niedziela, 29 marca 2015

Rozdział X

Rozdział X
Przypomnienie
,,Człowiek może postąpić dziesięć ra­zy źle, po­tem raz dob­rze i ludzie z pow­ro­tem przyj­mują go do swoich serc. Ale jeśli postąpi od­wrot­nie: dziesięć ra­zy dob­rze, a po­tem raz źle, nikt już więcej mu nie zaufa.” Jonathan Carroll

            Odkąd przyjechałem na obóz, miałem w głowie pewną myśl. Coś usiłowało mi się przypomnieć. Dopiero wtedy udało mi się przypomnieć co.
            Od paru lat mój mózg nie reagował na jeden dzień w roku. Moje urodziny. Owszem, miałem tort, przyjęcie i to wszystko, co powinno znaleźć się na imprezie urodzinowej, ale mój umysł zatrzymywał się zaraz po wyjściu ze szkoły, a włączał się nazajutrz. W tym czasie wszystko robiłem odruchowo. I w najgorszych momentach docierała do mnie ta myśl. Pierwszego marca były moje urodziny. Ale żeby moje życie nie wyglądało na zbyt łatwe, mój umysł tak jakby wyczuwa, że nadchodzą te złe momenty, i dopiero wtedy cała sytuacja do mnie powraca. Nie przejąłbym się tym tak bardzo, gdyby nie to, że zostałem magiem. A tu może zdarzyć się dosłownie wszystko. No i tak. na początku podałem wam złą informację. Ja i Adam mamy po czternaście lat, a nie trzynaście.
            I jeszcze dochodziły bardziej naglące sprawy. Podciągnąłem kolana pod brodę
i oplotłem je rękami. W takiej pozycji rozmyślałem o tych sprawach. Rytuał Inicjacji. Smocze Synostwo. Pewnie będę musiał wszystkich okłamać, że nim nie jestem. (Bo mam takiego pecha. Nawet jeśli nim nie jestem, to się nim stanę.) Następne, mordercze wyzwania. Nieodnalezione atrybuty. Nieodnalezione smoki z Pradawnej Siódemki. Ryk, który wydałem
w korytarzu. Symbol Iluzji.
            Trochę się tego nazbierało. Do tego Oculus jeszcze nie powrócił. Ale kiedy tylko
o tym pomyślałem, od razu pojawił się w kieszeni.
            - Więc opowiesz nam, co się wydarzyło? – zapytała Nina.
            - W końcu zorientowałem się, że jeśli patrzysz na światło, zaczynają dopadać cię nudności i nie możesz funkcjonować normalnie. Z zamkniętymi oczami postanowiłem szukać wskazówek. Obszedłem całą komnatę i znalazłem pięć tuneli: Seta, Ozyrysa, Anubisa, Izydy
i Ra. Ozyrys, Set i Anubis nie za bardzo mi pasowali. Izydę też odrzuciłem, ponieważ to od niej przyszliśmy. Więc pozostał tylko Ra. Kiedy tylko dokonałem wyboru, blask opadł. Poszedłem was cucić. Tyle. A teraz chodźmy i przekonajmy się, czy wybrałem dobrze.
            Weszliśmy do tunelu. Nic nie wskazywało na nieszczęście. Ze ścian spływał łagodny dla oka blask, trochę mocniejszy niż w innych pomieszczeniach Labiryntu. Gdyby to przemyśleć, to w końcu tunel Ra. Szliśmy i szliśmy, a drogi nie było końca. Z każdym kolejnym krokiem traciłem nadzieję. A może to zły wybór? Może to być pułapka. Każdy mógł skojarzyć, że trzeba pójść tunelem Ra, aby dotrzeć do jego Insygni.
            ~Tyle, że nie każdy mógł odczytać te hieroglify. One były przeznaczone specjalnie dla ciebie.~
            ~Skąd możesz to wiedzieć? A tak w ogóle, to skąd tak dużo wiesz o Labiryncie?~
            ~Bo pomagałem go budować.~ wyznał po chwili wahania.
            ~Co?! To czemu nam nie pomagasz?!~
            ~Bo obiecałem to Jasonowi.~
            ~Aha.~ powiedziałem, a widząc, że przyjaciele się na mnie patrzą, zapytałem ~Jak mam ukrywać to, że z tobą rozmawiam?~
            ~Nie możesz tego ukrywać?~
            ~Dlaczego?~
            ~Na to nie ma sposobu. Moja energia przenika cię, ale nie martw się. Przy naszej następnej rozmowie nikt nie pozna, że ze mną rozmawiasz.~
            ~Czemu?~
            ~Bo będziesz już przyzwyczajony. A przyzwyczajony organizm pamięta o mruganiu.~
            ~Czyli to po prostu przechodzi?~
            ~Tak.~
            ~A możesz mi powiedzieć, czy dobry tunel wybrałem?~
            ~Każdy był dobry. Po prostu z czterech nie wyszlibyście żywi.~
            ~Słyszę, że żarcik się komuś wyostrzył.~
            ~Dobrze wybrałeś.~
            ~Dzięki. Do usłyszenia.~
            ~A może nawet do zobaczenia. Wkrótce. A potem dokonasz czynów, o jakich magom się nie śniło.~
            Ostatni fragment puściłem mimo uszu. Jakich ja czynów mogę dokonać? A potem przeszedłem na inny tok myślenia. Czyli jednak go zobaczę. Ciekawe, jak wygląda. Kim on jest? Ale na głębsze przemyślenia zabrakło mi czasu. Weszliśmy do następnej komnaty. Wyglądała tak, jak każda inna komnata w Labiryncie. Kamienne ściany, podłoga i sufit. Tylko światło jaśniało bardziej, pewnie z bliskości korytarza Ra. Z pomieszczenia wychodziły dwa, inne od naszego, wyjścia. Podszedłem do jednego z dalszych tuneli. Oznaczono go piorunem, a gdy przeszedłem pod drugie, zobaczyłem, że jego naznaczono trójzębem. Zeus
i Posejdon. Niebo i morze. A w pomieszczeniu wraz ze mną i Adamem stały dzieci tych dwóch bogów. Nick od razu skierował się w stronę przejścia swego ojca. Nina go powstrzymała.
            - Korytarz Lęków. – powiedziała.
            - Korytarz czego? – zapytałem.                      
            - Korytarz Lęków. – odpowiedziała – Tu Jason sprawdzi, czy umiemy przezwyciężyć swoje lęki.
            - A jak nie będziemy umieli?
            - Lepiej skupmy się na tym, że będziemy umieli. Wydaje mi się, że ja powinnam iść w korytarz Zeusa, a Nick w korytarz Posejdona.
            - A my? Ja i Adam?
            - Wybierzcie, komu bardziej ufacie.
            O to jest pytanie. Komu bardziej ufam? Nickowi, z którym zdobywałem Berło Królów, a którego potem wyzwałem na pojedynek? Czy Ninie, która jako jedyna myśli, że mogę być Smoczym Synem, a która jednak wtrąciła się w pojedynek, nie pozwalając mi uratować przyjaciela? Nina jednak cierpliwie wyjaśniała mi każde zagadnienie magii. A Nick uleczył mnie po spotkaniu ze Zwierzem Seta.
            Długo myślałem. W końcu wybrałem Ninę. Podszedłem do niej, a Adam poszedł w kierunku korytarza Posejdona. Wraz z Władczynią Kluczy wszedłem do Korytarza Lęków. Szliśmy przez chwilę w milczeniu. Patrzyłem pod nogi, ale źle się to dla mnie skończyło. Wpadłem na Władczynię Kluczy i przewróciłem się w tył.  Uderzyłem głową w twardy kamień i zemdlałem.
            Kiedy obudziłem się, zobaczyłem córkę Zeusa stojącą tyłem do mnie. Cała drżała. Ze strachu. Na szczęście tunel był dość szeroki, aby pomieścić dwie osoby. Przeszedłem na drugą stronę i stanąłem naprzeciw ciemnowłosej dziewczyny. Nie miałem pojęcia, co robić.
            - Wiesz, że to tylko iluzja. – powiedziałem.
            Zareagowała. Na chwilę przestała trząść się, lecz potem znowu zaczęła. Widziałem nadzieję.
            - Wróć do nas. Potrzebujemy cię. Wracaj do nas.
            Dreszcze ustały. A moja przyjaciółka padła na plecy. Upadłaby na ziemię, gdyby nie to, że ją podtrzymałem. Usiadłem na ziemi i położyłem jej głowę na kolanach. Czekałem przez chwilę.
            - Co się stało? – zapytała, gdy już się obudziła.       
            - Przestraszyłaś się czegoś.
            - Pamiętam. Tonęłam w morzu. Ale mogłam to przewidzieć.
            - Co przewidzieć?
            - Powinniśmy oszukać Jasona. Mogliśmy pójść w korytarz Posejdona.
            - Za późno. Pewnie gdzieś z tyłu już czeka na nas kolejna bariera.
            - Więc trzeba iść dalej.
            Przez pewien czas szliśmy w milczeniu. Zastanawiałem się, co może mnie wprowadzić w taki stan, jaki widziałem u Niny. W normalnym świecie boję się tylko paru rzeczy, ale skoro to nie jest normalny świat… Cóż wszystko może się zdarzyć. W tym świecie nadal wiele rzeczy było dla mnie niezrozumiałych. A niektóre były nawet za bardzo zrozumiałe. Nessos i to, co może on zrobić wszystkim… no po prostu wszystkim. Rytuał Inicjacji i to, co może tam mnie czekać. W końcu lista urosła na tyle, że przestałem ją prowadzić. Przerwałem milczenie, zadając od dawna nurtujące mnie pytania:
            - Kiedyś powiedziałaś mi, że Bóg jest największym władcą świata i że jest władcą bogów. O co w tym wszystkim chodzi? Jest wiele wiar i co? Niektóre nie są prawdziwe?
            - Wszystkie są prawdziwe. Mówiłam ci już kiedyś, że wiara daje moc. Wszystko, w co kiedykolwiek wierzono, istnieje.
            - Potwory pod łóżkiem też?
            - Nie. Wiara jednego dziecka nie wystarcza. Ale odbiegamy od tematu. Bóg jest największym władcą świata i władcą bogów, ponieważ On pozwolił im istnieć. Wszystko, w co wierzono podlega cenzurze. Jeśli jest wystarczająco dobre, przechodzi dalej. Jeśli nie, tak jak potwory pod łóżkiem, wypada.
            - Dlaczego Bóg nie odrzucił greckich, egipskich bogów?
            - Bo w to ludzie chcieli wierzyć. A zauważ, że teraz nikt w nich nie wierzy. Większość ludzi to katolicy. Tak właściwie, to nigdy nie istniało wielu bogów. Grecy, Egipcjanie, Rzymianie, Majowie nie pojmowali jak jedna istota mogłaby unieść cały ciężar świata. Wszyscy ludzie widzieli tego samego Boga, tylko że tamci rozdrobnili go na kilka innych bóstw. Zauważ, że wszyscy egipscy bogowie łączą się, tworząc to wszystko, co my widzimy.
            - To jak możemy być dziećmi różnych bogów?
            - Każdy z nas urodził się normalnie. Przy udziale dwójki rodziców. Ale przy Chrzcie Świętym okazało się, że zostaliśmy wybrani tak, jak prorocy w dawnych czasach i obdarzeni wyjątkową mocą.
            - Rozumiem. A jeśli chodzi o ten Rytuał Inicjacji…?
            - Nie. Tego nie mogę ci powiedzieć.
            I znów zapadło milczenie. Choć być może chciała coś powiedzieć, ale nie mogła, bo weszliśmy do sali tronowej Nessosa. Mroczny Centaur wybiegł, popatrzył się na mnie i strzelił piorunem w naszą stronę. Nie. W stronę Niny! Chciałem pociągnąć energię, aby otoczyć ją tarczą, ale kiedy zaciągałem magię, napotkałem strasznie bolesny opór. Wtedy przypomniałem sobie, że tak naprawdę znajdowaliśmy się w Labiryncie Arcymaga. Iluzja ustąpiła natychmiast. Popatrzyłem się na Władczynię Kluczy, uśmiechnąłem się i zemdlałem.

*

            Oczywiście nie powiedziałam Łukaszowi, że słyszałam, jak mówił, że mnie potrzebują. Niech sam się domyśli. Złapałam go i usiadłam na podłodze. Położyłam jego głowę na kamieniu i myślałam o Smoczej Przepowiedni. ,,Klucznikiem Posejdona Smoczy Syn zostanie, smoki przegna lub sam się nim stanie.”. Tak naprawdę większą nadzieję żywiłam do tej części ,,sam się nim stanie.”. Chociaż uważałam ataki smoków za lekko uciążliwe, wiedziałam, że same smoki nie są problemem. Ale nigdy nie podzieliłabym się tą myślą z Folosem. Wygnałby mnie z obozu. Od zawsze miałam jedno pragnienie. Aby obóz zaprzestał ciągłej walki ze smokami. Być może obecność Łukasza coś zmieni.
            Chciałam mu coś powiedzieć odnośnie Rytuału Inicjacji. Ale nie mogłam. Musiałam patrzeć, jak on cierpi wewnętrzne męki. Ale to dopiero początek. Jeśli moje wizje sprawdzą się, to Łukasz cierpiał będzie nie tylko męki wewnętrzne.

*

            Obudziłem się z głową na kolanach Niny. Wstałem.
            - Jak to zrobiłeś? – zapytała.
            - Prosto. Zamknąłem oczy i upadłem.
            - Nie to. Jak powstrzymałeś iluzję?
            - Próbowałem pociągnąć magię, a kiedy nie mogłem tego zrobić, przypomniałem sobie, że jesteśmy w Labiryncie.
            Chwilę szliśmy w milczeniu, aż Władczyni Kluczy zapytała:
            - A co zobaczyłeś?
            - Powiedzmy, że złożyliśmy Nessosowi niezapowiedziane odwiedziny i trochę się zdenerwował.
            Nie przeszliśmy dziesięciu metrów, a trafiliśmy do ciemniejszego pomieszczenia z przeszklonym sufitem, z którego odchodziły dwa wyjścia. Nim nasze oczy przyzwyczaiły się do standardowego półmroku, z wyjścia na prawo od nas wyszły dwie postacie.
            - Ostendite. – szepnąłem, a w mojej dłoni pojawił się kryształowy łuk.
            Wziąłem jedną ze strzał i naciągnąłem ją na cięciwę. Już miałem zwalniać pocisk, gdy zauważyłem coś znajomego w zachowaniu ludzi. Opuściłem broń.
            - Absconde. – w mojej kieszeni pojawiła się kostka.
            - Jak wam poszło? – spytałem towarzyszy udręki.
            - Chyba dobrze. – odpowiedział Nick.
            - Żyjemy. – zapewnił Adam.
            Po chwili zagłębili się w rozmowie z Niną. Oprócz Oculusa mam Łuk Apolla i Nieskończone Strzały. Raczej te prawdziwe. Usiadłem pod ścianą. Dalej nic nie wiedziałem
o Rytuale Inicjacji. Co to jest? Czy jest niebezpieczne, a jeśli tak, to jak bardzo? Czy jest tam ktoś do pomocy, czy to samotna wyprawa? Czy to w ogóle jest wyprawa? O co w nim chodzi? Mam się bać? Będę mógł mieć ekwipunek, albo przynajmniej jakąś broń?
            W mojej głowie kotłowało się jeszcze wiele niewyjaśnionych pytań, jak na przykład: Co czyha na nas jeszcze w Labiryncie? Czy mogę być Smoczym Synem? Co czeka mnie po Rytuale Inicjacji. Ile atrybutów musimy jeszcze zdobyć? Ile atrybutów ma Stowarzyszenie Mrocznego Księżyca? Jaką rolę odegram w wojnie z nimi? Czy przepowiednia mówi o mnie? A jeśli nie o mnie, to o kim?
            Stwierdziłem, że i ta lista jest już wystarczająco długa. Zaproponowałem pozostałym odpoczynek w tej względnie bezpiecznej komnacie. Chciało mi się spać, jednak zgłosiłem się na pierwszą wartę. I mimo że mojemu organizmowi chciało się spać, to mój rozum bał się zasnąć. Bał się tego, co w tym śnie może się pojawić.
            Rozłożyłem śpiwór pod ścianą. Wsunąłem się w niego i zacząłem wpatrywać się w pustkę. Oczy same mi się kleiły. Jednak rozbudziłem się, gdy poczułem, że coś jest nie tak. Za mocno ściskałem Oculusa. Kiedy przemieniłem go w łuk, wyciągnąłem strzałę z czerwoną lotką i naciągnąłem ją na cięciwę. Wyciągnąłem zapalniczkę ze swojego plecaka i zapaliłem ją. Na przyjaciół padł czerwonawy blask. Oprócz nich nie zobaczyłem nic wrogiego. Nie mogłem jednak pozbyć się wrażenia, że ktoś mnie obserwuje. Nagle z drugiego wejścia wypłynęła biała mgła. Zgasiłem światło. Jakaś postać poruszała się po drugiej stronie pomieszczenia. Gdy podeszła bliżej, zobaczyłem, że to człowiek. Wycelowałem w sylwetkę. Jednak nie mogłem zabić niewinnego człowieka. W końcu zrobiłem coś głupiego.
            - Kim jesteś? – zapytałem.
            - Tymoteusz. – odpowiedział, podchodząc bliżej – Były członek Stowarzyszenia Mrocznego Księżyca.
            - Dlaczego były? Wykopali cię za złe sprawowanie, czy jak?
            - Nie. Po prostu chcę odejść. Wysłali mnie tu na zwiady. Jeśli bylibyście tu, miałem was zabić.
            - To czemu tego nie zrobisz?
            - Z czterech powodów. Po pierwsze po prostu nie chcę was zabijać, po drugie nie zabiłem jeszcze nikogo i nie mam zamiaru tego robić, po trzecie trafiłem do Stowarzyszenia przypadkiem, a chcąc się wypisać, napotkałem opór, a po czwarte chcę do was dołączyć. Ale jeśli nie wierzysz mi i zechcesz mnie zabić, to jestem między młotem a kowadłem.
            - Z powodu?
            - Nie mam broni, a nie mogę używać magii.
            - To dlaczego wysłali cię bez broni?
            - Bo myśleli, że mogę używać magii.
            - Pierwsze pytanie. Możesz opuścić mgłę?
            - A ty łuk?
            - Czuję się bezpieczniej.
            - A to nie moja mgła. Mam dobre zamiary. Gdybym chciał was wymordować po cichu, zrobiłbym tak. – nic się nie stało.
            Wiedziałem jednak, że rzucił na siebie zaklęcie niewidzialności. Przypomniałem sobie tę samą historię z Niną, kiedy to dowiedziała się, iż potrafię przezwyciężyć tę iluzję. Chyba lepiej byłoby, abym nie pokazał mu, że go widzę.
            - Nie możesz używać magii. – powiedziałem.
            - Więc jak trafiłeś do Stowarzyszenia Mrocznego Księżyca przypadkiem? – kontynuowałem.
            - No może nie przypadkiem. Powiedzmy, że pierwsze moje wspomnienie pochodzi właśnie z Kwatery Głównej Stowarzyszenia. A to znaczy, że albo mnie podebrali, albo…
            - …urodziłeś się tam. – dokończyłem.
            - Tak. A kiedy miałem sześć lat, powiedzieli mi o magii, bogach, o tym, że jestem dzieckiem Hadesa. A potem nauczyli mnie magii. Przez osiem lat znosiłem ich zbrodnie, ale kiedy tylko nadarzyła się okazja, uciekłem i zwróciłem się z pomocą do was.
            - Znajduje się u was jakiś syn Posejdona?
            - Nie, a czemu pytasz?
            - Żeby zaspokoić ciekawość.
            - Powiesz mi, jak ty masz w ogóle na imię?
            - Łukasz. – powiedziałem ostrożnie.
            - Nie było cię w Aktach. – szepnął prawie niesłyszalnie.
            - W jakich Aktach?
            - Akta to zbiór wszystkich herosów i magicznych stworzeń z Obozu ,,Olimp”.
            - Skąd wy w ogóle macie taki zbiór?
            - Od zawsze byli u was szpiedzy. Przesyłali, a nawet przesyłają wiadomości o was.
            - Znasz ich?
            - Nie. Systemy bezpieczeństwa. Zna ich tylko Nessos. Nawet nie znają sami siebie.
            - Powiedzmy, że wierzę we wszystko, co mi powiedziałeś. Dlaczego inni nie przyszli z tobą?
            - Zaklęcia zabezpieczające. Udało im się złamać te chroniące cały Labirynt, ale, jak na razie, nie udało im się złamać zabezpieczeń od Korytarza Lęku.
            - Wierzę ci.
            - Dlaczego? – opuściłem łuk i wzruszyłem ramionami.
            - Powiedzmy, że przekonała mnie twoja historia. – nie mogłem mu powiedzieć, że mnie nie da się okłamać – Ale to, że przekonałeś mnie, nie znaczy, że przekonałeś resztę mojej grupy. Prześpij się.
            Wyglądał tak, jakby nie spał z tydzień. Nie wziął nawet śpiwora. Miał ze sobą jedynie mały plecak. Spartańskie warunki. Gdy już zasnął, przyjrzałem mu się dokładniej. Mimo że jest synem Hadesa, nie ubiera się tak, jakby nim był. Niebieska koszulka, czarne spodenki i szare buty. Czarne włosy na krótko przycięte. Był trochę wyższy ode mnie. Ponownie usiadłem pod ścianą. Nie wpadł mi do głowy żaden pomysł, jak zająć sobie czymś czas, więc z nudów zacząłem strzelać do ściany. Potem podchodziłem, aby wyjąć strzały, wracałem na miejsce i znów trafiałem. Doszedłem do wniosku, że mam niezłe umiejętności w łucznictwie i że lepiej mierzę, kiedy stoję. W końcu zaczęły nudzić mnie zwykłe strzały, toteż wyjąłem te z kolorowymi piórami. Jakie mam strzały? Wyciągnąłem kartkę z listem. ,,Jedna z nich jest odporna na wybuchy, druga na ogień, trzecia na trucizny, czwarta na zmiany, piąta nie jest na nic odporna, a szósta jest tajemnicza.” A miałem sześć rodzajów strzał. Kryształowe i z piórami: białymi, czerwonymi, niebieskimi, brązowymi i zielonymi. ,,…odporna na wybuchy…” to chyba brązowa. ,,…na ogień…” na pewno czerwona. ,,…na trucizny…” to raczej zielona. ,,…na zmiany…” niebieska. ,,…na nic odporna…” biała. ,,…tajemnicza…” to kryształowa.
            ~Dobrze?~
            ~Strzelaj.~
            ~Jakbyś po prostu nie mógł powiedzieć.~
            ~Jakbyś po prostu nie mógł docenić rozrywki.~
            Kazał strzelać. Nie wiedziałem, czy dokładnie to miał na myśli, ale wziąłem strzałę z czerwonymi piórami.
            - ,,Ignis.” – szepnąłem.
            Drzewce momentalnie zapaliły się. Nałożyłem je na cięciwę i wystrzeliłem. Po podejściu zauważyłem, że po ogniu nie został nawet ślad. Tak wypróbowałem wszystkie pociski. (Oprócz brązowych. Uznałem, że wybuch mógłby okazać się trochę dziwny.) Kryształowe nadal pozostawały dla mnie tajemnicze, a nie znalazłem żadnego zaklęcia, które nie mogłoby być użyte inną strzałą. Coś mi podpowiadało, że nie są to strzały uniwersalne, a odpowiedniego do nich uroku nie znajdę. Poszperałem chwilę w plecaku i znalazłem zegarek. Dochodziła szósta. Pora wstawać. Zacząłem od Niny, potem obudziłem Nicka, a na końcu Adama. Omówiłem z nimi kwestię nowego maga.
            - Nie wiem jak wy, ale ja mu wierzę. – zakończyłem.
            - Nie możemy mu ufać. – powiedziała Władczyni Kluczy.
            - A czy ja mówię, aby mu zaufać? Ja mu wierzę, nie ufam.
            - Ale…
            - To się różni. – uprzedziłem córkę Zeusa.
            - To powiedz, czym to się różni.
            - Gdybyśmy mu ufali, to postawilibyśmy go na warcie. A że mu wierzymy, to nie postawimy go na warcie, prawda?
            - Nie wiem nawet, czy możemy mu wierzyć.
            - Jestem z Łukaszem. – zasiadł po mojej stronie Władca Życia – W końcu nas nie wymordował. A miał ku temu okazję. Gdyby rzucił zaklęcie niewidzialności…
            - Widać jak wierzysz we mnie.
            - Mógł cię zajść od tyłu.
            - Jestem z nimi. – zaoponował się Arcymag.
            - Dobra. – ciemnowłosa dziewczyna poddała się – Wygląda nawet niewinnie.
            Zakończyliśmy dyskusję, bo Tymoteusz się obudził.
            - Cześć. Jestem Tymoteusz. – przedstawił się.
            Wyczułem, że napięcie cały czas rośnie, więc zaproponowałem:
            - Idziemy?
            - A mamy coś jeszcze do roboty? – zapytała Nina.
            - Ostatecznie możemy czekać i później walczyć z resztą Stowarzyszenia Mrocznego Księżyca. – stwierdziłem – Idźcie przodem, dogonię was.
            Kiedy poszli, przywołałem Oculusa, wyciągnąłem strzałę z brązową lotką. Wcisnąłem się do tunelu.
             - Explosio.
            Wypuściłem pocisk. Gdy zderzył się ze ścianą, usłyszałem i zobaczyłem wybuch. Rzuciłem się w głąb korytarza. Potem podbiegłem, aby zobaczyć pozostałości po eksplozji, ale okazało się, że wszystko ocalało. Lotki, drzewce i ostrze było całe. Dobiegłem do towarzyszy.
            - Co tam się działo?
            - Próbowałem czegoś.
            - Jakiejś nowej, wybuchowej sztuczki? – zażartowała Władczyni Kluczy.
            Przeszliśmy może z pięćdziesiąt metrów i natrafiliśmy na rozwidlenie.
Z pomieszczenia odchodziły cztery kolejne przejścia. Jedno oznaczono smokiem, drugie ćmą, trzecie żółwiem, a czwarte krokodylem. A na obwodzie komnaty zobaczyłem napis: wnocyspokojniemożemychodzić,bomagiąnasniezabijesz,ogniasięnieboimy,niconnamniezrobi. Po prostu nic nie znaczący ciąg liter.
            - To który korytarz wybieramy?
            - Coś mi się zdaje, że metoda: ,,Entliczek, pentliczek, czerwony guziczek …” nie pomoże, a nawet zaszkodzi.
            - Kto powiedział, że musi być ,,entliczek”. Ta zagadka musi mieć jakieś logiczne rozwiązanie. Ma ktoś kartkę i długopis?
            Dostałem przybory do ręki. Przepisałem ciąg liter. Dałem przerwę tam, gdzie znajdowały się przecinki. Wnocymożemyspokojniechodzić, bomagiąnasniezabijesz, ogniasięnieboimy, niconnamniezrobi. Coś sobie przypomniałem. W podstawówce musieliśmy rozdzielać litery na słowa. Po pięciu minutach miałem gotowe przesłanie. Odczytałem je zebranym:

W nocy możemy spokojnie chodzić,
Bo magią nas nie zabijesz,
Ognia się nie boimy,
Nic on nam nie zrobi.

            - Dodatkowo drzwi zostały oznaczone czterema zwierzętami: smokiem, żółwiem, ćmą i krokodylem.
            - Ani jednego z tych zwierząt nie zabijesz magią.
            - A ćmy? – zapytałem.
            - To tak, jakbyś strzelał z armaty do komara.
            - Ćma odpada. Jest ,,chodzić”, a ćmy latają.
            - ,,Ognia się nie boimy, Nic on nam nie zrobi.”. To będą dwa kluczowe zdania. Żółwie boją się własnego cienia. Krokodyle mimo że ognia się nie boją, może je zabić. A smoki są ognioodporne.
            - I mamy jakieś logiczne rozwiązanie.
            Weszliśmy w korytarz smoka. Po chwili znaleźliśmy się w kolejnej komnacie. Okrągłej, już bez przeszklonego sufitu. Na środku, otoczona trzydziestoma terakotowymi, tańczącymi wojownikami, klęczała płacząca kobieta. Wszedłem pierwszy. W głowę uderzył mnie mały kamień. Popatrzyłem do góry. Zobaczyłem popękany sufit. Widocznie magia bardzo osłabła. Jednak tylko fragment był w opłakanym stanie. Na szczęście.
            Z pomieszczenia nie dało się wyjść inną drogą. Kiedy jednak wszyscy weszliśmy, okazało się, że z pomieszczenia nie da się wyjść żadną drogą. Ze ścian dobiegał głos:

Tańczą nagle w krąg,
A ja płaczę, 
Mogę uciec stąd,
Majaczę.

            - To nie jest przypadkiem fragment piosenki Ewy Farny. Ten… ,,Znak”? – jako pierwszy ocknąłem się ze zmieszania.
            - Tak, to jest to. – odpowiedziała Nina.
            - Ale skąd Jason ją znał? – zapytał Adam.
            - A bo ja wiem. – powiedział Nick.
            - To teraz potrzebujemy tylko planu jak przejść to wyzwanie. – stwierdziłem – Mamy trzydziestu wojowników i jedną kobietę potrzebującą pomocy. – coś nagle mnie uderzyło – Wyciągnąć broń.
            - Po co?
            W chwili, gdy Tymoteusz to powiedział, wojownicy ożywili się. Na każdego człowieka przypada po sześciu wojowników. Ale oczywiście na każdego innego poszła dwójka. Tylko ja miałem takiego pecha, że na mnie rzuciło się dwudziestu dwóch.
            - Gladius.
            W mojej dłoni pojawił się miecz. Przeciąłem dwóch pierwszych żołnierzy, lecz oni zaraz się odrodzili. Sufit wykonano z kamienia, więc nie mogłem używać magii. Kątem oka zauważyłem, że jeden z naszych wrogów chwyta kobietę i gdzieś ją ciągnie. Przeskoczyłem w tamto miejsce i przeciąłem terakotę. Ustąpiła bez najmniejszego oporu, jednak po chwili znów zaczęła zbierać się w kupę.
            - Macie jakiś pomysł? – krzyknąłem.
            - Nie! – odpowiedzieli.
            Walczyłem dalej. Ale nie mogę tego robić w nieskończoność. Razem z przyjaznym posągiem dotykaliśmy już ściany. Dostałem włócznią w rękę. Poczułem, jak wylewa się ze mnie krew. Potem uderzono mnie także w drugą rękę i nogę. Później drzewcem w pierś. To już koniec. W ustach czułem żar. I nagle stało się coś dziwnego. Wydałem ryk, taki sam, jak ten z wyzwania strachu, a kukły rozsypały się. Oprócz tej przyjaznej. Z jej ran lał się piasek. Popatrzyłem na nią. Pokazała mi dwa palce, dach i siebie. Z tego, co zrozumiałem, sufit stał się przeszklony, ale mamy limit dwóch zaklęć. Pamiętałem, jak uleczyć człowieka, więc wykorzystałem tę wiedzę i zasklepiłem ją. Już miałem leczyć i siebie, ale zobaczyłem, że Nina trzyma się za rękę i pierś. Podszedłem do nich.
            - Co się stało?
            - Dziabnął ją jeden z wojowników. – powiedział Władca Życia.
            - Mamy jeszcze limit jednego człowieka do wyleczenia. Lecz ją.
            - A ty?
            - Ja sobie jakoś poradzę.
            - Myślisz, że nie wiem, co tu się dzieje? Możesz być Smoczym Synem, ostatnią nadzieją do pokonania smoków. Ciebie trzeba leczyć.
            - Lecz ją. – nacisnąłem na niego.
            - Jak chcesz. – po chwili Władczyni Kluczy była zdrowa.
            Przeszedłem na drugą stronę sali. Po chwili terakota zaczęła odpadać od posągu. Kiedy całkowicie odpadła, ujrzałem białą, praktycznie widmową, piękną kobietę. Nie mogłem dostrzec dokładnych szczegółów. Całe jej ciało falowało. Na sobie miała założoną suknię tego samego koloru, co skóra. Ubranie wisiało na niej luźno tak, jakby kupiła je o rozmiar za duże.
            ~Dziękuję.~
            Gdy do mnie przemówiła, poczułem falę wdzięczności, ale i troski. Dopiero później zorientowałem się, że to nie moje uczucia. Skądś pamiętałem ten rodzaj komunikacji, lecz nie pamiętałem skąd.
            ~Od lat tkwiłam tu, czekając na człowieka, który mnie uwolni.~
            ~Na mnie?~
            ~Wygląda na to, że tak.~
            ~Ale, jeśli można spytać, to co pani tu robiła?~
            ~To długa historia, ale w skrócie Jason wymyślił wyzwanie czystego serca, aby sprawdzić przyszłego posiadacza Insygni.~
            ~Ale dlaczego się pani zgodziła?~
            ~Ja chciałam sprawdzić obecnego Smoczego Syna.~ zakończyła rozmowę. Dotknęła mojego ciała, a rany znikły.
            Przyjaciele podbiegli. Po zdziwionych spojrzeniach, Nina zapytała:
            - Dobrze się czujesz?
            - Nie wiem.
            - A co się właściwie stało?
            - Chyba właśnie przeszliśmy wyzwanie czystego serca.
            Z tyłu rozległ się jakiś hałas.
            - Słyszeliście to? – rzuciłem niepotrzebne pytanie.
            - C… co? – odpowiedział Tymoteusz.
            Ponownie rozległ się trzask, a potem eksplozja.
            - To. Czy to to, co myślę?
            - Raczej tak. Niestety tak.
            - Idźcie. Zatrzymam ich.
            - Jak?
            - Mam pewien plan.
            Kiedy reszta weszła do tunelu, ja przemieniłem Oculusa w łuk. Miałem pewien pomysł. Tylko potrzebowałem jednego. Tak. sufit nadal jest przeszklony. Błagałem tylko, aby zaklęcie zadziałało. Wyciągnąłem zwykłą strzałę. To jest szalone.
            - Explosio. – szepnąłem i wypuściłem pocisk.
            Trafił dokładnie w jedną ze szczelin sufitu. Z góry posypały się głazy. A ja, niesiony siłą wybuchu, wpadłem do korytarza. Podniosłem się, i poszedłem dalej. Przyjaciele czekali. Ostatnie, co pamiętam, to mój upadek i rzucenie się Nicka, aby mnie ratować. Potem zemdlałem.

*

            Znów śnił mi się biały smok. Tym razem staliśmy na jakiejś górze. Stamtąd widziałem lasy, pola uprawne i pastwiska. Tak, idealne miejsce dla śnieżnego gada.
            ~Słyszałem.~ powiedział mi mentalnie.
            ~To ty jesteś Speceresem?~
            ~Tak. A ty Łukaszem.~
            ~Tak.~
            ~To nie było pytanie, tylko stwierdzenie. Chcę cię gdzieś zabrać.~
            Zniżył się tak, abym mógł wsiąść na jego grzbiet. Złapałem się jego sierści. Gdy wystartowaliśmy, widziałem, jak trawa, a nawet drzewa uginają się pod siłą podmuchu wywołanego przez smocze skrzydła. Po krótkiej chwili wylądowaliśmy na wierzchołku Smoczej Góry. Zobaczyłem nawet wejście do Labiryntu.
            ~Jak?~ zapytałem.
            ~Co?~
            ~Jak możesz przebywać w granicach obozu bez wiedzy Folosa?~
            ~A skąd wiesz, że bez wiedzy Folosa?~
            ~Bo Nina mówiła, że wszystkie smoki z Pradawnej Siódemki są jeszcze zamknięte.~
            ~No tak. Po pierwsze, jestem smokiem. A wszystkie smoki, nawet te spoza Pradawnej Siódemki, mają wolność tak, jak wy. A po drugie… Smocza Góra nie leży w granicach obozu. Wszystko dokoła już tak.~
            ~Dlaczego?~
            ~Kiedyś o Smoczą Górę stoczyła się wielka bitwa.~
            ~Naprawdę?~
            ~Nie. Po prostu poprosiliśmy Folosa, aby odstąpił nam tę część jego terenu.~
            ~Po co?~
            ~Bo mieliśmy coś do ukrycia.~
            ~Co takiego?~
            ~Niestety kiedyś się dowiesz. Ale teraz pora wracać. A wkrótce się spotkamy. Na żywo.~
            Sen prysł. Gdy otworzyłem oczy, zobaczyłem, że nadal znajdowaliśmy się w tunelu. Była noc. Skąd wiedziałem? Wszyscy, oprócz Niny spali. Władczyni Kluczy gorączkowo nad czymś myślała.
            - Dzień dobry. – zwróciłem jej uwagę na siebie – Nad czym tak myślisz?
            - Nad niczym ważnym.
            - To o czym nieważnym myślisz?
            - O tym, co zaśpiewać na końcowym karaoke.
            - Na czym?
            - Na koniec każdego okresu pobytu na obozie mamy pewne wydarzenie. Nazywamy je końcowym karaoke, bo w sumie śpiewamy. Każdy mag musi coś zaśpiewać.
            - A ty właśnie myślisz, co zaśpiewać?
            - Dokładnie. A ty, umiesz śpiewać?
            - Nie wiem. Nigdy jeszcze nie próbowałem, chyba że w jakimś większym gronie, gdzie nikt mnie nie będzie słyszał.
            - Kiedyś trzeba zacząć.
            Wyciągnęła z plecaka kartkę papieru. Popatrzyłem na tytuł. ,,Musical ,,Wicked” – Defying Gravity ”. Skądś rozległa się muzyka.
Nina
Something[1] has changed within me
Something is not the same
I'm through with playing by the rule…s
Of someone else's game
Ja
Too late for second-guessing
Too late to go back to sleep
It's time to trust my instincts
Close my eyes: and lea…p!
Nina
It's time to tr…y
Def…ying gravity
I think I'll tr…y
Def…ying gra…vity
Ja
Kiss me goodby…e
I am def…ying gravity
And you won’t bring me down!
Nina
I'm through accepting limits
''Cause someone says they're so
Ja
Some things I cannot change
But till I try, I'll never know!
Nina
Too long I've been afraid of
Losing love I guess I've lost
Ja
Well, if that's love
It comes at much too high a co…st!
Nina
I'd sooner bu…y
Def…ying gravity
Ja
Kiss me goodby…e
I'm def…ying gravity
Nina
I think I'll tr…y
Def…ying gravity
And you won’t bring me down!
I'd sooner bu…y
Def…ying gravity
Ja
Kiss me goodby…e
I'm def…ying gravity
Nina
I think I'll tr…y
Def…ying gravity
And you won’t bring me dow…n!
Nina, Ja
bring me dow…n!
Ohh ohhh ohhhh!

- Ładnie śpiewasz. – powiedziała po chwili ciszy.
            - Ty też. – oddałem jej kartkę – Która godzina?
            - Coś około trzeciej.
            - Idź spać.
            - Nie powinieneś się przemęczać.
            - Ty też nie. A uwierz, jak na razie nie mam ochoty na sen.
            - Jak chcesz.
            Wsunęła się do śpiwora.
Czy Speceres mieszka na Smoczej Górze? A jeśli tak, to dlaczego nigdy wcześniej go nie widziałem? A może…? Przypomniałem sobie, jak siedziałem na zajęciach ze strategii przed moją pierwszą Bitwą o Tron. Zobaczyłem wtedy lecącego smoka. Być może był to Sprceres? Jednak żywiłem nadzieję, że to ,,wkrótce się spotkamy” nastąpi wcześniej niż później. I za mojego życia. Ale głos też cały czas powtarza, że spotkamy się za niedługo. Czy Speceres może być spokrewniony z głosem. A może Speceres i głos to ta sama osoba? Ale to było nieprawdopodobne. Przynajmniej takie mi się wydawało.
Zakończyłem te rozmyślania. Uznałem temat za zamknięty. Nie miałem żadnych dowodów ani za, ani przeciw. Przez resztę czasu siedziałem i nic nie robiłem. Uznałem, że reszta miała już swoje warty. Coś do mnie dotarło. Zaraz zejdziemy do końca Labiryntu. Schodziliśmy coraz bardziej w dół, a chyba już dalej nie dało się zejść. Jason mówił, że wyzwań jest dziewięć. Policzmy. Skakanie, Chnum, odwaga, zręczność, czyste serce, wybór.
A przeszliśmy ich dopiero sześć. Więc gdzie pozostałe trzy?
            Wyczułem, że nastał już poranek. Zacząłem budzić przyjaciół. Pierwszą obudziłem Ninę, a potem resztę.
            - Kiedy rozmawiałem z Jasonem, on powiedział mi, że wyzwań jest dziewięć.
            - No i… - powiedział Nick.
            - A przeszliśmy tylko sześć.
            - No i…
            - Czuję, że jesteśmy już blisko.
            - A tak właściwie, to czemu Jason ukrył wszystkie atrybuty, skoro miał je wszystkie, to mógł zostawić je nam. – zapytał Adam.
            - Według nas, nie. – odpowiedziała Władczyni Kluczy – Pewnie nie chciał, aby ktoś miał w zasięgu ręki wszystkie atrybuty.
            - Nie wiadomo, co mogłoby się stać. – dopowiedział Władca Życia.
            - To wy nic nie wiecie? – zadał pytanie Tymoteusz.
            - Ale że o czym?
            - Kiedy wszystkie atrybuty znajdą się na odpowiednich miejscach, ukażą zagadkę do jednego, najpotężniejszego z nich. Gniewu bogów.
            - Czego?
            - Gniewu bogów. Przed wiekami, kiedy bogowie zesłali swoje atrybuty na ziemię, spotkali się wszyscy. Egipcjanie, Grecy i Rzymianie. Oddali część swej mocy do przypadkowego przedmiotu.
            - Zrobili kopię zapasową.
            - To dlatego Stowarzyszenie chce zdobyć wszystkie atrybuty. – dokończył syn Hadesa.
            - A wiesz, po co im on?
            - Tego nie.
            - Chcą zniszczyć świat. – powiedziała Nina.
            - Nie wydaje mi się, aby to było celem głównym Nessosa.
            - Chce wzmocnić swoją magię. – stwierdziłem.
            - To na pewno.
- Więc dlaczego Jason nie chciał dać wszystkich atrybutów nam? – nie dawał za wygraną Adam.
            - Bo nie chciał, aby taka moc znalazła się w czyimś posiadaniu, dopóki nie będzie potrzebna.
- Albo chciał, aby znalazła się w rękach Arcymaga. – rzekłem.
            - Albo nawet w rękach Smoczego Syna. – zgadywała córka Zeusa.
- A ty znowu swoje?! – krzyknął syn Posejdona – Smoczy Syn może pojawić się za tysiące lat!
            - Pomyśl. Nie zdarzyła się jeszcze taka sytuacja, aby na przyporządkowanie ktoś czekał tak długo. Ja zostałam określona zaraz po tym, jak przeszłam granice obozu. Musi być jakiś powód. A tym powodem jest to, że Posejdon nie określi Łukasza, aby nie dawać mu większego zmieszania i odpowiedzialności.
Trzeba to zakończyć. Nina mówiła, że lepiej, aby nikt nie dowiedział się o tym, że mogę być Smoczym Synem. Przeszedłem tak, aby tylko ona mnie widziała i pokazałem jej znak kończący rozmowę. Przejechałem bokiem dłoni po szyi.
            - Ale mogę się oczywiście mylić. – zrozumiała.
            - Dlaczego Stowarzyszenie Mrocznego Księżyca nie ukradło nam jeszcze wszystkich atrybutów, skoro chce dostać Gniew bogów? 
            - Odnaleziony skarb jest łatwiej ukraść, niż ten ukryty. – zauważyła Nina.
- Fakt.
Przypomniałem sobie o swoim śnie. Już miałem poinformować resztę o Speceresie mieszkającym na Smoczej Górze, ale w porę się powstrzymałem. Gdybym im powiedział o Smoku Widzenia, najpewniej naraziłbym cały wywód Niny o tym, że mogła się pomylić. Więc postanowiłem, że jak na razie zachowam to dla siebie. Poszliśmy więc dalej. Szliśmy i szliśmy. Dłużyło mi się to w nieskończoność.
            Już miałem uznać, że dzień przypomnienia nie był taki zły. Ale oczywiście trzeci był zły.



[1] ,,Wicked” – Defying Gravity Stephen Schwartz na podstawie powieści  Winnie Holzman