrze widzę, ciebie też powinni ogłosić zdajcą.
            - Czemu?
            - Wkrótce się dowiesz.
            - Kiedy wkrótce?
            - Świetnie poradziłeś sobie z iluzją.
            - O co chodzi z tym Chnumem?
            - Tego …
            - Jak i całej reszty. – dodałem
            - …nie mogę ci powiedzieć. Ale muszę cię ostrzec.
            - Przed czym?
            - Z głównego daru jestem Widzącym. Potężni Widzący są w stanie zaglądać
w przyszłość i w przeszłość. Wiem co czeka was po opuszczeniu mojego Labiryntu. Wychodzi na to, że to Labirynt jest dla was najbezpieczniejszą kryjówką.
            - Ile jeszcze wyzwań zostało?
            - W sumie jest ich dziewięć. Ale warto je rozwiązywać. Na końcu czekają nie tylko Insygnia.
            - Co tam jeszcze jest? – zawołałem, lecz już do pustki.
            Bariera ustąpiła. Wyjąłem dolną część Uas i wróciłem do pozostałych. Wyglądali na bardzo zajętych badaniem tych ścian w poszukiwaniu ukrytych przejść. Zastanawiałem się tylko po co. Przecież wyzwanie było jasne. Trzeba wybrać jedną z dźwigni. Jedna z nich jest dobra, druga nie. Po prostu. Ale że miałem dużo przemyśleń, postanowiłem im o tym powiedzieć trochę później.
            Usiadłem pod ścianą, którą pewnie już sprawdzili. Zamknąłem oczy. Co się działo? Dlaczego Labirynt będzie najbezpieczniejszą kryjówką? Co takiego może tam czyhać? Tutaj czekają nas śmiertelne pułapki, lecz myślę, że jakoś można je obejść. Ale czy na pewno na dworze cokolwiek na nas czeka? A może po prostu Jason próbował mi w zakręcony sposób powiedzieć, że nie należy zawracać? A może i to i to?
            Dlaczego Jason według niektórych jest zdrajcą? Czy to ma jakiś związek z jego Arcymagostwem? Czy spiskował ze Stowarzyszeniem Mrocznego Księżyca? A może chodziło o jakieś prawo, które złamał? Czy ma to jakiś związek z tym rykiem? Wiedziałem, że wszystko to łączy się w jakiś pokręcony sposób.
            - Wyglądasz na wstrząśniętego. – powiedziała Nina przysiadając się do mnie.
            Czy wystraszył was ktoś kiedyś, kiedy niczego się nie spodziewaliście? Na przykład siedzicie sobie na sofie, czytacie książkę, wciągnęliście się, a ktoś was szturcha i krzyczy ,,buuu”? Dostajecie wtedy ataku irracjonalnej paniki, której nie sposób przezwyciężyć. Lecz ona trwa tylko chwilę. Potem się z tego śmiejecie, albo po prostu obrażacie na tą osobę.
A teraz dodajcie do tego strach o swoje życie, ciągłe czuwanie. Tak właśnie się wtedy poczułem. Podskoczyłem, a po chwili serce przestało mi bić szybciej.
            - Nic ci nie jest? – zapytała Władczyni Kluczy.
            - Nie. – odpowiedziałem.
            - O czym myślałeś?
            - O niczym. – nie wiedziałem, czy pozostawić w tajemnicy moje spotkanie z duchem, czy też nie – Powiedz mi, czy może istnieć coś groźniejszego od tych pułapek?
            - Tak. Jest wiele stworzeń, które są groźniejsze i straszniejsze od tego.
            - Na przykład?
            - Demony.
            - Demony?
            - Drugie najpotężniejsze stworzenia znane magicznemu światu. Najsłabsze z nich równają się mocą z potężnym magiem.
            - Opowiedz. Mamy czas.
            - Więc. Demony są inteligentne, szybkie, silne, zwinne i sprytne. Przez lata posiadały zbiory zaklęć zakazanych i w magii stały się lepsze nawet od nas. Lecz nie lepsze od smoków. Większość z nich została wyłapana i zamknięta. Istnieje sześć demonów, które ciężko było złapać, a co dopiero zamknąć. Smoki były szlachetne i dobre. Prawie że całkowite przeciwieństwo demonów. Tak naprawdę to demony wywołały Smoczą Wojnę. Były zazdrosne o magię smoków, więc dlaczego by nie?
            - Więc wszystkie demony są złe?
            - Nie. Jest jeden wyjątek. Demon Śmierci odłączył się od swojej rasy przechodząc na stronę Pradawnej Siódemki tak, jak Smok Nieśmiertelności odłączył się od reszty. To już nie jest powszechnie znany rozdział historii, ale to co ci teraz powiem musi zostać tajemnicą. Pradawna Siódemka miała zdolność do panowania nad smokami, które wybrały ich drogę.
            - Więc dlaczego przegrali?
            - Po pierwsze. Kiedy Smok Nieśmiertelności odszedł, przestały one panować nad smokami z Darem Nieśmiertelności. A po drugie, demony umiały przezwyciężyć przynależność.
            - Czyli, że smoki traciły wtedy Dary?
            - Nie. Traciły przynależność, więc nie musiały im służyć.
            - Czekaj. Czy to znaczy, że Smok Nieśmiertelności pomagał demonom?
            - Nie. Po prostu odszedł. Każde stworzenie, magiczne, czy nie, ma swoją wolę. A tak dopowiadając Demon Śmierci jest nazywany Smoczym Demonem.
            - Jaki demon mieszka najbliżej nas?
            - Demon Zatrzymania, Hesperes.
            - Czy ktoś mógłby go uwolnić z więzienia?
            - Tak, a czemu pytasz?
            - A czy my moglibyśmy go z powrotem uwięzić?
            - Nie wydaje mi się. Musiałby nam pomóc jakiś smok, ale to niemożliwe.
            - Dlaczego? W końcu jesteśmy na Smoczej Górze.
            - Ale czemu pytasz o to, czy ktoś może uwolnić Hesperesa?
            - Bo coś czeka na nas na zewnątrz Labiryntu. – streściłem jej moje spotkanie z Jasonem.
            - Nie sądzę, żeby chodziło mu o tego demona. Zwłaszcza, że jego więzienie znajduje się w obozie. Choć nie powinniśmy tego wykluczać. Chodź. – wstaliśmy z ziemi i podbiegliśmy do reszty.
            - Znaleźliście coś? – zapytałem.
            - Nie, a wy? – odpowiedział Adam.
            - Nie, ale mamy dla was nowinę. – Nina streściła im moje spotkanie z duchem. 
            - Czyli, że Uas Seta jest kluczem.
            - Czyli, że to wszystko zostało przewidziane. – dodała Nina – Wiedział, że zdobędziemy Uas, więc podmienił je z prawdziwym.
            - Czyli, że jest ukryte gdzie indziej.
            - Myślę, że na końcu mogą znajdować się wskazówki. Jason powiedział, że znajdują się tam nie tylko Insygnia.
            - Ale jak udało mu się przejść niezauważonym obok strażników?
            - Nie musiał przechodzić niezauważony. To działo się ponad sto lat temu, więc oprócz Folosa nikt dzisiejszy nie mógł słyszeć wezwania.
            - Mam jedno pytanie. – powiedziałem – Skoro to jest tylko klucz, to jakim cudem udało mi się wyzwolić moc Seta?
            - Być może Jason przesłał z prawdziwego atrybutu do fałszywego trochę mocy. Być może da się tak zrobić. Tutaj jestem bezsilna.
            - Czy w takim razie powinniśmy założyć, że Stowarzyszenie Mrocznego Księżyca tak naprawdę nie ma żadnego prawdziwego atrybutu? – zapytał Adam.
            - Nie mądrze byłoby tak zakładać. Może i nie wszyscy wiedzą, że Stowarzyszenie miało trzy atrybuty zanim Jason przystąpił do obozu. Od tego czasu żadna ze stron nie zdobyła kolejnego atrybutu.
            - Aż do teraz. – powiedziałem.
            - Czyli, że piorun nie jest prawdziwy?
            - Nie wiadomo. Niektóre z atrybutów są lepiej chronione niż inne. Myślę, że Jason mógł uznać, że Piorun jest dostatecznie dobrze chroniony. Do niektórych pewnie nawet nie mógł się dobrać. 
            - Ale wszystko okaże się po dotarciu na koniec Labiryntu. W końcu wszystkie, które nie są prawdziwe powinny być wspomniane.
            - Nie wydaje mi się. Może nie chciał, aby ktokolwiek miał dostęp do mocy, jaką daje posiadanie wszystkich atrybutów.
            - I tak się teraz tego nie dowiemy, a być może wyjdą przy tym jakieś teorie spiskowe, że Jason okazał się zdrajcą. – wtrąciłem.
            W sumie to miałem nadzieję, że chociaż napomkną o tym, dlaczego Jason miałby się okazać zdrajcą. Niestety nikt się nie odzywał, więc kontynuowałem:
            - Pomyślmy może nad naszą obecną zagadką. ,,To ty jesteś Chnum, trzecia forma Ra.”
            - No, Chnum, według starożytnych Egipcjan, był formą wschodzącego Słońca.
            - Czyli, że to tylko założenie, jakby posąg uległ zniszczeniu. Chyba.
            - ,,Ra tylko trzy wcielenia ma.” To też tylko założenie.
            - ,,Dwie dźwignie masz do wyboru, Którą z nich pociągniesz należy do twego mózgu tworu”.
            - Dwie dźwignie. – powiedziałem - Coś mi to przypomina, tylko jeszcze nie wiem co.
            - Myślę, że powinniśmy się dobrze zastanowić, zanim pociągniemy za niewłaściwą dźwignię.
            - Ta druga może uruchamiać jakąś pułapkę.
            - Chodźmy spać. Jest już noc. – stwierdziła Nina.
            Za jej radą  rozłożyliśmy śpiwory i wsunęliśmy się w nie. Jako, że na pierwszą wartę zgłosił się (tak naprawdę to nie) Nick, od razu zamknąłem oczy i zasnąłem. Z początku widziałem tylko ciemność. Dziwne uczucie. Wiedzieć, że coś ci się śni, ale nic nie widzisz. Coś mną trzepnęło. Spadł ktoś kiedyś z łóżka, kiedy spał? Wtedy właśnie tak trzepie. Tylko był jeden problem. Leżałem na ziemi, więc nie miałem skąd spaść. To tak, jakby popełnić samobójstwo skacząc z krawężnika. Ale wracając. Nagle sen się ożywił. Powoli powstawały obrazy. Lecz najpierw dotarły do mnie dźwięki. Rozmowy, okrzyki cierpienia, bólu i ryków. Loch. Dźwięki zniknęły tak szybko, jak się pojawiły. Zaraz po tym zobaczyłem wielką salę
z poprzedniej wizji. Znów schowałem się za kolumną. Mroczny Centaur stał na podwyższeniu, a do niego podszedł goblin, który wcześniej chciał dać Piorun Zeusa. Dopiero teraz postanowiłem mu się dokładniej przyjrzeć. Mały, wychudzony, z żylastymi, chudymi rękami. Dłonie kończyły długie, pozakrzywiane pazury. Głowę zdobiły zaropiałe strupy. Ubrany tylko w beżową przepaskę na biodrach, prezentował się tak, że zbierało mi się na coś. Nie powiem na co. Gdy podszedł do centaura, zobaczyłem ślady biczowania. Ze świeższych ran wciąż lała się krew. Nie miał on czerwonej krwi, jak ludzie, tylko zupełnie czarną.
            - Podejdź do mnie Konradzie. – centaur zdawał się być większy, niż ostatnio, ale już po chwili wiedziałem dlaczego. W ręce trzymał czarny Piorun Zeusa.
            - Już idę panie.
            Piorun nie wyglądał tak jak ostatnio. Poprzednio był on przedmiotem światła, a teraz stał się atrybutem cienia. Cały czarny, a oprócz tego nic się nie zmieniło. Centaur opanował posługiwanie się nim. Trzeba powiedzieć reszcie. I tu pojawiał się mały problem. Jak stąd wyjść?
            - Patrz pachole. – ryknął w międzyczasie centaur, a z atrybutu wystrzeliły czarne błyskawice – To się nazywa potęga!
            Strzelił tym razem w goblina, a ten potoczył się w tył komnaty zostawiając za sobą ślady ciemnej jak węgiel krwi. Nie dało się tego praktycznie zauważyć, gdyż posadzka została wykonana z czarnych płytek.
            Wizja skończyła się tak nagle, jak nagle się rozpoczęła. Obudziłem się i zerwałem ze śpiwora. Patrząc na sufit, domyśliłem się, że był środek nocy. Jednak to nie miało znaczenia. Zacząłem budzić wszystkich po kolei. Jako pierwszego zbudziłem Nicka. Podszedłem do niego i potrząsnąłem za ramię. Wstał prawie że natychmiast. Otworzył oczy, popatrzył się na mnie błądzącym gdzieś wzrokiem.
            - Co się dzieje? – zapytał.
            - Obudź pozostałych. – poleciłem.
            Poszedłem do Niny i zacząłem wyrywać ją ze snu. Usiadła i popatrzyła na mnie z dziwną mieszanką różnych uczuć. Dostrzegłem u niej zdenerwowanie, niepokój, radość i coś w rodzaju ulgi. Ulgi?
            - Co się stało? – głos jej drżał.
            - Koszmarek?
            - Tak. Ale co się stało?
            - O co ci chodzi z tym budzeniem wszystkich? – zapytał Adam – Wiesz, która jest godzina?
            - Druga w nocy. – odpowiedział Nick.
            - A ty skąd wiesz?
            - Syn Posejdona.
            - Ma zegarek. – powiedziała Władczyni Kluczy, a Władca Życia tylko rzucił jej złośliwe spojrzenie – Opowiadaj.
            - No więc. Nie wiem, czy to była jakaś wizja, czy tylko zły sen, ale było to przerażające i trochę dziwne. Otóż widziałem pomieszczenie siedziby Stowarzyszenia Mrocznego Księżyca. Przed tronem stał Mroczny Centaur, ale był większy. A był większy, bo opanował posługiwanie się Piorunem Zeusa.
            - Co?! – wykrzyknął Nick.
            - Niemożliwe! – jęknęła Nina.
            - Spodziewaliśmy się, że kiedyś i tak do tego dojdzie. – powiedział syn Posejdona.
            - Ale nie, że to nastąpi tak szybko. Jak on wyglądał?
            - Cały czarny, cztery nogi, długi ogon.
            - Nie centaur! Piorun! – (cieszmy się, że praktycznie cały tekst piszę ja i jest on w całości ocenzurowany.)
            - Więc wyglądał tak, jak poprzednio, tyle że był cały czarny.
            - Nie. Moc Mrocznego Centaura jest za mała, aby przemieniać atrybuty światła w atrybuty mroku.
            - Zatrzymałem się na ,,przemieniać”. – powiedziałem – A tak na marginesie, poza temat, to ten Mroczny Centaur ma jakieś imię, ksywkę?
            - Mroczny Księżyc, Szef Stowarzyszenia Mrocznego Księżyca, Sługa Demonów, a dla wtajemniczonych – Nessos.
            - Dobrze. A teraz wyjaśnijmy to pierwsze. Skąd wiecie, że ma małą moc?
            - Bo on też uczył się kiedyś w Obozie ,,Olimp”.

*

            - Co?! – wykrzyknąłem.
            - Jak to? – powiedział Adam – Wyszkoliliście swojego wroga?
            - To nie tak. – zaczęli się tłumaczyć - Wtedy jeszcze był dobry. Nikt wtedy nie wiedział, że zacznie chcieć więcej, zacznie chcieć władzy. Zaczął się uczyć u demonów.
            - Kiedy to było?
            - Jakieś czterdzieści tysięcy lat, osiemdziesiąt dni i dwanaście godzin temu go przyjęliśmy.
            - Skąd ty to pamiętasz?
            - Magowie mają bardzo dobrą pamięć.
            - Tak? – zapytał Adam – To co przed chwilą powiedziałem?
            - ,,Powiedziałem”. – westchnęła Nina.
            - Wróćmy do poważniejszych spraw. – upomniałem Arcymaga - Stowarzyszenie Mrocznego Księżyca  posiada i potrafi używać co najmniej jednego atrybutu. Jest nim jeden z niewielu najpotężniejszych. A my mamy nierozwiązaną zagadkę.
            - To ty jesteś Chnum, trzecia forma Ra. – przypomniała Nina.
            Stanąłem jak wryty. Wszystko stało się dla mnie jasne. Wtedy to się okazało tak łatwe, że nie sądziłem, że można się tak długo głowić nad taką prostotą.
            - Ra ma trzy wcielenia, tak? – zapytałem.
            - Tak. Chnuma, Ra i Cherpiego. – odpowiedziała niepewnie Nina.
            - A Chnum jest…
            - … wschodzącym Słońcem!
            - Więc teraz trzeba tylko poczekać do wschodu Słońca.
            - Po co? – spytał Nick – Zachód jest tam. – wskazał na swoje lewo, a siedział przodem do posągu.
            Wstałem. Powoli podszedłem do wizerunku Chnuma. Niepewnie dotknąłem wschodniej dźwigni, a potem przełączyłem ją w dół. Oprócz tego, że posąg się rozsypał, nic się nie stało. W sumie rozpadnięcie nawet fajnie wyglądało. Najpierw siateczka maleńkich pęknięć i potem wszystko, od głowy poczynając, runęło w dół.
            - Co?! – wykrzyknąłem.
            Stwierdziłem przy okazji, że w moim życiu za dużo już razy krzyknąłem ,,co”. Podszedłem pod najbliższą ścianę, usiadłem i skryłem twarz w założonych na kolanach ramionach. Dlaczego nic się nie stało? W międzyczasie podeszła do mnie Nina. Tym razem mnie nie wystraszyła.
            - Nie wyszło. – powiedziałem
            - Ale że co?
            - Wystraszenie mnie.
            - Nie miałam zamiaru tego robić. Gdybym chciała, zrobiłabym to. – nic się nie stało.
            - Że zrobiłabyś co?
            - No to.
            - Co?
            - To ty mnie widzisz?
            - Tak. A dlaczego miałbym nie?
            - Bo używam właśnie silnego zaklęcia niewidzialności. A ty mnie widzisz, to chyba coś jest nie tak.
            Popatrzyłem się w górę. Dlaczego nic? Naprawdę aż tak bardzo chcieli nas zdołować? Wstałem. Chodziłem przez chwilę wokół ścian. Jednak nie zauważyłem żadnego nowego uszkodzenia. Nie zauważyłem ani jednego uszkodzenia. Oprócz … Na miejscu dawnego posągu została teraz kupka gruzu. Gdy ją odgarnąłem, okazało się, że wcale tam nie ma nic. Znajdowała się tam dziurka od klucza!
            - Podajcie mi Uas. – poprosiłem.
            Odkręciłem dolną część atrybutu i włożyłem w zamek. Kręciłem chwilę, a gdy wszystko już do siebie pasowało, przekręciłem klucz o sto osiemdziesiąt stopni. Coś zgrzytnęło, coś pisnęło, a potem nic. Zdenerwowałem się. O co chodzi z tym nic? Już drugi raz. Za dużo jak na jedno wyzwanie. Nie było żadnej dalszej drogi. Przecież wyzwań miało być dziewięć. Dlaczego nic? Coś się ścięło, czy jak? Czy popełniliśmy błąd?
            ~Nie.~ odezwał się głos ~Nie popełniliście żadnego błędu. Jason chciał, aby każdy tak właśnie myślał. Wróćcie się do sali wyzwania odwagi. Tam pojawiło się nowe przejście. Gdy wejdziecie w nie, będziecie mogli iść dalej.~
            ~Jakie wyzwanie nas tam czeka?~
            ~Wyzwanie zręczności.~
            ~Dlaczego Jason został zdrajcą?~
            ~Tego nie mogę ci powiedzieć.~
            ~Co nas czeka na wyzwaniu zręczności?~
            ~Test zręczności.~ jego głos powoli zanikał, aż znikł całkowicie.
            ~Halo? Halo?!~ zawołałem, jednak nie dosłyszałem odpowiedzi.
            Słyszałem tylko jakieś zakłócenia tak, jakby telewizor przestał działać i pojawiły się te mroczki.
            - Trzeba wracać.  – powiedziałem do reszty.
            - Przecież stąd nie można wyjść.
            - A kto powiedział, że wyjdziemy?
            - To po co mamy się wracać?
            - Czeka nas wyzwanie zręczności.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz